ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Wilson, Steven ─ The Harmony Codex w serwisie ArtRock.pl

Wilson, Steven — The Harmony Codex

 
wydawnictwo: Virgin Records 2023
 
1. Inclination (7:16)
2. What Life Brings (3:39)
3. Economies of Scale (4:18)
4. Impossible Tightrope (10:44)
5. Rock Bottom (4:25)
6. Beautiful Scarecrow (5:21)
7. The Harmony Codex (9:50)
8. Time Is Running Out (3:59)
9. Actual Brutal Facts (5:06)
10. Staircase (9:27)
 
Całkowity czas: 64:05
skład:
Steven Wilson - vocals, guitars, keyboards, sampler, bass, percussion, programming

With:
Ninet Tayeb - lead & backing vocals
Craig Blundell - drums
Sam Fogarino - drums
Adam Holzman - keyboards
Jack Dangers - keyboards
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,6
Dobra, godna uwagi produkcja.
,7
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,14
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,9
Arcydzieło.
,2

Łącznie 46, ocena: Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
30.09.2023
(Gość)

Wilson, Steven — The Harmony Codex

Mam wrażenie, że okres od rozpoczęcia pracy nad THE FUTURE BITES do chwili obecnej bardzo pomógł Stevenowi Wilsonowi pozbyć się wszelkich wątpliwości i zawahań. (Nie)sławą obrosło w Internecie zdanie wypowiedziane przez muzyka podczas jednego z wywiadów: "I'm privileged to do what the fuck I want". I owszem, Wilson znów zagrał na nosie wszystkim, którzy oczekiwali sequelu... już nawet nie tylko In Absentia czy Hand. Cannot. Erase., ale w ogóle jakiegokolwiek albumu artysty! Steven znów serwuje słuchaczom dawkę bezkompromisowej, niczym nieskrępowanej kreatywności, po raz kolejny dzieląc fanów na zwolenników i przeciwników swojego nowego oblicza. Przez długi czas tegoroczna premiera The Harmony Codex wydawała się być jedynie plotką, powtarzaną na podstawie internetowych "wycieków". Nadszedł jednak 29 sierpnia i zapowiedź albumu stała się faktem. Jest 29 października 2023. Kodeks Harmonii (lub Kodeks Harmony, mając w pamięci krótką historię o tym samym angielskim tytule) otwierają właśnie fani na całym świecie. Steven Wilson ponownie zabiera w podróż, tym razem znacznie dłuższą niż ostatnio - trwającą dokładnie 64 minuty.

Już otwierający album Inclination zwiastuje, że czeka nas doświadczenie przede wszystkim różnorodne. Z początku zahacza o rejony Bliskiego Wschodu i industrialu, by po chwili całkowitego wyciszenia przywitać słuchacza znajomym głosem i ciepłymi akordami fortepianu. Ale maszynowy puls nie znika. Splatając się z łagodnymi dźwiękami tworzy dziwaczny, ale intrygujący kolaż. Te motywy niejednokrotnie zresztą powrócą. W miarę podróży przez The Harmony Codex zahaczymy jednak nie tylko o zupełne nowości. To album niezwykle przekrojowy: posłuchajmy Inclination, a później zerknijmy na urocze What Life Brings, balansujące gdzieś pomiędzy Closure/Continuation a Blackfield II za sprawą czarującego gitarowego plumkania, czy wprawiające w trans Economies of Scale, które już jako singiel urzekło mnie wielowarstwowymi wokalami Stevena. Schodek niżej postawiłbym Time is Running Out, któremu co prawda niczego nie brakuje, ale zarzucam mu nieco zbyt dużą przewidywalność. A co z największym "długasem", Impossible Tightrope? Według samego artysty, usłyszymy za chwilę "połączenie rocka progresywnego, jazzu oraz elektroniki" - i bez wątpienia tak jest. Tylko jakieś to trochę... bez wyrazu. Jasne, wirtuozerii w Impossible Tightrope nie brakuje, ale cała kompozycja wydaje mi się dość niepoukładana, jakby sklejona naprędce z kilkunastu walających się po studyjnej podłodze fragmentów. Wyjątkowo jasno lśni za to Rock Bottom - kolejny efekt współpracy Stevena z Ninet Tayeb. Desperacki i tęskny, z początku oparty tylko na leniwych dźwiękach gitar, ale z każdą sekundą zyskujący mocy. Ten utwór zdecydowanie należy do Ninet - jej głos, godnie wspierany przez Stevena, przepięknie wręcz szybuje. A mantrę "nie trać nadziei" wyśpiewaną przez ten duet na pewno niejednokrotnie usłyszę w głowie w trudnych chwilach...

