ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Wingdom ─ Reality w serwisie ArtRock.pl

Wingdom — Reality

 
wydawnictwo: High & Loud 2005
dystrybucja: Mystic
 
Time [05:14]; Where To We Go? [04:35]; Marionette [03:47]; A Sigh Of Despair [05:14]; The Essence [04:15]; Everyday [05:01]; Never Stop [05:37]; Tomorrow [04:24]; Lighthouse [06:17];Lighthouse Pt2. [12:31]
 
Całkowity czas: 56:54
skład:
Sami Asp – vocals; Jukka Ruotsalainen – guitars; Alessandro Lotta – bass; Markus Niemispelto – drums; Mikko Härkin - keyboards
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,5
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,4
Arcydzieło.
,1

Łącznie 14, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
14.01.2007
(Gość)

Wingdom — Reality

Chwała Naczelnemu za to, że się pomylił i podrzucając mi płytkę Wingdom przypisał im germańskie korzenie. Dzięki temu podszedłem do „Reality” bez uprzedzeń – a tych pewnie podświadomie bym nabrał, gdyby prawda była mi znana. Może nawet odrzuciłbym album na półkę, zajmując się słuchaniem pozycji hipotetycznie ciekawszych i zapomniał o nim po kilku chwilach. Bo przecież zwykle, gdy fińskim metalowcom dać klawisze, kończy to się nieznośnym melodyjnym patatajem w klimacie Stratovarius czy Sonata Arctica. Skojarzenie z tym drugim jest zresztą jak najbardziej uzasadnione, z tej formacji wywodzi się bowiem klawiszowiec Mikko Harkin. Bywają w tym kraju także nieco mroczniejsze pozycje, ale trudno, patrząc po nazwie i okładce, podejrzewać Wingdom o granie doomu. Jeśli dodać, że wśród Finów kryje się pochodzący ze słonecznej Italii i (o zgrozo!) z Rhapsody basista – Alessandro Lotta i że od dłuższego czasu zatrważająca większość progmetalowych tuzów powoduje u mnie mdłości, „Reality” jest ostatnią płytą, za którą powinienem chwycić. A jednak chwyciłem. I, co gorsza, wpadłem po uszy.

Czym więc wyróżnia się debiut Wingdom pośród masy melodyjnych i progresywnych metalowców? Warstwą instrumentalną? Nie, przecie to Queensryche z lekką nutką Dream Theater! Wokalem? Skądże, toż to Dream Theater z lekką nutką Queensryche! Queens Theater, jak stwierdził Naczelny. Oczywiście nie udało się uniknąć kilku charakterystycznych dla fińszczyzny klawiszowych melodyjek. Całość brzmi mocno amerykańsko, z paroma typowymi dla naszych zachodnich sąsiadów przyśpiewami. Ujmując to skrótowo – na „Reality” nie ma krztyny oryginalności, jest za to nieco kiczowatych przygrywek, kilka niezłych solówek, wpadające w ucho refreny i parę łamańców tudzież fragmentów lirycznych pozwalających powyższe dzieło wrzucić do szufladki z prog metalem. To wszystko sprawia, że nordycka ekipa niczym nie powinna wyróżniać się z multum jej podobnych. Ale... właśnie, w tym miejscu pojawia się ogromne ALE! Cały wic polega na tym, że ograne patenty Wingdom upitrasił w nader smakowitym sosie. Prawie wcale nie czuć, że podany kotlet już wcześniej lądował na patelni. Może to zabrzmi banalnie, ale słuchając „Reality” odnoszę wrażenie, że panowie nie weszli do studia z założeniem „nagramy progmetalową płytę”, „będziemy jak Dream Theater” albo „jak ukradniemy parę pomysłów Geoffowi Tate'owi to na pewno ktoś to kupi”, tylko stworzyli to na co mieli ochotę, to co czują, to co ich grzeje. I dyndało im, czy zabrzmią jak Queensryche, czy jak Modern Talking. Może i własnego stylu brak, lecz trudno odmówić Finom talentu do pisania ładnych melodii.

Trudno odmówić im, wymaganej w gatunku jakim się parają, technicznej precyzji. A jeśli jeszcze zauważymy, że tutejsza wersja LaBriego śpiewa nieco niżej niż oryginał, a i w wysokich rejestrach nie zawodzi – otrzymamy niezmiernie sympatyczną muzykę. Czasem mocniejszą („Where Do We Go”; „A Sigh Of Despair”), czasem delikatniejszą („Everyday”). Zostaniemy poczęstowani esencją takiego grania w „The Essence”. A gdyby tego było mało, na końcu jest deser. Nazywa się „Lighthouse” i ma dwie części. Pierwsza, krótsza, zakończona perkusyjną solówką, jest jeno preludium do dwunastominutowej perełki na samym końcu. Przesiąkniętej duchem tej lepszej strony neoproga, zachwycającej kapitalnym śpiewem Samiego Aspa, pełnej zarówno klawiszowych pasaży, jak i całkiem fajnych riffów. Nieunikającej zmian tempa. Urzekającej... ciszą i Ayreonowym kosmosem. Przedniej, po prostu.

„Reality” jest doskonałym przykładem na to, że można zagrać na cudzym patencie, ale z polotem. Co z tego, że krążek ów jest odtwórczy do bólu, skoro słucha się go często przyjemniej niż wszelakich opus magnum gatunku. Co z tego, skoro brak tu typowej dla metalu progresywnego pretensjonalności. Skoro, w przeciwieństwie do wielu płyt wyjadaczy, równą radochę sprawia lecący w tle, jak i kontemplowany w skupieniu. Dlatego znacznie częściej będzie lądował w moim odtwarzaczu niż wiele znacznie „ambitniejszych” dziełek. Czego i Wam życzę.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.