01. Shock Treatment [4.29] 02. Cut And Run [4.59] 03. Arrive Alive[4.05] 04. Rise And Fall – part one [6.05] 05. East West [4.58] 06. March On Atlantis [5.23] 07. Rise And Fall – part two [4.08] 08. Heart Attack [7.59] 09. Atlantis [7.59] 10. Ark of Infinity [7.05]
Całkowity czas: 57:38
skład:
Euan Lowson - Lead vocals and backing vocals;
Graeme Murray - Rickenbacker 4001 bass guitar, second voice, custom 12 string guitar, moog taurus bass pedals and backing vocals;
Ronnie Brown - New England digital Synclavier 2, Oberheim OBXA polyphonic synthesizer, Roland JP4 plyphonic synthesizer, Novatron, Steinway grand piano, Korg Sigma synthesizer and backing vocals;
Niall Mathewson - Lead guitar, Roland guitar synthesizer, E bow and backing vocals;
Derek Forman - Premier drums, Rototoms, timbales, bells, Simmons drums and backing vocals
Ocena:
8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
11.10.2005
(Recenzent)
Pallas — The Sentinel
W 1984 roku grupa Pallas, w skład której wchodzili wówczas Evan Lowson (wokal), Graeme Murray (gitara basowa), Ronnie Brown (instrumenty klawiszowe), Niall Mathewson (gitara prowadząca) i Derek Forman (perkusja) wydała album The Sentinel, pierwszy album nagrany dla EMI. Jednakże lata osiemdziesiąte nie były dla fanów muzyki rockowej, artrockowej czy progresywnej szczególnie udane. Muzyka po pierwsze nie była zbyt świeża – wydaje się, że wymarło twórcze pokolenie. Muzyka po drugie była plastikowa – głównie ze względu na modę na płaską elektronikę.
Koncept album jakim jest Strażnik to jeden z nielicznych albumów, które są potwierdzeniem znanego powiedzenia, że wyjątek potwierdza regułę. W tym wypadku, wyjątkiem jest oczywiście ten album, a regułą - tamte czasy. Moja płyta niestety nie jest remasterem, a tylko zwykłym krążkiem wydanym jako AAD (nie najmocniejszym przecież jakościowo formatem); niemniej jednak darzę ją wielką sympatią. Czasy walki politycznej, słownej (czasem też fizycznej) pomiędzy ustrojami spowodowały, że nawet w Szkocji żyło się niewesoło. Płyta ujrzała światło dzienne, jednak jej zalążki pojawiły się już na przełomie roku 79 i 80, gdy powstał utwór Heart Attack. Zacznijmy jednak od początku.
Epickie klawisze, a także bas i syntezatory rozpoczynają płytę utworem Shock Treatment. Dużo, bardzo dużo syntezatorów oraz interesujący śpiew Evana. Niby to tylko cztery minutki z hakiem, ale jak wiele muzyki ze sobą niosą. Pojawia się pierwsza solówka na płycie, zagrana w bardzo ciekawy sposób. Cut And Run to ciąg dalszy historii, ale podlany mitologicznym sosem. W utworze tym pojawia się jeden z najbardziej ulubionych przeze mnie motywów w rocku progresywnym, czyli podkład muzyczny, na jego tle melodeklamacja (czasem szeptana), a po nich długie solo, najlepiej z kilku instrumentów. I dokładnie coś takiego mamy tutaj. Arrive Alive rozpoczyna się sztuczną perkusją, prostym, prawie dyskotekowym rytmem i chórkami; gdzieś w tle przemykają partie innych instrumentów. Bardzo charakterystyczny dla tamtego okresu utwór (przypomina mi album Camela I Can See You Home From Here).
Rise And Fall to mini suita składająca się z dwóch części, przedzielonych dwoma innymi utworami. Od tego momentu zaczyna się robić coraz ciekawiej. W tym utworze ujawniają się różnice pomiędzy stronami konfliktu: Wschodem i Zachodem.
The people of the East grew tired of Peace.
Now mistrust and fear are new to us here.
The people of the West though war they detest.
Mad nowhere to run, so the killing began.
Choć wydawałoby się, że suita jest podzielona, to utwór kolejny East West jest idealnie wręcz wkomponowany w całość. Przepiękny progresywny, spokojny, epicki i bolesny utwór – oj, nazbierałem przymiotników. Ale taki właśnie jest. Poza tym łączy się z suitą nie tylko muzycznie, ale też tekstowo. Pojawia się tu w szerszym kontekście Atlantis – kraina miodem i mlekiem płynąca, gdzie wysoki poziom cywilizacji i technologii pozwala w spokoju i radości żyć wszystkim obywatelom na sprawiedliwym, równym poziomie. Zarówno w March On Atlantis jak i Rise And Fall – part two spotkamy kontynuację tego tematu, a pod koniec suity przepiękne, potężne choć trochę krótkie zakończenie.
Ostatnie trzy utwory to dźwięki, na które miłośnicy rocka progresywnego czekali od dawna. Heart Attack to posępna i żałosna pieśń, która idealnie wręcz oddaje klimat tamtych lat, zwłaszcza dla rodzin czy przyjaciół uwięzionych po dwóch stronach betonowego muru. Znajdziemy tu interesujące solo na klawiszach o bardzo dziwnym brzmieniu (nigdzie indziej chyba takiego nie słyszałem). Po nim następuje Atlantis i zbliżamy się do końca płyty. Ale nie tak szybko… Natomiast klimat rośnie, rośnie i ogarnia nas jak mgła. To drugi długi utwór w tej części płyty, będący jednocześnie je punktem kulminacyjnym. Epickość tego nagrania jest wprost nie do opisania, a to, że lata osiemdziesiąte słychać w nim tak dobrze, jest tylko i wyłącznie plusem, wielkim plusem tej płyty. Coraz wyższe partie wokali, misternie skomponowana tkanina dźwięków, pozwalających zapomnieć nam o dniu codziennym, przenosząca nas do zupełnie innego, nieistniejącego już świata. Ostatni utwór Ark Of Infinity pozwala nam spokojnie powrócić na ziemię. Nie wiem tylko czy na moją ziemię, czy na Atlantis. Zmiana klimatu – jest już dużo radośniej, jest nadzieja na lepsze czasy, na otwartą przyjaźń i spokojną przyszłość... choć nie wiadomo jeszcze kiedy…
Now I am looking upwards and so it seems
That the skies are filled wit the
Strangest of birds.
Podsumowując, płyta jest bardzo ważna dla mnie i zapewne dla wielu słuchaczy rocka progresywnego (czy też neoproga – jak jest klasyfikowana). Ważna płyta, jedna z nielicznych perełek w całym bagnie muzycznym tamtych czasów. Pozwala przenieść się w inny świat. Gorszy dla demokracji, ale lepszy muzycznie.