1.Moonchild [05:42]/ 2.Infinite Dreams [06:09]/ 3.Can I Play With Madness [03:31]/ 4.The Evil That Men Do [04:35]/ 5.Seventh Son Of a Seventh Son [09:54]/6.The Prophecy [ 05:06]/ 7.The Clairvoyant [04:27]/ 8.Only The Good Die Young [04:42]
Całkowity czas: 44:06
skład:
Bruce Dickinson: Vocals
Steve Harris: Bass, String Synth
Dave Murray: Lead & Rhythm Guitar
Adrian Smith: Lead & Rhythm Guitar, Synth
Nicko McBrain: Drums
Wszystkim fanom maidenowskich dźwięków chciałbym dziś przybliżyć, na ile to możliwe, moje uczucia związane z jedną płytą. Mam na myśli genialny, w pełni progresywny „Seventh Son Of Seventh Son”. Album ten powstał w 1988 roku i nadal uważany jest za jeden z najlepszych w dorobku „Żelaznej Dziewicy”.
Dlaczego progresywny?
Czytając kiedyś wywiad z Stevem Harrisem, dowiedziałem się, że od najmłodszych lat był zagorzałym fanem takich kapel jak: Pink Floyd, Genesis, Focus czy chociażby Yes.
Basista wspomniał również, że chciałby stworzyć coś, co pozwoli mu rozwinąć skrzydła. Był i z pewnością nadal jest zafascynowany tym nurtem.
I tak właśnie narodził się „Seventh Son Of Seventh Son”.Album odniósł ogromny sukces nie tylko w Wielkiej Brytanii, lecz na całym świecie, a na szczycie list przebojów znalazł się utwór „Infinite Dreams”.
Powiem szczerze, że gdy krążek zagościł w moim odtwarzaczu, byłem mile zaskoczony. Usłyszałem stare dobre heavymetalowe granie z elementami symfonicznego rocka. Materiał zarejestrowany na tej płycie wykracza zdecydowanie poza granice zwykłej, szablonowej metalowej muzyki.
To tyle tytułem wstępu…
Za pierwszym razem, gdy słuchałem tego albumu, w mej głowie zrodziły się dwie myśli.
Jedna „to naprawdę jest super”, a druga :„to bardzo nierówna płyta”.
Uważałem, że takie utwory jak „Can I Play With Madness” zupełnie odbiegają od „progresywnej” reszty. Jednak myliłem się. Po wielokrotnym przesłuchaniu i dogłębnej analizie wszystko do siebie pasowało. Każdy utwór był integralną częścią tego dzieła.
Albumowym „otwieraczem” jest „Moonchild”. Blisko sześciominutowy, majestatyczny i zróżnicowany. Na początku cicho i spokojnie, potem następuje kanonada ciężkich riffów i szybkiej perkusji. Typowy heavymetalowy utwór. Jak na początek całkiem niezły.
Drugim jest, słynny z list przebojów „ Infinite Dreams”. Dla mnie tak naprawdę w tym utworze zaczyna się wykwintne granie. Bardzo rozbudowana sekcja gitarowa, wyśmienite solówki, miażdżący bas Harrisa i wyrażająca furię „McBrainowska” perkusja. Całość wypełnia zdumiewający, potężny głos Bruce’a Dickinsona. To właśnie on jest tą „wisienką na torcie”. Niesamowity utwór. Z pewnością„ Seventh Son Of Seventh Son” jest koncept albumem, o czym świadczą kolejne utwory. „ Can I Play With Madness” i „ The Evil That Man Do” są uzupełnieniem tego znakomitego krążka. Dopieszczone pod względem instrumentalnym jak i lirycznym prowadzą nas w tajemniczy świat mistrzowskiego utworu jakim jest sam „ Seventh Son Of Seventh Son.
Blisko dziesięciominutowa kompozycja jest po prostu powalająca. Zapiera dech w piersiach, gdy się jej słucha. Progresywne elementy dają się zauważyć w każdej minucie.
Kiedy na drugim planie Bruce tajemniczym głosem wypowiada słowa „ He Is The Chosen One… So it shall be written, So it shall be done”, dobiega nas dźwięk „focusowskich” klawiszy. Steve Harris, jak słychać, czerpał inspiracje od swoich mistrzów.
Co mogę dalej powiedzieć? To genialny utwór. Nic dodać, nic ująć. Jest on doskonałym przykładem, jakimi znakomitymi muzykami są muzycy Dziewicy.
„Seventh Son Of Seventh Son” choć nie jest krótkim utworem, nie zanudza, a wręcz przeciwnie zachęca do zanurzenia się w głębi dźwięków. Po prostu mistrzostwo w każdym calu.
Utwory, które znalazły się na szóstej i siódmej pozycji na krążku ukazują niewyobrażalny i niekończący się, moim zdaniem, potencjał tego zespołu. „The Pilgrim” – znakomicie zagrane solówki, mocny brzmiący bas i perkusja, tworzą tło i zarazem przestrzeń, którą idealnie wypełnia niebiański głos Bruce’a. Burza dźwięków kończy się niezwykle spokojnym brzmieniem gitary akustycznej. Coś niespotykanego.
Za każdym razem, gdy tego słucham, dreszcz emocji i podziwu przepływa przeze mnie. „The Clairvoyant” – siódmy na płycie, słynie głównie z cudownej na wstępie solówki zagranej na basie. Środkowa cześć utworu nie posiada niczego zdumiewającego, lecz na to miano zasługuje końcówka. Właśnie w niej Dickinson ukazuje swoje możliwości wokalne.
Ma czym chłop oddychać :-). „Only The Good Die Young” zamyka ten cudowny krążek. Podobnie jak pierwszy utwór, jest typową heavymetalową kompozycją. Lecz jest na swój sposób specyficzny. W końcówce utworu słyszymy te same wersy, które Bruce wypowiadana na początku w „Moonchild”. Przyznam, że to bardzo oryginalne i rzadko spotykane rozwiązanie. Jednak, jak dobrze wiedzą wszyscy fani, Żelazna Dziewica zawsze zaskakuje. Za to przecież ich kochamy.
Dwa zdania na koniec.
Uważam, że każdy fan tej brytyjskiej kapeli, powinien ten album mieć i znać na pamięć. Tego się nie da opowiedzieć, trzeba po prostu posłuchać i posmakować dźwięków, serwowanych przez Harrisa i jego „bandę”.