Bordeaux do tej pory słynęła głównie z win. Ta sławna i malownicza kraina położona we Francji jest domem również dla zespołu Alkemy. Kiedy Unicorn zaanonsował wydanie francuskiego zespołu, wiadomo było że to na pewno będzie coś miało wspólnego z jazzem tudzież łamańcami melodyjnymi i rytmicznymi spod znaku Canterbury. To wydawnictwo specjalizuje się w muzyce tego pokroju, tak więc z tym większym zniecierpliwieniem oczekiwałem na album “da 63 projekt”. Biografia anonsowała styl grania w charakterystyce Dream Theater, Queensryche, Chick Corea oraz Pat'a Metheny'ego czy w końcu Milesa Davisa. Płyta w końcu przyszła i dłuuuugo się słuchała zanim został wydany werdyk.
Z czym mamy do czynienia: Miło brzmiący fusion, łączący w sobie cechy prog-metalu, jazzu i charakterystyczne estetyki grania jakie jazz wnosi do muzyki. Co prawda nie jest to Planet X – ci panowie osiągnęli wysoki poziom, jednak w pewnym momencie można przyrównać poczynania francuzów - głównie za sprawą kierownika produkcji, którym jest absolwent Berklee Music College - Aurielien Budynek. Nazwa szkoły nic wam nie mówi? Tak – to jest światowa kuźnia gitarzystów, tam też ci najlepsi wykładają. Niewątpliwie “da 63 projekt” jest godna określenia kunsztu, gdyż przez cały album przebija się mocno podrasowana riffami melodyjna gitara. Zmiana skal, charakterystyczne łamanie rytmów i melodyka dla jazzu, oraz ostry jak brzytwa styl riffów, które jednoznacznie kojarzą się z Petruccim i spółką. Ale ... coś zbliżonego muzycznie 3 lata temu zaprezentował amerykański zespół Fountain of Tears na swojej debiutanckiej płycie – tak więc klimat mniej więcej już znamy.
Produkcja prezentuje się bardzo interesująco, jednak nie należy do tych, które chwytają po pierwszym przesłuchaniu. Szare komórki jednak potrzebują lekkiego treningu. Krążek ma średnio kawałki po 8 minut Do pewnych czarnych koni tej produkcji przede wszystkim zaliczyć można funkujący “Underwater”, który pierwsze skojarzenia w brzmieniu kieruje w stronę Red Hot Chili Peppers, po pierwszych taktach już zastanawiamy się czy aby jednak nie ma w tym czegoś z kapeli z New Jersey. To mocne wejście niestety nie idzie w parze z wokalem, który wydaje się nie pasować do całości – brzmi jakby pozagrobowo. Dalej na mojej playliście umieściłbym “On the Very Day” - gdzie ta proporcja muzyki do wokalu i jazzu do proga jest bardziej wyważona. W “Leaving Future” - dwuczęściowej suicie - brzmienie krąży – w pierwszej bardziej do jazzowego w drugiej mocno inspirowana DT gitara. “Within the prism” oraz “First person dreamer ” wprowadzają słuchacza w spokojniejsze melodie, gdzie głos wokalisty nabiera już jakiejś barwy. W całym zestawieniu praktycznie jeden jedyny utwór ma zadatki na “dającego kopa” - “Different looks”. A szkoda. Pozytywnie ocenić należy podejście do muzyki – metalfusion to wyższa poprzeczka i wymaga od muzyków jednak czegoś więcej niż sprawnego władania instrumentami, do trudniejszych rzeczy należy już dobór brzmienia – osobiście nie do końca jestem przekonany do gitarowych riffów + pianina, są męczące. Aż się prosiło momentami o jakiegoś mooga, mellotron czy hammonda. Album nie nudzi, aż za dużo pomysłów że wręcz kipi od nich i gdyby je rozbić zespół miałby dwa albumy zamiast jednego. Na uwagę zasługuje gra gitarzysty oraz sekcja rytmiczna.
Definitywnie wielbiciele post-crimsonowego brzmienia znajdą coś dla siebie w tej produkcji, podobnie jak fascynaci prog-metalem, raczej nie spodoba się osobom zarażonym jazzowo. W międzyczasie próbował ją strawić kolega, specjalista w dziedzinie Milesa Davisa – bezskutecznie, nie przypadła mu do gustu. Z dźwięków zawartych na płycie można wnioskować, że zespół doskonale brzmi na żywo, gdyż muzyka choć daleka od studyjnych “kopniaków” pełna jest energii i furtek do improwizacji. Pomimo tych kilku negatywnych spostrzeżeń całość bardzo pozytywnie się słucha, “da 63 projekt” zaliczany jest do najciekawszych, obiecujących debiutów 2004.