Jak ten czas szybko leci. Osiem lat temu Ryszard Kramarski otwierał zupełnie nowy rozdział w swoim muzycznym życiu. Stworzył upragniony solowy byt pod szyldem The Ryszard Kramarski Project (później skrócony do tRKproject) i wydał album Music Inspired by the Little Prince. Muzycznie zbyt daleko nie odszedł od Millenium ale u podstaw solowego projektu legło parę odmiennych od tych Millenijnych zasad: kobiecy wokal, inni muzycy i zawsze koncept oparty na znanej literackiej klasyce.
I teraz troszkę ponarzekam. Bo z czasem pojawił się męski wokal a i Millenijny zaciąg zaczął się powiększać. Na Alice ostatecznie doszło do tego, że w tRKproject mamy wszystkich aktualnych muzyków głównej formacji Ryszarda Kramarskiego, poza wokalistą Dawidem Lewandowskim, do tego są dwaj poprzedni frontmani grupy. Tym samym, te dwa muzyczne byty już nie tylko stylistycznie ale i personalnie się przenikają, a liderowi w zasadzie pozostały dwie odmienności: wspomniany literacki koncept i pójście w stronę bogactwa gości, którzy swoją obecnością niewątpliwie urozmaicają przekaz.
Tyle lekkich, bardziej „okołomuzycznych zaczepek”. Czas na muzykę, która po raz kolejny się broni. Ot, początkowo potraktowałem Alice, jak kolejną płytę tRKproject niewnoszącą wiele do obrazu formacji. Ale z każdym przesłuchaniem ten album się otwierał. Przede wszystkim melodycznie. Znów Kramarskiemu udało się stworzyć przejmujące, chwytające niekiedy za serce, melodie. I nie dotyczy to tylko partii wokalnych, ale także instrumentalnych, na czele z popisami gitarowymi Marcina Kruczka, ale i Piotra Płonki. Nie ma tu chyba złej, nietrafionej solówki, nazbyt przeciągniętej, czy zbyt szybko zamkniętej. Naprawdę zachwycają mnie pełne emocji, czasami szorstkiej zadziorności, wokale, będącej w wybornej dyspozycji, Anny Batko. A jest jeszcze Dominika Niebudek z głosem o zupełnie innej barwie, pełnej delikatności i subtelności, z którym mogłaby trafić do Mostly Autum, bądź Karnataki. No i wreszcie panowie Smelkowski i Gałęziowski, których interpretacje zawsze bardzo ceniłem a także znany z FatherSon syn Kramarskiego, Michał.
Mam też wrażenie, że to być może – dzięki tej wielości artystów – najlepiej, z największym pietyzmem oddany koncept w dyskografii tRKproject. Ze zgrabnie przyporządkowanymi rolami dla każdego z nich (pojawia się nawet nadworny już autor tekstów, Zdzisław „The Bat” Zabierzewski, jako Szalony Kapelusznik w rozmowie z Alicją, w kompozycji Alice in Wonderland).
Nie każcie mi wybierać lepszych, czy gorszych numerów, bo poza otwierającym całość The Rabit Hole, który nie przypadł mi do gustu z tym swoim dominującym rockowym, żywym riffem, każda kompozycja czymś mnie ujmuje, a niekiedy wprost wzrusza. A i są zaskakujące brzmieniowe smaczki, jak orientalny wstęp i jazzowy, improwizowany finał w The Mad Hatter.
No i jest wreszcie bardzo udana, nieco „upiorna”, szata graficzna autorstwa Marcina Chlandy. W naszej skali to dla mnie mocna „ósemka”. Ale naprawdę, w dużej części to piękna i przejmująca płyta.