ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Riverside ─ ID.Entity w serwisie ArtRock.pl

Riverside — ID.Entity

 
 
CD1: (53:11)
1. Friend or Foe? (7:29)
2. Landmine Blast (4:50)
3. Big Tech Brother (7:24)
4. Post-Truth (5:37)
5. The Place Where I Belong (13:16)
6. I'm Done With You (5:52)
7. Self-Aware (8:43)

CD2: (29.53)
1. Age of Anger (11:56)
2. Together Again (6:29)
3. Friend or Foe? (Single Edit) (5:59)
4. Self-Aware (Single Edit) (5:29)
 
Całkowity czas: 83:04
skład:
Mariusz Duda - wokal, bas, gitara elektryczna, gitara akustyczna
Piotr Kozieradzki - perkusja
Michał Łapaj - instrumenty klawiszowe, syntezatory, organy Hammonda
Maciej Meller - gitary elektryczne
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,7
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,4
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,9
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,26
Arcydzieło.
,15

Łącznie 67, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
19.01.2023
(Recenzent)

Riverside — ID.Entity

To niesamowite, ale jeszcze nigdy tak długo nie trzeba było czekać na album Riverside z premierowym materiałem. Gdy zerknie się na rok wydania Wasteland, wychodzi… pół dekady. Jednak koncertówka i kompilacja oraz intensywna, solowa działalność muzyków formacji zgrabnie wypełniły tę lukę i lekko zwiodły umysły fanów oczekujących na nowe dźwięki. Głód tych ostatnich jednak był i wydaje się, że zespół wręcz idealnie wyczuł czas, aby je zaprezentować. Przebrnął przez niełatwy dla artystów pandemiczny czas, zakończył jubileuszowe świętowanie a poszczególni muzycy pozamykali ważne etapy swoich projektów.

I tak, wraz z ID.Entity, rozpoczyna się zupełnie nowy rozdział w ich muzycznej drodze. Abstrahując kompletnie od muzyki to nowe otwarcie widać już po personaliach, technikaliach i zewnętrzościach, dzięki którym grupa odświeża formułę. Przede wszystkim, to pierwszy studyjny album nagrany z gitarzystą Maciejem Mellerem jako oficjalnym członkiem grupy. Ponadto, z tego co można było wynieść z zapowiedzi, rodzący się w sali prób, a nie jak ostatnio, w studiu. A skoro o studiu mowa, grupa otworzyła się wraz tą płytą na „nowe”. Oprócz zasłużonego dla formacji Serakosu, materiał nagrywany był też w otwockim The Boogie Town a Mariusz Duda zajął się produkcją. No i jeszcze jedna rzecz - to także pierwszy album w ich dyskografii, na którym za szatę graficzną nie odpowiada Travis Smith, tylko Jarosław Kubicki. Trudno też nie zauważyć skoku na inny poziom w zakresie promocji wydawnictwa. Riverside, chyba jako pierwszy rockowy zespół w naszym kraju, postanowił uświetnić premierę płyty serią spotkań z fanami (w tym projekcją filmu o powstawaniu płyty) w dużej sieci kinowej. Trzeba przyznać, że sporo tych inności. Czy jednak przełożyło się to także na nową muzyczną jakość?

Odpowiedź przychodzi już wraz z otwierającym album Friend or Foe? Wstęp do niego w istocie zdominowany jest elektroniką, niemniej za chwilę kontrują ją potężne i wzniosłe uderzenia gitary. I gdy wydaje się, że wraz z nimi już jesteśmy w domu, zaczyna się prawdziwa jazda bez trzymanki. Jazda? Eksplodująca taneczna bomba z intensywnie nabijanym rytmem i wyrazistym basem, klawiszowym tłem wypełniającym przestrzeń i zabójczo chwytliwą figurą graną przez Łapaja. Niedługo jednak cieszymy się z bycia królem dyskotekowego parkietu przeniesionym w lata osiemdziesiąte, bo za chwilę, wraz mocnym gitarowym wtrętem, jesteśmy lekko zdezorientowani, bo robi się mniej radiowo, mrocznie i zadziornie. A takich wolt, w tym niespełna 8-minutowym numerze jest więcej…

Tak oto Riverside na ID.Entity zaczyna swoją muzyczną i intelektualną zabawę ze słuchaczem na temat tożsamości, będącej osią tego koncept albumu. I wstępem do niej jest właśnie Friend or Foe? Utwór o udawaniu kogoś innego. O tym, czy robimy coś na poważnie, czy może nieszczerze? Stąd pomysł na utwór, który brzmieniowo to idealnie podkreśla? Ta z pozoru atrakcyjna kompozycja może być też przyczynkiem do dyskusji o tym, na ile zespół może zmienić swoje, kształtowane latami, muzyczne ID? Jak się ma, niekiedy zaskakująca, wizja artysty do oczekiwań kształtowanego latami odbiorcy. To zresztą The Place Where I Belong podejmuje wątek tego co wybrać: dawanie komfortu innym czy bycie w zgodzie ze sobą? Ten problem tylko z pozoru jest oczywisty oraz błahy i przerobiony w muzycznych dyskusjach setki razy! Wszak warszawska formacja od lat zmaga się z prostym szufladkowaniem i naklejaniem „progowych” łatek. Stąd i w materiałach promocyjnych tego albumu można było znaleźć słowniczek a w nim żartobliwe wyjaśnienie, czym jest Riverside (grający progresywnego rocka zespół z Polski uważany za „zbyt mocny na art-rocka i zbyt delikatny na progresywny metal”. Tworzący sferę pomiędzy, jako główny wyznacznik swojego stylu i tożsamości).

