Stacjonująca w Monachium formacja Subsignal w ubiegłym roku powróciła ze swoim szóstym albumem. W tej chwili to już kwintet niemiecko – niderlandzki, bowiem do składu dołączył Martijn Horsten z Rotterdamu, który zastąpił długoletniego basistę, Ralfa Schwagera. Co istotne, nie wpłynęło to zupełnie na brzmienie, czy styl grupy, wszak wyrazista sekcja rytmiczna to ważny aspekt ich muzycznego DNA.
To płyta, która ukazała się po pięcioletniej przerwie od wydania krążka La Muerta. Gitarzysta Markus Steffen nie zaskoczył mówiąc o przyczynach kilkuletniej wydawniczej ciszy: to wszystko znowu miało związek z pandemią, wkradły się egzystencjalne niepokoje. Bardzo wyjątkowy nastrój płyty, który wydaje się w równym stopniu kojący, jak i melancholijny, ma oczywiście wiele wspólnego z wyjątkowymi czasami pandemii koronawirusa. To on doprowadził nieuchronnie do zmian w naszym codziennym życiu.
Cóż, temat został już przez wielu artystów mocno przegadany, niemniej trudno odmówić temu nowemu albumowi pewnego uroku. Bo choć lirycznie płyta ociera się o pewną schematyczność, to muzycznie oferuje piękne dźwięki. Jak powiedział wspomniany Steffen: muzycy podążają na nim za „kultywacją smutku”, niczym poeci w okresie renesansu.
Subsignal uchodzi za grupę progresywno metalową i w dalszym ciągu sporo w ich brzmieniu mocnych gitarowych riffów, matematycznie połamanych i podbitych intensywną oraz nieszablonową sekcją rytmiczną. Jednak na A Poetry Of Rain grupa jeszcze mocniej łagodzi brzmienie, stawiając na nostalgię, melancholię i dużą muzyczną przestrzenność. Kluczem wydają się teraz perfekcyjnie i czysto brzmiące dźwięki gitary akustycznej. Dominują też balladowe tempa oraz naprawdę ładne, czasami takie jesienne, melodie oddane nie tylko wokalnie ale i w formie ujmujących, gitarowych solówek. Wystarczy posłuchać zaczynającego się jak Springsteenowskie Streets of Philadelphia, Marigold, w którym czuję jednak ducha Tears For Fears, albo Impasse, Embers Part II: Water Wings, A Wound Is a Place to Let the Light In i The Last of Its Kind. Gneralnie można jeszcze do wspomnianej sugestii dorzucić Kansas czy Toto.
To bardzo ładna płyta. Bez fajerwerków, nie wnosząca wiele do ich emploi, niemniej sprawiająca słuchaczowi mnóstwo przyjemności.