Po Rock Bottom należałoby na liście utworów postawić markerem grubą kreskę. Zakończyła się bowiem część "żywa" - od Beautiful Scarecrow ruszamy w stronę części przeważająco elektronicznej. Steven z albumu na album zmienia podejście do tego aspektu swojej muzyki. Wplatał ją dość ostrożnie w utwory Porcupine Tree, skupiając się jednak bardziej na muzyce gitarowej. Jego śmielsze poczynania z elektroniką i zachwyt nad jej dźwiękiem można było śledzić w projektach, które, mając w pamięci estymę, jaką cieszy się nazwisko Stevena Wilsona, określiłbym raczej jako "undergroundowe": Bass Communion oraz no-man. Odważnym krokiem w stronę tego brzmienia było puszczenie do promocji albumu To the Bone trip-hopowego Song of I. Ostatnim stadium ewolucji Stevena w artystę traktującego elektronikę jako kolejny kolor na swojej palecie był jego poprzedni solowy album, THE FUTURE BITES. Tam elektronika przybierała jednak zupełnie inną formę: z jednej strony były to nośne, taneczne przeboje, z drugiej zaś - ambientowe dźwiękowe poduszki, otulające słuchacza ze wszystkich stron. Na nowej płycie Steven stawia na coś zupełnie innego - odsłuch The Harmony Codex to za sprawą klimatycznych, często niepokojących soundscape'ów doświadczenie zbliżone do kinowego. Potęga dźwięku potrafi momentami wręcz miażdżyć. Zresztą sam artysta niejednokrotnie posłużył się podczas promocji sformułowaniem "kino dla uszu". I to właśnie ten rodzaj elektroniki będzie towarzyszyć nam przez resztę płyty. Słuchając utworu numer sześć pomyślałem sobie: "Cholera, czy to Massive Attack?" Nie, to niesamowicie nastrojowy Beautiful Scarecrow, z jednej strony serwujący elektroniczny puls, a z drugiej szaleńczą rytmikę bębnów i Chapman Sticka (w tych rolach odpowiednio Craig Blundell i Nick Beggs, znani z poprzedniej współpracy z Wilsonem). Kiepskawo wypada za to utwór tytułowy, który można nazwać jedynie przyzwoitym soundscape'em. Jak udowodnili nam w tym roku Depeche Mode i Riverside, porwać się na malowanie dźwiękowych pejzaży to pierwszy krok, ale zagospodarować przestrzeń na "płótnie" już tak łatwo nie jest. Szokujące to o tyle, że Steven Wilson takie dźwiękowe krajobrazy umie malować jak mało kto - w tym kontekście The Harmony Codex wydaje się dość pokraczną anomalią. Największe zaskoczenie kryje się jednak pod dziewiątką. Steven dokonał bowiem niemożliwego i sięgnął po ostatni "brakujący" w jego dorobku gatunek - w Actual Brutal Facts chwycił się... rapu. Potrzebowałem kilku odsłuchów by dotarło do mnie, co usłyszałem. Przetworzony głos położony na transowym beacie to coś, co u wielu fanów (wyznawców) Stevena Wilsona wywoła odruch wymiotny. A ja to kupuję! Dziwaczny to twór, ale moim zdaniem zdaje egzamin - po kilku odsłuchach ten opresyjny klimat zaczął przynosić efekty. Ale tak jak przy okazji Insurgentes i To the Bone, najlepsze Steven pozostawił na koniec. Staircase to bez wątpienia najjaśniejsza perła The Harmony Codex. Tu elektroniczne tła i synetzatorowe pasaże nie nudzą nawet przez sekundę. Partie wokalne Steven poukładał wyjątkowo ciekawie (wydaje mi się, czy słyszę echa Herd Culling?), a fantastyczną prowadzącą gitarą przyprawił wszystko Niko Tsonev. W zasadzie Staircase można nazwać syntezą całości brzmienia The Harmony Codex. Jest tu wszystko, od elektroniki zarówno pełniącej rolę tła, jak i wysuniętej na front, przez dudniący basowy breakdown, fortepiany, aż do krótkiej, recytowanej przez żonę Stevena historii. Pięknie zamyka album, stanowiąc w duecie z Inclination swoistą okładkę Kodeksu Harmonii.

Czy The Harmony Codex jest albumem spójnym? Trudno powiedzieć. Z jednej strony klamra Inclination - Staircase spina wszystkie utwory w piękny sposób, z drugiej zaś - eklektyczność i mnogość brzmień sprawia, że trudno mi na powyższe pytanie odpowiedzieć twierdząco. Na pewno jest to album niezwykle intrygujący, wielowarstwowy, wymagający wielu podejść, by w pełni odkryć jego walory. Trudno się zresztą dziwić, mając w pamięci nie tylko różnorodność samej muzyki, ale i personelu - na The Harmony Codex zagrało bowiem dwudziestu(!) artystów z różnych zakątków świata. Trudna to płyta, zgodnie z zapowiedziami Stevena wymykająca się z szuflad gatunków. Ale, co najważniejsze, na wskroś "Wilsonowa" i nieskrępowana. The Harmony Codex mógł nagrać tylko on. Pierwsze odsłuchy mogą przerażać i nieco przytłaczać, ale z czasem kolejne elementy układanki zaczynają wskakiwać na swoje miejsce. Wracam słuchać!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.