ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Dresden Dolls, The  ─ The Dresden Dolls w serwisie ArtRock.pl

Dresden Dolls, The — The Dresden Dolls

 
wydawnictwo: Roadrunner Records 2003
 
1. Good day [5:51]
2. Girl anachronism [2:59]
3. Missed me [4:53]
4. Half jack [5:57]
5. 672 [1:24]
6. Coin-operated boy [4:46]
7. Gravity [4:19]
8. Bad habit [3:01]
9. The perfect fit [5:45]
10. The jeep song [4:50]
11. Slide [4:30]
12. Truce [8:34]
 
Całkowity czas: 56:53
skład:
Amanda Palmer - piano, toy piano, vocals / Brian Viglione - drums, guitar, backing vocals / Ad Frank - electric guitar, backing vocals / Shawn Setaro - bass guitar, acoustic guitar / Sasha Forte - violin, viola / Johnathan Sacks - cello
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,1

Łącznie 9, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
28.02.2009
(Gość)

Dresden Dolls, The — The Dresden Dolls

Muzyczne duety zaczęły zyskiwać wraz z nowym tysiącleciem coraz większą popularność. Dość jednak nietypowy układ personalny dla muzyki rockowej umożliwił zaistnienie wielu ciekawym zespołom, wśród nich wskazać można: Tenacious D (od połowy lat 90-tych), The White Stripes, The Kills, The Raveonettes, itd. Do tej grupy śmiało da się zaliczyć powstały w 2001 roku The Dresden Dolls, mimo że ta kapela odstaje dość wyraźnie od reszty. O ile we wcześniej wymienionych zespołach brzmienie gitarowe było tak czy inaczej podstawą, to tutaj zastąpione zostało ono pianinem oraz bardzo ciekawym image zespołu.

Ta druga kwestia w pewnych kręgach jest dość powszechna; być może to swojego rodzaju tęsknota za takimi miejscami jak Chat Noir czy Moulin Rouge lub niemieckim Buntes Theater. Melancholijne spojrzenie w stronę tego czym kiedyś były kabarety: pomalowane twarze, piosenki prześmiewcze (często bliskie erotyzmowi), różnego rodzaju skecze. Miejsca, wokół których urosła legenda, podsycana oczywiście przez film Boba Fosse'a. Dorzućmy do tego garnitury, meloniki czy inne nakrycia głowy, ludzi chodzących na szczudłach, połykających ogień, mimów i jeszcze jakieś żywe rzeźby... Obraz relatywnie pełny.

Poznali się na imprezie halloween w 2000 roku, a właściwie to Viglione wypatrzył Amandę Palmer dającą solowy występ przy pianinie. Musiało to zrobić na nim spore wrażenie, gdyż niedługo potem zaczęli razem grać. Już sama konwencja pianina i perkusji jest o dziwo dość przyjemna dla ucha, a jednocześnie sposób w jaki Amanda traktuje (gwałci niekiedy?) swój instrument wręcz każe inaczej na niego spojrzeć.

Można stwierdzić, że to głównie Amanda Palmer jest mózgiem całego projektu, a Brian Viglione idealnie się dopasował do stylistyki, uzupełnia osobowość sceniczną koleżanki. Bo ta kobieta to prawdziwy żywioł, kipiące emocje, które są w stanie porwać każdego. Nie chcę tutaj deprecjonować jej postkabaretowych starszych i młodszych kolegów, z takich zespołów jak Tiger Lillies, Lonely Drifter Karen, Rosenstolz, Antony & The Johnsons czy Pretty Balanced, ale Amanda emanuje na większą skalę sporą charyzmą, ciekawą osobowością i uniwersalnym talentem, który pozwolił zespołowi wypłynąć na szerokie wody.

Utwory Dresden Dolls są bezkompromisowe w swojej emocjonalności, porywające i stanowcze. Chociażby przy „Slide” i „Truce” atmosfera nieco posępnej powagi udziela się słuchaczowi, w „Coin-operated boy” nie sposób się nie uśmiechnąć na tę sympatyczną bajeczkę, a niemal już sztandarowe „Girl anachronism” jest objawieniem rozedrganego szaleństwa. W tym ostatnim pianino jest wszędzie, rozpędzone, opętańcze oraz głos Amandy, który potwierdza nie najmocniejszą i zdecydowanie rozchwianą kondycję psychiczną bohaterki piosenki, przy pełnym kunszcie wokalnym. Jest więc tu pełen wachlarz emocjonalny, dobrego i złego samopoczucia, spokoju i zdenerwowania, irytacji i wszystkiego innego. Dla każdego coś się znajdzie. Zresztą to nie dziwne w przypadku zespołu, który zagrał „War pigs” na klawiszach...

Mimo dość równego i wysokiego poziomu zespół nie uchronił się przed błędami debiutanckimi. Nieco słabszymi pomysłami wydają się tutaj „Bad habit” i „The jeeb song”, z czego pierwsze kojarzy mi się właśnie za bardzo z „Girl anachronism”, drugie drażni odrobinę. Być może podanie jako deser tych dwóch utworów uderzających w podobne nuty ponurości też nie było najpomyślniejsze. Ciekawie i inaczej z kolei przedstawia się krótki „672” brzmiący jak nagranie domowe – dyktafon w okolicach pianina, nieśmiałe wejrzenie w bezmakijażowe oblicze zespołu. Tak czy inaczej jest to album bardzo ciekawy, przede wszystkim objawiający nieprzeciętną sceniczną osobowość, którą jest Amanda Palmer.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.