Nie mieliśmy jeszcze okazji recenzować na naszych łamach albumu warszawskiego zespołu baṣnia, zatem pozwólcie, że zanim dojdziemy do samej muzyki, padnie tu trochę słów wprowadzających. Tym bardziej, że debiutantami nie są i mają na koncie już dwa albumu - debiutancki No Falling Stars And No Wishes z 2019 roku i ten, niżej recenzowany, tegoroczny In Parts Messed Up. Liderką i twarzą formacji jest oczywiście Baśnia Lipińska, wokalistka, ale przede wszystkim autorka tekstów i muzyki, choć towarzyszą jej niezmiennie od debiutu, Łukasz Zaorski-Sikora na basie, Adam Kaliszewski na gitarze i Filip Onufry Jaremko za bębnami. Sama Baśnia dała się już poznać z gościnnych udziałów na recenzowanych u nas płytach (czyli jednak coś tam o artystce pisaliśmy!) Hidden By Ivy (Beyond) i God’s Own Medicine (Afar) ale też i z działalności radiowej. Kojarzona z „facebookową” odsłoną trójkowej audycji Trzecia Strona Księżyca, od kilku lat jest prezenterką Radia Rockserwis FM, gdzie prowadzi takie audycje jak Darkmode i Rock Sterowany Napięciem (jako współprowadząca ją wraz z Michałem Kirmuciem z Collage, w którego zresztą studiu zarejestrowano na ten album perkusję).
Warto zauważyć, że w ubiegłym miesiącu zespół zaprezentował się na, kultowym już wręcz w kręgach progrockowego grania, Ino-Rock Festival. Głęboko jednak pomyli się ten, kto ze względu na owe festiwalowe i RockSerwisowe konotacje zacznie podejrzewać baṣnię o granie proga. Bo ich muzyka nie ma z nim wiele wspólnego.
Wyznacznikiem mogą być za to wspomniane już nazwy Hidden By Ivy i God’s Own Medicine (dość mroczne, wręcz gotyckie), czy wreszcie autorskie audycje radiowe tworzone przez Baśnię, w których prezentuje to, co ją inspiruje. Jak sama gdzieś wspomniała ukształtowała ją Trzecia Strona Księżyca, ale jej swoistym guru mógłby być Tomasz Beksiński, na którego jednak, z racji wieku, trochę się „spóźniła”.
Na potrzeby tego tekstu sięgnąłem do debiutu. Ten jawi się jako album czerpiący w znacznej części z muzyki gotyckiej, dark wave, cold wave, nagrań rodem z legendarnej wytwórni 4AD, choć i mający pierwiastki indie, czy dream popowe. Swoje brzmienia znaleźliby na nim fani The Cure, ale i Joy Division i Cocteau Twins.
Ta druga płyta inaczej rozkłada akcenty. Oczywiście, będący z zespołem od początku zauważą pewnie wiele z powyższych pierwiastków, niemniej In Parts Messed Up jest zdecydowanie bardziej ciepła, melancholijna, zwiewna, muzycznie lżejsza, z większą ilością pięknych, wręcz atrakcyjnych melodii. W dalszym ciągu bazą jest tu wyrazista sekcja rytmiczna z pulsującymi, niskimi figurami basowymi i subtelne formy gitarowe (także z efektem delay). Jednak jeszcze ciekawsze wokale Lipińskiej przenoszą ciężar w kierunku większej oniryczności, przestrzenności, dźwiękowej nostalgii, które w istocie mogą kierować w stronę magicznego głosu Elizabeth Frazer. Jednym słowem, bardziej wdziera się tu dream pop i alternatywa, która raczej dystansuje gotycką mroczność. Z drugiej strony hipnotyczność i czasami pewna transowość sekcji, zgrabnie kontrastuje z tą „jaśniejszą” stroną płyty, nadając jej już pewnych cech „baṣniowego” stylu.
To płyta bardzo równa, spójna oraz jednorodna i trudno coś na niej wyróżniać. Każda kompozycja podtrzymuje klimat zrodzony już w pierwszej, bardzo udanej, nośnej piosence o niezwykle wymownym tytule, Run North. I warto choć na krótko przy niej się zatrzymać. Wszak ten zaśpiewany po polsku, angielsku i… szwedzku utwór wprowadza w bardzo osobisty charakter tego albumu. Artystka w lipcu tego roku dokonała ważnej zmiany w swoim życiu opuszczając ukochaną Warszawę i przenosząc się do Szwecji. I jest to płyta mająca w związku z tym w sobie i smutek, i niepewność… ale też i nadzieję. Warto sięgnąć po ten niebanalny album, do tego włożony w stylowo przygotowany digipak.