Time [05:14]; Where To We Go? [04:35]; Marionette [03:47]; A Sigh Of Despair [05:14]; The Essence [04:15]; Everyday [05:01]; Never Stop [05:37]; Tomorrow [04:24]; Lighthouse [06:17];Lighthouse Pt2. [12:31]
Całkowity czas: 56:54
skład:
Sami Asp – vocals; Jukka Ruotsalainen – guitars; Alessandro Lotta – bass; Markus Niemispelto – drums; Mikko Härkin - keyboards
Jest rok 1998. Mikko Harkin (ex – Sonata Arctica keyboards) i Jukka Ruotsalainen (guitar), tworzą nowy projekt. Dołącza do nich Sami Asp (voc) i Markus Niemispelto (drums). Brakowało tylko basisty. Muzycy zdecydowali się na Alessandro Lotta (ex – Rhapsody). Na takich fundamentach powstaje Wingdom. Zespół debiutuje na arenie muzyki progresywno – metalowej w 2005 roku , wydając album „Reality”.
Zawiera on dziesięć kompozycji. Postanowiłem jednak, że nie będę opisywał każdego utworu z osobna. Przedstawię jedynie moje stanowisko co do niektórych. Weźmy na przykład pierwszy z kolei „ Time”. Przykro mi stwierdzić, ale jak dla mnie za dużo w nim wtórności. Znajduję tutaj elementy np. z utworu „Change Of Seasons”oraz „Six Degrees Inner Turbulence” Widać, że muzycy wzorowali się, bez wątpienia, na mistrzach progresywnego metalu – Dream Theater. Może aż za bardzo? Podążają niestety przetartymi ścieżkami, co psuje ich wizerunek. Nie ukazują tutaj niczego nowego, niczego świeżego, co by mogło zwrócić uwagę słuchacza.
Następne kompozycje nie zawierają w sobie rewelacji, którymi można by się zachwycać. Jednak trochę inaczej spojrzałem na uplasowany na piątym miejscu „ Essence”. Musze przyznać, że głoś Pana Aspa, momentami przypomina mi głos Jamesa LaBrie. Nie tak wysoki, jak u Kanadyjczyka, lecz równie mocny. Sami fajnie buduje nastrój. Raz agresywny, a innymi czasy spokojny i opanowany. Jak dla mnie to najlepszy utwór na tym krążku. Kolejny „ Everyday”, znów jest wtórny, albowiem już sam wstęp, kojarzy mi się ze Stratovarius - „ Dreamwaver”. W podobnym tempie pulsuje bas i do tego monotonnie grająca perkusja. To kolejna szrama na tym albumie. Utwór, na który warto zwrócić uwagę to „ Tomorow”. Naprawdę dobry, melodyjny i równy. Fajnie zagrane solówki gitarowe, do tego momentami bajkowe klawisze, nadają kolorytu, temu szaremu albumowi. Do niczego, przyczepić się nie mogę.
Co do reszty materiału? Nic specjalnego i porywającego. Nie rzuciła mnie na kolana. Można posłuchać. Powiem jednak, że pomimo tych uwag, jest to płyta równa i statyczna. Nie ma większych dołków, z których by nie można było wyjść. Widać, że chłopaki poświęcili sporo czasu i za to należy im się szacunek. Mam nadzieję, że to nie koniec twórczości Wingdom. Czekam na ich nowe pomysły, z nadzieją, że będą lepsze. Wiem, że ciężko jest stworzyć coś naprawdę oryginalnego i dobrego, szczególnie, gdy jest to debiut. Dlatego nie przekreślam tego zespołu, bo ma on potencjał i pewnie nie jedno nam jeszcze pokaże.
P.S Chciałbym bardzo serdecznie podziękować Lothien za dostarczony materiał muzyczny.