Tak jak wspomniałem Friend or Foe? jest tylko punktem wyjścia do rozważań o tożsamości a tłem dla nich jest współczesny, niełatwy świat, pełen konfliktów, nienawiści, populistów, do tego pędzących społecznych zmian. Czy możemy w tym wszystkim zachować tożsamość? Posłuchajcie choćby sugestii w I’m Done With You czy w Self-Aware.

Liryki są oczywiście kluczem do pełnego czerpania z ID.Entity, niemniej jak jest z muzyką? Równie zaskakująco i przebojowo jest we wspomnianym przed chwilą i zamykającym płytę Self-Aware. Bo choć gitarowego żaru w nim nie brakuje, to wygrywają: kapitalna melodia, słodkie harmonie wokalne, stadionowe „o-o-o-o-o!” a nawet reggae’owe rytmiczne wstawki. Już widzę tę koncertową zabawę, niewolną od improwizacji (bo jest ku temu potencjał), w tych dwóch spinających album klamrą „przebojach”.

A co między nimi? Z pewnością dużo tropów, które już u nich słyszeliśmy. Ale dość dawno temu! Wszak dla mnie to taka zgrabna mieszanka zespołu z Second Life Syndrome i Anno Domini High Definition. Jest zatem powrót do zdecydowanie cięższych tematów, choć jak to zwykle u nich, z odpowiednim umiarem i znaną już „śpiewnością”. W Landmine Blast słychać SLS już choćby w formach Mellerowej gitary z lekko orientalnym posmakiem, czy „nerwowo” grającej sekcji rytmicznej wpadającej w pewien trans. Z kolei Big Tech Brother - rozpoczęty stosowną formułką o zasadach i warunkach odsłuchu i uderzający w Wielką Czwórkę, odpowiadającą za konsumpcyjną rewolucję w Internecie - z początku przynosi „dęciakowe” brzmienia przywołujące te z Egoist Hedonist, ale też i przemocarne i ciemne gitarowe riffy, wkrótce wszakże skontrowane przez ujmujący śpiew Dudy, a niebawem też i ładny refren w typowym Wastelandowym stylu. Big Tech Brother ma jeszcze coś. Miażdżący finał ubrany w dwuminutowy, gitarowo-basowy trans, wzniośle spotęgowany dochodzącymi klawiszami. I tylko mam cichą nadzieję, że koncertowa wersja tego mojego albumowego faworyta rozwinie ów finał nadając mu piękny „ogon”. Bardzo mocnym punktem wydaje się być Post – Truth, gdzie znów nośny refren włożono między ostre Hammondowe zagrywki i złowieszczo skradające się gitarowe riffy. Podobny, dość eklektyczny, balans jest w równie udanym I’m Done With You. Ciekawie skonstruowano The Place Where I Belong. Z początku balladowy, subtelny, z czasem przekształca się w krwistego, soczystego bluesiora, który ostatecznie w drugiej części ustępuje stonowanym tematom, wśród których prym wiedzie długie gitarowe solo Macieja Mellera, w którym więcej jest „Jego”, niż „Riversidowej tradycji”. Intrygujące jest to, że ta zdecydowanie najdłuższa w zestawie kompozycja (ponad 13 minut!) ma w sobie najwięcej wyciszenia i jawi się na tym bardzo intensywnym albumie, jako brzmieniowe ukojenie gdzieś w jego wnętrzu.

Cóż, na ID.Entity grupa po raz kolejny w swojej historii nie poszła na skróty, proponując materiał zachowujący jej tożsamość, niemniej „zaczepnie wobec odbiorcy” w niej mieszający. Bo ileż trzeba mieć artystycznej bezczelności, by na jednej ze swoich najcięższych płyt pomieścić jednocześnie dwie lekkie w muzycznym wyrazie, wręcz taneczne i ekstremalnie przebojowe piosenki. Inną siłą tej płyty jest jej koncertowy potencjał. Pisałem to już powyżej, ale część kompozycji aż prosi się o koncertową zabawę, improwizację, czy rozbudowanie, które mogą przynieść grupie jeszcze więcej satysfakcji w czymś, w czym od lat czuje się najlepiej – wspólnym, zespołowym graniu.

PS  Recenzowana tu edycja zawiera dodatkowy dysk, na którym pomieszczono singlowe wersje Friend or Foe? i Self-Aware oraz dwa premierowe nagrania (Age of Anger i Together Again). To instrumentalne kompozycje łączące gitarowe i ambientowe brzmienia, które przez swą odmienność dobrze, że na główny dysk nie trafiły.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.