ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Krokus ─ Hellraiser w serwisie ArtRock.pl

Krokus — Hellraiser

 
wydawnictwo: AFM Records 2006
dystrybucja: Mystic
 
01 Hellraiser/ 02 Too Wired To Sleep/ 03 Hangman/ 04 Angel Of My Dreams/ 05 Fight On/ 06 So Long/ 07 Spirit Of The Night/ 08 Midnite Fantasy/ 09 No Risk No Gain/ 10 Turnin` Inside Out/ 11 Take My Love/ 12 Justice/ 13 Love Will Survive/ 14 Rocks Off!
 
Całkowity czas: 55:53
skład:
Marc Storace - vocals / Mandy Meier - guitars/ Tony Castell - bass/ Dominique Favez - guitars/ Stefan Schwarzmann - drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,1

Łącznie 4, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
15.01.2007
(Recenzent)

Krokus — Hellraiser

Metalowy Krokus zaczął swoja działalność w połowie lat siedemdziesiątych, a na początku osiemdziesiątych zyskał sobie nawet sporą międzynarodowa popularność. Był uważany za solidny, ale nie szczególnie błyskotliwy band, który nagrywa dobre płyty i swoich fanów ma. I zawsze jakoś tak było, że przy nazwie Krokus, jak echo pojawiała się nazwa AC/DC. Nie bezzasadnie, Mark Storace lubi sobie pośpiewać „pod” Bona Scotta, a reszta zespołu stara się do niego wtedy dopasować. Na najnowszej płycie też taka „kontrybucja” się pojawia, jednak niezbyt duża. Chyba tylko dwa pierwsze utwory. Reszta też nie grzeszy nadmiarem oryginalności , ale inspiracji szukano gdzie indziej. „Hangman” przypomina Def Leppard z albumu „Hysteria” , „Fight on” amerykański melodyjny metal też z podobnych czasów. Czasami słychać nawet Deep Purple.

Trudno powiedzieć o tej płycie coś złego. To taka fajna płyta – fajna fajną fajnością. Przede wszystkim Krokusy nie usiłują udawać, że tworzą muzykę mądrzejszą od słuchaczy. Nie na zasadzie – My To Artyści Tworzący Wielkie Dzieło, a wy plebs na kolana przed Nami. Słuchacz swój rozum ma, na plewy nabrać się nie da. Szczególnie słuchacz takiej muzyki z dużym doświadczeniem, równie wysokim czołem, z –dzieści na liczniku. Który już lata świetlne temu zamienił skórę na garnitur, albo przynajmniej na marynarkę – a są tacy, widziałem. Wie, co na takiej płycie ma być i tego chce. Zespół też wie, jakie warunki ma spełniać ich muzyka i stara się do nich dostosować. To nie jest żaden kompromis artystyczny, bo zawartość ma być taka jak zawsze – kilkadziesiąt minut melodyjnego, metalowego hałasu.
Płyta brzmi świeżo, ma odpowiednie metalowe pierdolnięcie, obowiązkowy bluesowy feeling i nawet sprawia wrażenie spontanicznej . Sprawie wrażenie – bo jest bardzo dokładnie przemyślana. Nie przekombinowana, nie wydumana, tylko właśnie przemyślana. Starannie dopracowana kompozytorsko i aranżacyjnie. Są na tej płycie utwory, które „puszczone” mogłyby ją zaśmiecić. Banalne canto, wysilony riff i już robi się nieciekawie Ale wtedy dokłada się melodyjny refren, idealny do odśpiewania z publiką na koncercie, niezłe chórki, jakieś przeszkadzajki, niebanalną solówkę i numer nabiera kolorków. Wyciągnięto w ten sposób parę numerów z otchłani banału. Poszczególne utwory szybko zapadają w pamięć. Ani się człowiek obejrzy, a już nuci „Angel of My Dreams” lub „No Risk No Gain”. I chyba o to chodzi.
Fajnie, że takie granie łapie drugi oddech, bo mi strasznie takich płyt brakuje. Chwalić Pana znowu ich coraz więcej.

Na marginesie – wielu współczesnych heavy-metalowych ortodoksów zapała świętym (?) oburzeniem na to, że Krokus śmiem nazywać metalem. A z drugiej strony całkiem poważnie nazywa się metalowymi, zespoły, które w całej karierze nie wymyśliły sensownego riffu, albo zatrudniające na etacie wokalistów facetów z mizerniutkimi głosami.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.