Najnowsza zabawka Arjena Lucassena nazywa się Stream Of Passion. To się nazywa mieć wyobraźnię - facet po prostu wziął i stworzył sobie zespół. No nie, nie sobie. Niejakiej Marceli Bovio, meksykańskiej wokalistce, która miała szczęście udzielać się na ostatniej płycie Ayreon. Zachwyciła Lucassena do tego stopnia, że skompletował jej muzyków i wyprodukował album. A żeby było jeszcze ciekawiej, muzyków nie wziął ot tak po prostu spośród znajomych. Użył do tego internetu, przynajmniej w wypadku pałkera i gitarzystki, bo klawiszowiec i basista to absolwenci tilburskiej Rock Academy (cokolwiek to jest). Sam Arjen zajął się produkcją i zagrał na gitarze.
Mam problem z tym albumem. Fajnie się go słucha, kompozycje są melodyjne, łatwo wpadają w ucho. Marcela bardzo fajnie śpiewa. Muzycy graja absolutnie bez zarzutu. Produkcja jest czysta, przestrzenna i płyta brzmi. Tylko, że zapomina się ją zaraz po zakończeniu słuchania... Jest... Jakie by tu słowo pasowało? Hmm... Wiem. Banalna.
Lucassenowi zamarzyła się płyta gotycka. I nie mozna odmówić "Embrace The Storm" gotyckości. Tyle, że to taka wersja "ad usus delphini", bardziej przystępna. Radiowa. Gładkie melodie chwilami przywodzące na myśl Nightwish lub Within Temptation a chwilami, niestety, Evanescence. Niby to nie jest jakiś wielki zarzut, ale jednak od Arjena nie oczekiwałem kunktatorstwa, a ta płyta jest jakaś taka zbyt...zaplanowana. Wyliczona, matematyczna. I na nic tu się zdają urozmaicenia typu smyczki czy hiszpańskie słowa w niektórych utworach (choć przynajmniej w "Haunted" ten hiszpański śpiew robi...perwersyjne wrażenie). Całość trąci banałem, niestety. Wątpiącym radzę zerknięcie na same tylko tytułu utworów : "Zaklęta", "Namiętność", "Oszust", "Będę śniła", "Nawiedzona", bla, bla, bla. I dokładnie takie są teksty. "Jest mi źle, nie mam nikogo, świat jest zły i nikt mnie nie kocha". Przepraszam, oczywiście trywializuję, ale jeśli będziesz chciał, czytelniku, doszukać się jakichś głebszych emocji, to przykro mi - na tym albumie ich nie znajdziesz. Dla przeciwników stylu taka płyta to woda na młyn. Jeśli natomiast podoba ci się przystępna, "radiowa" wersja goth w stylu wspomnianych Nightwish czy Evanescence - sięgnij również po ten album. Może dać ci sporo radości. I chyba tylko tobie, niestety. Obiektywnie rzecz biorąc, dobrze zagrana i znakomicie wyprodukowana porażka artystyczna.