ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Tides From Nebula  ─ Aura w serwisie ArtRock.pl

Tides From Nebula — Aura

 
wydawnictwo: selfmade 2009
 
1. Shall We? [6:29]
2. Sleepmonste [5:00]
3. Higgs Boson [6:13]
4. Svalboart [1:39]
5. Tragedy Of Joseph Merrick [5:38]
6. Purr [4:20]
7. It Takes More Than One Kind Of Telescope To See The Light [3:40]
8. When There Were No Connections [5:48]
9. Aprico [8:16]
 
Całkowity czas: 46:58
skład:
Adam Waleszyński – guitar / Maciej Karbowski – guitar / Przemek Węglowski – bass / Tomasz Stołowski – drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,2
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,5
Dobra, godna uwagi produkcja.
,2
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,7
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,19
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,32
Arcydzieło.
,20

Łącznie 88, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
11.04.2009
(Gość)

Tides From Nebula — Aura

Oj, jak ja nie lubię poniedziałków. Znowu pięć dni w robocie ciężkiej harówy w oczekiwaniu na kolejny, pewnie jeszcze bardziej pracowity weekend. Ale ten poniedziałek był inny. Wchodzę do studia, a tam czeka na mnie prezent. Świeży zapach farby drukarskiej rozchodził się już od korytarza. Wodził mnie za nos i wskazywał drogę. „My treasure”, rzekłby Golum, gdyby to był prezent dla niego. Ale nie!!! To mi ktoś szczerze postanowił umilić poniedziałek. Więc to „My treasure...”

Ów prezencik to oczywiście „Aura”, debiutancki krążek warszawskiego kwartetu Tides From Nebula. Zespół starł już sobie zęby na scenach całej Polski i sieje postrach wśród kapel startujących we wszelkiej maści konkursach muzycznych. Teraz w końcu doczekaliśmy się też czegoś, co możemy kontemplować w miękkich papuciach w domowym zaciszu. Tylko szczerze radzę, zaopatrzcie się w jakieś gumki mocujące, bo papucie mogą wam pospadać.

Jaka jest ”Aura”? Na pewno nie jest to muzyka do słuchania przy świecach. No chyba, że ktoś dysponuje takimi, które można wystawić na zewnątrz podczas huraganu, a te będą stać i świecić niewzruszone. Myli się jednak ten kto, myśli, że Tides From Nebula grają muzykę szybką, złą i bluźnierczą. Nic z tych rzeczy. Chłopaki za grosz w sobie satanasa nie mają. Są jednak bardziej apokaliptyczni, niż tuzin blackmetalowych hord wyciągniętych prosto z lasu. Słuchając „Aury” mam wrażenie, że ta mogłaby być ścieżką dźwiękową do jakiejś superprodukcji traktującej o bliżej nieokreślonej krzywdzie na narodzie amerykańskim. Nie jest to bynajmniej zarzut. Wręcz przeciwnie. W Hollywoodzie może by ich nie docenili, ale jest naprawdę klimatycznie i ciężko, a muzyka, która sączy się z głośników, wprowadza w trans. Nie jest to jednak jakieś przynudzanie zakompleksionych małolatów, tylko twórczość złożona z ciekawych pomysłów, bez zbytniego popisywania się typu, zobacz jaki, młody jestem, a jaką solówkę, czy połamańca potrafię zagrać. Tego na „Aurze” nie ma. Jest to album z tych, na których nie wyróżniam poszczególnych utworów. Nie ma sensu. Tej płyty słucha się jako całość, pewną opowieść o wielu ważnych sprawach i ludzkich tragediach. Co jest treścią, mówią nam jedynie tytuły utworów i dźwięki sączące się z głośników. Przy natłoku albumów wypełnionych 70 minutami muzyki, chwali się chłopakom, że płyta jest krótka, spójna i nie nudzi. Nie ma na niej żadnych wypełniaczy. Dzięki temu chce się ją włączać ciągle i jeszcze raz, i jeszcze.... Ech.

Co gra Tides From Nebula? Choć wiele już w życiu płyt przeszło przez moje łapska, nie pokuszę się o zaszufladkowanie muzycznej zawartości „Aury”. Na płycie nie znajdziecie popisów instrumentalnych, a dobrze skomponowaną w całości, ciekawą i intrygującą muzykę. Warszawski kwartet to kolejny fenomen na naszym rodzimym rynku muzycznym. W sumie, drugi po Animations młody, bardzo obiecujący zespół, który w ostatnim czasie postanowił wydać płytę w całości instrumentalną. Z tego co się orientuję taki był zamysł członków zespołu, a nie jedynie trudności w znalezieniu odpowiednio obdarzonego przez naturę śpiewaka. O ile muzycy wspomnianego Animations postawili na techniczne granie inspirowane „Drimami”, co w mnogości dźwięków z natury powinno być ciekawe, to „Tajdsi”, jako Ci z zupełnie z innej beczki muzycznej, dźwięków grają zdecydowanie mniej, ale nie mniej intrygująco. Tides From Nebula znalazło sposób na czerpanie z dokonań wielkich tuzów muzyki progresywnej. Czerpanie, a nie kopiowanie, o co w światku muzycznym ostatnimi laty ciężko. Czasami, gdzieś tam w tle pojawi się delikatne muśnięcie w nuty a la Pink Floyd czy Porcupine Tree, by za chwilę uraczyć nas mocnym, nowoczesnym, metalowym brzmieniem. Zastanawiające jest to, że pomimo braku wokalisty, kapela jest w stanie zbudować świetny klimat, a słuchając tego krążka nie brakuje nam niczego. Czy Tides From Nebula, zdecyduje się kiedyś na wokalistę? Czas pokaże. Nic na siłę i dobrze, bo kiepski wokal mógłby tylko popsuć to, co chłopaki z takim polotem tworzą. Swoją drogą, bardzo ciekawi mnie jaki wokalista wpasowałby się w ten klimat. Może jakieś propozycje?

Warto wspomnieć też o nietuzinkowej oprawie graficznej wydanego własnym nakładem digipaka. Dawno nie widziałem tak dobrego projektu. Helder Pedro wykonał kawał dobrej roboty. Mroczna, ciekawa okładka i cały layout albumu, pasuje idealnie do tego, co muzycy serwują na srebrnym krążku. Tak jak muzyka nosi w sobie znamię tajemniczości, tak projekt ten stawia pytanie, na które słuchacz musi sobie sam odpowiedzieć. Mam nadzieję, że ta, nomen omen, aura tajemniczości, pozostanie z zespołem na dłużej i na kolejnym albumie Tides From Nebula uraczą nas kolejnymi frapującymi dźwiękami. A to może nastąpić już niedługo. „Tajdsi” bowiem wygrali dwa tygodnie temu Asymmetry Festival i zgarnęli sesję nagraniową. Spodziewać się zatem możemy za czas jakiś pysznej epki. Smacznego.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.