ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Stooges, The ─ Fun House  w serwisie ArtRock.pl

Stooges, The — Fun House

 
wydawnictwo: Elektra 1970
 
1. Down on the Street [3:42]
2. Loose [3:34]
3. T.V. Eye [4:16]
4. Dirt [7:00]
5. 1970 [5:14]
6. Fun House [7:45]
7. L.A. Blues [4:52]
 
Całkowity czas: 36:35
skład:
Iggy Pop – vocals
Ron Asheton – guitar
Dave Alexander – bass
Scott Asheton – drums
Steve Mackay – saxophone
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,1
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,1

Łącznie 3, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
14.06.2021
(Gość)

Stooges, The — Fun House

To nie będzie jakieś odkrycie, bo album Fun House z 1970 jest klasykiem, niemniej jednak muszę to napisać. Od dawna uwielbiałem tą płytę, ale dopiero przed chwilą ją włączyłem i poczułem, Boże, jaka to wspaniała płyta, to jedna z najlepszych rzeczy jakie słyszałem, wszystko jest tu takie czyste i trafne, jest jak ekstaza, jak doświadczenie nieskończoności, jak absolutna wolność i chodzenie po chmurach.

Wszystko jest tu wspaniałe. Moim ulubionym kawałkiem z tej płyty jest piosenka tytułowa, ten bas i ta gitara! Jest to takie proste i mocne i ma takie wspaniałe brzmienie. Do tego gitara tworzy tu tyle przestrzeni i obrazów i ma tyle barw. Jest taka celna, Ron Ashton tak bardzo trafia z tymi wszystkimi dźwiękami, tworzy gitarą tyle obrazów. Uwielbiam te krótkie momenty, gdy zbliża się trochę do klimatu raga rocka, nie mówię, że to jest raga rock, ale czasami czuć to psychodeliczne, religijne odczucie. Do tego jeszcze ta gitara razem z innymi instrumentami przywodzi na myśl jakieś majestatyczne budowane na pustkowiach, wielkie autostrady i akwedukty, ta muzyka jest jak wysłannicy wielkiej amerykańskiej cywilizacji, która przybywa przynieść oświecenie światu i udowodnić, że to co amerykańskie jest jednak najlepsze.

Iggy Pop jest genialny, tak samo trafny jak Ron Ashton, w zasadzie, w swoim sposobie śpiewania wydaje się niemal drugą gitarą. Czytałem gdzieś, że po śmierci Jima Morrisona to Iggy'emu zaproponowano zostanie wokalistą The Doors (propozycję tę odrzucił z szacunku dla Morrisona), widać tutaj jak, w gruncie rzeczy, była to bardzo sensowna propozycja. Iggy Pop ma tę samą ekspresję co Jim Morrison. Nie mówię, że brzmi jak on, ale ma coś bardzo podobnego w podejściu do śpiewania i pewnej idei muzycznej. Iggy Pop śpiewa tu tak samo dobrze jak Morrison na pierwszej płycie The Doors, nie ma może tak bogatej barwy głosu (choć głos ma świetny), ale ma tak samo potężną ekspresję. Nawiasem mówiąc, z tego co wiem Jim Morrison był wielką inspiracją dla Iggy'ego Popa. Zarówno on jak i Iggy byli jak dla mnie mistrzami krzyku, nikt nie umiał krzyczeć tak jak oni. Iggy Pop tworzy krzykiem dźwięki piekła, ekstatyczne okrzyki bandytów i wyrzutków, samotników, których lepiej nie spotkać, widzi się przed oczyma tych wszystkich różnych mrocznych ludzi. The Stooges są zresztą jak dla mnie pewną kontynuacją The Doors, ale jak bardziej nowocześnie brzmi Fun House od albumów The Doors! Tak bardzo czuć tu lata 70te.

Ten album zaczyna się ostro a później robi się już tylko bardziej ostro, dziko i głośno. Szaleństwo sięga zenitu, gdy do wszystkiego dołącza saksofon. Wszystko ostatecznie ginie w ostatnim kawałku, słuchając tego ma się wrażenie, że wszystko zlewa się i dokonuje absolutnej masakry, krew leje się tu oceanami, przewracają się pociągi, giną ludzie, dzieją się niewyobrażalne tragedie na apokaliptyczną skalę. Czy ludzkość przetrwa ten dzień absolutnej zagłady, gdy prawo nie istnieje i wszędzie grasują tylko szaleńcy z siekierami w rękach? Czy samotny pociąg popędzi jeszcze dalej w pustkowia? Na te pytania odpowiada rzężący głos jakiegoś potwora, mutanta, który znika gdzieś ostatecznie razem ze wszystkimi dźwiękami.

Jest to album z jednej strony bardzo prosty a z drugiej skomplikowany, tyle jest tu swobody i improwizacji. Prostota jest tu jak dla mnie tylko pozorem, zresztą czy ta gitara i ten wokal naprawdę są proste? Ta muzyka jest taka czysta, jest wręcz świętym doświadczeniem. Wspaniały album, klasyka, ale trzeba to powiedzieć, trzeba to ciągle powtarzać.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.