Recenzja może być nieobiektywna. Z góry ostrzegam. Inaczej po prostu się nie da.
Powód pierwszy: DVD z trasy „Us + Them” to dla mnie pamiątka z koncertu z Glasgow. Koncertu, na który długo czekałem i którym ostatecznie się nie rozczarowałem, by nie powiedzieć, że zachwyciłem. Zresztą Rogera cenię niezwykle wysoko i jest on – moim skromnym zdaniem – jedną z najważniejszych indywidualności w historii rocka. Facet ma geniusz, samozaparcie i jaja, by postawić na swoim.
Powód drugi: Pink Floyd był pierwszym zespołem z kręgu rocka progresywnego, który wdarł się w moje nastoletnie życie kilka dekad temu z siłą lodołamacza. Muzyka zespołu przetrwała w mojej duszy po dzień dzisiejszy i jest jedną z najważniejszych w moim życiu. Jednak wracając do samego wydawnictwa...
Roger zdecydował się na kontynuację współpracy z Samem Evansem, którego pomysły miały dość znaczący wpływ na ich poprzedni wspólny projekt („The Wall”), co obrazowi wyszło na dobre. „Us + Them” również wzbogacone zostało kilkoma filmikami, które urozmaiciły całość (nie wszystkie pojawiły się na koncertach) i umiejętnie wprowadziły w klimat koncertu. Kilka z nich miały (mniej lub bardziej wyraźny) wydźwięk lewicowy, związany z kwestią uchodźców. Tutaj pojawiła się dość drażliwa kwestia, która wielu fanom (zwłaszcza tym polskim) się nie podobała, a mianowicie kwestia politycznego zaangażowania Watersa w sprawy, które uważa za ważne. Wielu rozsierdziło to do tego stopnia, że jeden z moich przyjaciół (o prawicowych poglądach) żartował, że będzie się domagał zwrotu kasy za bilet z gdańskiego koncertu, gdyż „towar nie był zgodny z jego opisem” i że „chciał iść na koncert, a nie polityczną agitkę”. Cóż, Roger był „polityczny” mniej więcej od połowy lat 70-tych, więc to nagłe zdziwienie niektórych jego poglądami jest dla mnie nieco zaskakujące. To troszkę jak pojechać do Gazy i zdziwić się, że większość mieszkańców nosi kufijje... Waters nie lubi Trumpa i tyle. Angażuje się (zresztą jak autor tej recenzji) w kwestię palestyńską i tyle. Po co drążyć temat?
Owszem, akcent polityczny był zdecydowanie bardziej uwypuklony niż przy poprzednich trasach Watersa, jednakże nie przesłaniał on samej muzyki. Pesel Rogera nie kłamie i trudno oczekiwać od niego, aby na nowo wymyślił koło. Płytę „Is This The Life We Really Want?” oceniam bardzo pozytywnie z prostego powodu: „Amused To Death” przebić się nie da. Kropka. Dlatego poziom zaprezentowany na ostatnim studyjnym krążku basisty Pink Floyd jest tym czego oczekiwałem.
To samo tyczy się rzeczonego koncertu. Setlistę wypełnia floydowa klasyka i trudno, aby było inaczej. Cieszy obecność „Dogs” i „Pigs” z często pomijajnej w kanonie największych dzieł zespołu płyty „Animals”. „Ciemna Strona...” niemal w całości z rewelacyjną wersją „The Great Gig In The Sky” na czele, fragmenty „The Wall”... Czego można więcej oczekiwać? Osobiście nie mogę zrozumieć jedynie, dlaczego Waters po macoszemu traktuje swoją solową twórczość. Owszem, pojawiło się kilka fragmentów z „Is This The Life We Really Want?”, jednakże z miłą chęcią posłuchałbym coś z „Amused To Death” niż oklepanego do granic obrzydzenia „Wish You Were Here”.
Drugi (i ostatni) zarzut to dobór muzyków. Niestety, na koncercie brakowało (tak samo jak na ostatniej płycie zresztą) kogoś, kto troszkę pociągnąłby całość swoimi umiejętnościami. Na „Pros & Cons Of Hitch-Hiking” był to Eric Clapton, na „Amused To Death” Jeff Beck, a tutaj? Niestey muzycznie czuć tutaj lekką stagnację i brak porywczości, odrobiny szaleństwa, czy wirtuozerii. Niekoniecznie musi to być zarzut, jednak cały czas miałem nieodparte wrażenie, że czegoś tu brakowało.
Jednakże całościowo „Us + Them” prezentuje się świetnie i bardzo często do tego filmu wracam.
Jednakże w tym przypadku nie jestem obiektywny. Z góry ostrzegałem. Inaczej po prostu się nie dało.