Pamiętacie, jak ponad rok temu ogłoszono, że Phil Collins wraca do Genesis. Że ruszają w trasę koncertową, że znowu mistrzowie rocka progresywnego wyjdą na scenę w aplauzie tłumów? Ilu z nas zacierało wtedy ręce, że wreszcie ich zobaczy? Że nic nas już nie powstrzyma, że wreszcie w naszym kraju TEN ZESPÓŁ (bo z cały szacunkiem, ale Genesis z Wilsonem na wokalu i, co gorsza tymi dwoma panami wspomagającymi grupę na koncercie w Spodku w 1997 roku to była … nuuuuuda, by nie rzec porażka).
Niestety nie mogłem pojechać na ubiegłoroczny, czerwcowy koncert Genesis na stadionie śląskim. Niestety. Co prawda nie zmokłem dzięki temu niemiłosiernie, ale też nie będę miał czego wspominać. Czapki z głów dla tych, którzy byli.
Dla nich (dla tych co byli) i dla pozostałych (choć pewnie w większości dla tych) jest album Live Over Europe 2007. Zawierający nagrania z wielu koncertów grupy, połączonych w całość na stole mikserskim w taki sposób, że gdyby nie opis, nikt z nas by się nie zorientował, że to nie jest jeden jedyny w całości zagrany koncert.
Hity. Co tu dużo mówić. Coś dla starych fanów (Dukes Intro, In The Cage, Cinema Show, Duke’s Travel, Firth Of Fifth, I Know What I Like, Ripples, Los Endos i Carpet Crawlers). Coś dla nowych fanów (pozostałe nagrania). Plus utwory pośrednie (choć trochę szkoda, że Genesis są tak przywiązani do Domino i Home By The Sea). Taki The Best Of z oklaskami.
Generalnie to bardzo dobry album. Świetnie zagrane No Son Of Mine (ach to solo w finale nagrania), fajny (jak to zwykle u nich) składak In The Cage / Cinema Show / Duke’s Travel przechodzący płynnie w Afterglow. Bardzo zadowalający fragment płyty. Potem mały odpoczynek (można iść zrobić sobie kawę) w postaci niepotrzebnego Hold On My Heart. A zaraz po nim Follow You, Follow Me, jak za starych dobrych czasów w latach siedemdziesiątych. No i finał pierwszej płyty absolutnie porywający. Najpierw instrumentalna część – ta najbardziej zawsze oczekiwana – Firth Of Fith, tym genialnym solo, doskonale odegranym przez Daryla Stuermera. A zaraz po niej I Know What i Like – pierwszy przebój Genesis tu zaśpiewany i zagrany z taką mocą, że aż dech zapiera. Druga płyta zaczyna się od Mamy, co odnotowujemy i zapominamy, po czym zespół przechodzi do Ripples. Chyba jeden z piękniejszych fragmentów na płycie. Jest po prostu magicznie. Każdy element tego utworu zagrany perfekcyjnie, oto jest Genesis na jakie czekaliśmy 10 długich lat (albo nawet dłużej!). Potem jeszcze miłe dla ucha Throwing It All Away, następnie Domino (jakoś można je przeżyć), okrojone Tonight, Tonight, Tonight, przebojowe Invisible Touch i wydłużone I Can’t Dance. I to prawie byłby koniec, gdyby nie gratka dla starych fanów. Najpierw wspaniałe Los Endos kończące część główną koncertu, a potem, na ostatni bis niezapomniany Carpet Crawlers. Sześć minut nieoszlifowanego piękna.
Live Over Europe. Tak to sobie wymyślili, że poskładają album koncertowy z wielu fragmentów. Fani, ci najbardziej zagorzali kupili pewnie płyty poprzez www.themusic.com (o czym pisaliśmy w naszym serwisie), a pozostali mniej wymagający mogą sobie powspominać, jako to pięknie nam się koncertowe lato 2007 roku otworzyło. Pomimo tego, że na Live Over Europe nie ma ani jednego nagrania z Polski. Ale, czy to przeszkadza? Nie sądzę. Dobra płyta, można posłuchać.