Li tylko ciekawostka dla szperaczy i poszukiwaczy różnych dziwnych i kompletnie nieznanych, lub zapomnianych kapel. Radiomöbel to szwedzka, zupełnie nieznana grupa, działająca w połowie lat 70-tych. Nagrała wtedy dwie płyty, wydane własnym sumptem, które ukazały się w minimalnym nakładzie. Tegoroczna reedycja drugiej to prawdopodobnie pierwsza poważniejsza próba dotarcia tego materiału do nieco szerszego kręgu odbiorców. Niestety tylko ciekawostka. Dlaczego – z dwóch powodów . Pierwszy to wokalistka Carin Bohlin. Oj nie nadawała się ta pani za mikrofon. Głosik słaby, wątły o nieciekawej barwie i ograniczonej skali. Jedyna pocieszenie, że zbyt często się nie odzywa. Druga powód to produkcja, a raczej jej całkowity brak. Brzmi to wszystko jak próba amatorskiego zespołu w piwnicy Bieszczadzkiego Domu Kultury – płasko, sucho, bez jakiejkolwiek dynamiki. Tragedia. Perkusja – dziecinny bębenek, basu nie słychać prawie w ogóle, klawisze momentami jak z dancingu. Może wokal to też w głównej mierze "zasługa" studia? A wytwórnia żywcem przegrała winyl na cedesa i tak to wydała, nie "hańbiąc się" żadnymi zabiegami odświeżającymi. Szkoda. Warto byłoby się tym trochę zająć, bo muzycznie ta szwedzka grajszafa przedstawia się ciekawie. Porównywałbym to do Pink Floyd, Eloy z floydowskiego okresu i niektórych płyt Steve’a Hillige’a. Nie jest to jakaś ewidentna zrzynka, Szwedzi kombinują po swojemu i wychodzi im to naprawdę dobrze. Jeśli da się człowiek radę przebić przez produkcję i uda się "wysublimować" z tego tylko muzykę, to wrażenia są bardzo pozytywne – dużo ładnych partii gitary i bardzo ciekawe klawiszowe pejzaże. Gitarzysta i klawiszowiec dobrze wiedzą do czego ich instrumenty służą i mają sporo dobrych pomysłów, a braki sprzętowe nadrabiają inwencją i wyszkoleniem technicznym. Jeśli tylko da się radę przebić przez produkcję...Tym razem było to bardzo trudne, chociaż jestem dość doświadczonym i "zaprawionym w bojach" poszukiwaczem różnych muzycznych "wykopalisk". Jedyną szansą dla tej muzyki jest nagranie tego jeszcze raz, w jakimś przyzwoitym studiu, na przyzwoitym sprzęcie. To nie punk rock, że wystarczy byle piwnica.