ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Monkey3 ─ Monkey3 w serwisie ArtRock.pl

Monkey3 — Monkey3

 
wydawnictwo: Buzzville Records 2004
 
1. Last Gamuzao (8:25)
2. Bimbo (7:44)
3. Electric Mistress (4:41)
4. Chillao (5:31)
5. 35007 (6:54)
6. Narcotic Jam (4:56)
7. Darkman’s Nose (5:51)
8. Boris Nuts (5:46)
9. Lividity (The Melvins) (13:48)
 
Całkowity czas: 63:40
skład:
Boris – guitars / Picasso – bass / Walter – drums / Mister Malpropre – keyboards
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,1

Łącznie 8, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
19.05.2007
(Recenzent)

Monkey3 — Monkey3

To będzie recenzja typu „każdy kiedyś zaczynał czyli… jak hartowała się stal”. Rzecz, co widać w tytule, dotyczy grupy Monkey 3. Przed ich ubiegłoroczną płytką „39 Laps” pochyliłem się nisko i uważam ją za jedną z najwartościowszych na przełomie ostatnich miesięcy. Należę do fanów mających takie skrzywienie, polegające na dążeniu do zdobywania kolejnych pozycji artysty, który raz mnie zachwycił. Dopadło mnie to i tym razem. Zatem… przed państwem debiut Monkey 3.

Dla pewnego porządku warto przypomnieć tylko krótko, że to kwartet ze Szwajcarii, z dwoma płytami na koncie.

Teraz dźwięki. Jeśli za podstawowe wyznaczniki stoner rocka uznamy powolne tempa, basowe riffy, psychodeliczne improwizacje, pojawiające się tu i ówdzie pogłosy podkreślające kosmiczność muzyki, to Monkey 3 jest na tej płycie kapelą absolutnie stonerrockową, czerpiącą garściami od prekursorów stylu, za których to uważa się Led Zeppelin czy Black Sabbath. Trudno roztrząsać to co dociera do naszych uszu kawałek po kawałku. Wszystko tworzy spójną całość i najlepiej tak ją odbierać. A ponieważ jest to muzyka instrumentalna, właściwszym byłoby opisać obrazy, jakie wywołuje. Te z pewnością do optymistycznych nie należą…

Ciemny pokój, gdzieś w nim tlący się niewielki promyk światła a tuż obok w rogu, z przyklejonymi do ścian dłońmi, drapiącymi mocno wypłowiałą farbę, człowiek. Człowiek bezradny, porażony lękiem i czymś złym, które za chwilę ma nadejść. Docierająca doń muzyka… TA muzyka, ma być dla niego wybawieniem ale jej mroczność pogłębia stan frustracji, niepokoju, traumy. Czuje się jak w matni. W pokoju robi się duszno i ciasno. Tymczasem muzyka napiera. Porażająco niskie dźwięki wprowadzają ściany w złowieszcze drżenie, a dochodzące z głośników szydercze uśmiechy pogłębione efektem echa stają się rzeczywistością. Powtarzalne gitarowe motywy snujące się w nieskończoność wprowadzają w trans, z którego nie ma wyjścia.

Uff… chyba trochę odleciałem w tej niemal apokaliptycznej wizji zamkniętego w domowej klatce człowieka ale pierwszy mój kontakt z tym dziełem takowy obraz wywołał. Może więcej w niej fantazji i kosmosu niż sensownej i rzetelnej psychologii, lecz z pewnością wszystkie te pierwiastki w muzyce Monkey 3 się łączą. Wystarczy posłuchać spinających cały krążek klamrą rewelacyjnego, rozpoczynającego całość „Last Gamuzao” i kończącego „Lividity” (zresztą z płytki „Stoner Witch” z repertuaru The Melvins) aby przekonać się, że obraz wykreowany przeze mnie coś w sobie ma. Pisałem przed chwilą o mym odlocie w tworzeniu swej wizji? Właśnie! Wypływa w tych dźwięków sporo „zakazanych środków”. Tytuł szóstego na płycie „Narcotic Jam” mówi wszystko.

Zejdźmy na ziemię. Na albumie dominują naturalnie kawałki długie i długaśne (ostatni utwór, choć lekko oszukany, bo zawierający kilkuminutową ciszę, trwa niemalże kwadrans). Moim faworytem jest jednak najkrótszy na krążku, niespełna pięciominutowy „Electric Mistress”. Mimo, że jego pierwszą minutę stanowią ciche dźwięki instrumentów perkusyjnych na tle klawiszy, to przez następne ponad dwieście sekund obcujemy z niesamowitym motywem melodycznym wprowadzającym nas w stan totalnej hipnozy.

Nie chcę powiedzieć, że debiut Monkey 3 przerasta drugie dzieło grupy, bo tak oczywiście nie jest. Brak mu tej głębi, większej wyrazistości poszczególnych utworów oraz (nie bójmy się tego powiedzieć) lepszych melodii, które przykuwają uwagę na „39 Laps”. Niemniej jest to płyta z klasą, do której warto dotrzeć i którą warto posłuchać. Najlepiej w nocy, samotnie… jeśli się nie boicie.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.