
Lambchop
Is A Woman
Zamiast oceny - wyróżnienie
(brak oceny)
Lista utworów:
- The Daily Growl 6:36
- The New Cobweb Summer 6:57
- My Blue Wave 7:52
- I Can Hardly Spell My Name 3:24
- Autumn's Vicar 4:16
- Flick 5:07
- Caterpillar 6:19
- D. Scott Parsley 5:57
- Bugs 5:43
- The Old Match Book Trick 4:41
- Is A Woman 4:38
- Tyler - Guitars
- Buddy - Bass
- Kurt Wagner - Vocals, Guitars
- Allen Lowrey - Drums, Percussion
- Marky - Guitars
- A-Lex - Guitars
- Deanna - Sax (Baritone)
- Girls - Background Vocals
Strony zespołu:
Z jakimi określeniami kojarzy Ci się album Is A Woman grupy Lambchop?
Ola (18, licelistka): Wysublimowany, spokojny, delikatny, eteryczny, transcendentalny, piękny, ulotny, klimatyczny, spójny, konsekwentny album.
Czy słychać na tej płycie kilkunastu muzyków, którzy rzekomo brali udział w nagrywaniu każdej z kompozycji zawartych na tym krążku? - Absolutnie nie. Ale doskonale ich czuć. Warunek konieczny to zdać się na podświadomość, bo najczulszy słuch tej płyty nie rozszyfruje, a serce, gdy mu na to pozwolić, zrobi to z łatwością. A potem być może od owego rozszyfrowywania się uzależni.
Jarek (39, projektant systemów baz danych): Płyta kojarzy mi się ze stanem umysłu, który można określić takimi słowami jak: żal za czymś nieokreślonym, smutek, pogodzenie, spokój, łagodność, dotyk kobiety.
To jakby dobry wujek (Kurt Wagner - głos ciepły, niski, często ocierający się o szept, ciekawie akcentuje słowa), z towarzyszeniem swoich starych przyjaciół, przędzie pozornie niezobowiązującą opowieść o relacjach międzyludzkich, o uczuciach, ale w zupełnie inny sposób niż ktokolwiek to robił wcześniej. Nie pozwala sobie choćby na odrobinę moralizatorstwa. I słuchacz także, ani przez moment, nie czuje się pouczany. Wagner swym szczerym spokojem budzi zaufanie, a przez melancholię jego śpiewu nieustannie próbuje się przebić płochliwy optymizm.
Artur (24, student): Spokojny, wyciszony, kameralistyczny, kojący, leniwy, subtelny, intymny, nastrojowy, miły, ciepły, post-country, alternative country, drób, świnka, farma, USA...
Ni grama wirtuozerstwa, egoizmu muzyków przejawiającego się w eksponowaniu swej obecności. Kto usłyszy krótką "solówkę" na wysokości 2:23 w "D. Scott Partsley", ten nie będzie miał wątpliwości co do zdania członków Lambchop o instrumentalnych popisach. Tej niezwykłej skromności przypisać chyba należy ustawiczne wrażenie, że słuchamy zaledwie dwóch, może trzech muzyków.
Grzegorz (31, fotograf, aktor, manager, broker): Stanowcza ale delikatna. Seksualnie świadoma, seksualnie szalona, ale zawsze czuła. Pełna szyku - zawsze modna. Dusza artystyczna - widzi sztukę we wszystkim, co robi. Nieco zamknięta w sobie... Wysoka brunetka, lubi buty na obcasach.
Czego więc nie można wychwycić tradycyjnie, zmysłami, to można z łatwością odczuć, chociażby obserwując własny nastrój. Z każdą kolejną piosenką dostosowuje się on do klimatu muzyki, w czym ewidentnie pomaga lambchopowa atmosfera kameralnego, żeby nie powiedziec intymnego, spotkania z towarzyszeniem akustycznych instrumentów. Ich gra zlewa się jakby w jedno, całościowe brzmienie. Z ledwie zaznaczonym rytmem, na ogół nieśmiało oddanym przez niezobowiązujące postukiwanie gdzieś w tle. Co ja mówię - tu wszystko wydaje się być umieszczone w tle, na drugim planie. Ani jednego gwałtownego uderzenia w klawisze, w struny. I ani jednego zbędnego utworu.,, Och, oczywiście są tu bardziej melodyjne, ciekawe utwory i te, delikatnie mówiąc, lekko zalatujące nudą. Ale w gruncie rzeczy cały ten album usytuowany jest gdzieś na pograniczu "nudy". Po sąsiedzku z kilkoma innymi nostalgicznymi arcydziełkami. Błoga kraina ciepłej melancholii i nieokreślonej, jesiennej tęsknoty. Zapraszamy już dziś wieczorem. Wiza niepotrzebna, co najwyżej kubek grzańca.