ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Wilson, Steven ─ The Future Bites w serwisie ArtRock.pl

Wilson, Steven — The Future Bites

 
wydawnictwo: Universal 2021
 
1. Unself (1:05)
2. Self (2:55)
3. King Ghost (4:06)
4. 12 Things I Forgot (4:42)
5. Eminent Sleaze (3:52)
6. Personal Shopper (9:49)
7. Man of the People (4:41)
8. Follower (4:39)
9. Anyone but Me (3:53)
 
Całkowity czas: 41:56
skład:
Steven Wilson - vocals, guitars, keyboards
Nick Beggs - bass, Chapman Stick
Adam Holzman - keyboards
Craig Blundell - drums
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,6
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,4
Album słaby, nie broni się jako całość.
,10
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,4
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,4
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,12
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,13
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,2

Łącznie 59, ocena: Album jakich wiele, poprawny.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
29.01.2021
(Gość)

Wilson, Steven — The Future Bites

Czekając na Przyszłość, czyli cykl o solowych płytach Stevena Wilsona - Część 8.

No i się doczekaliśmy! A przynajmniej doczekali się ci, którzy na pierwsze dźwięki Personal Shopper nie skreślili Stevena Wilsona z listy ulubionych muzyków. The Future Bites to kolejny krok artysty oddalający go od świata rocka progresywnego. A ja na przekór powiem że od rocka może i tak, ale od progresji w muzyce - ani trochę. Z pozoru może wydawać się, że Steven wykonał skok na kasę i nagrał płytę mieszczącą się w kanonach współczesnego popu. Nic bardziej mylnego - wystarczy jeden rzut oka na teksty, by zrozumieć (auto)ironiczny charakter wydawnictwa. Bo The Future Bites tylko z pozoru wchodzi w radiową stylistykę - w rzeczywistości to krytyka konsumpcjonizmu, zwrócenie uwagi na zanik człowieczeństwa i coraz większą rolę technologii w świecie XXI wieku. Spójrzmy tylko na dystopijny teledysk Eminent Sleaze i wszystko stanie się jasne. A zresztą która z wielkich stacji radiowych zgodziłaby się puścić King Ghost, czy nawet Self? Od strony muzycznej The Future Bites jest płytą nieoczywistą - w końcu kto podejrzewałby Brytyjczyka zwanego kiedyś "zbawicielem rocka progresywnego" o tak gwałtowną zmianę stylu i nagranie rozbujanego, zakorzenionego w stylistyce lat 80. albumu? Przyjrzyjmy się temu wszystkiemu dokładniej...

Utwory na The Future Bites można podzielić na dwie kategorie. Z jednej strony mamy zwięzłe, wpadające w ucho piosenki, z drugiej zaś kompozycje raczej stonowane i pełne przestrzeni, otulające słuchacza delikatnymi dźwiękami. W grupie pierwszej znajdziemy choćby Self, brzmiący jak zimna, zdehumanizowana wersja Harmony Korine - elektroniczny puls i przetworzony wokal w zwrotkach tworzą ciekawy kontrast z powalającym, chwytliwym refrenem. Jeszcze bardziej przebojowo wypada Eminent Sleaze - gwarantuję, że fragment I say something funny, you give me all your money... będziecie nucić po pierwszym odsłuchu. No i ten niesamowity groove! Świetny numer, dodatkowo ozdobiony podkreślającym koncept całego albumu klipem. Pulsująca elektronika i "ejtisowe" refreny z kobiecymi chórkami naprawdę szokowały, gdy Personal Shopper ukazał się jako pierwszy singiel. To najdłuższa kompozycja na płycie i jądro całego albumu, szczególnie od strony tekstowej. Widać to przede wszystkim gdy pojawia się Elton John, recytujący różne niezbędnie-zbędne produkty, na które ludzie z całego świata wydają fortunę. Wszystko to jest niezwykle autoironiczne - wystarczy prześledzić historię promocji The Future Bites i niezliczonych wersji, w jakich album się ukazał*. Ostatnim członkiem grupy jest Follower, w którym agresywna gitara kontrastuje z dyskotekową wręcz lekkością. Dobrą parę tworzyłby z nim Eyewitness, zamieszczony na stronie B singla Eminent Sleaze.

Z tymi elektroniczno-popowymi "bangerami" Steven zestawił dla równowagi kompozycje nastrojowe i spokojne. King Ghost jest niezwykle przestrzenny, a jednocześnie zachowuje coś z trip-hopowego klimatu Song of I. Tu również mamy pulsującą elektronikę, ale spełnia ona zupełnie inną rolę niż choćby w Self - jest jak miękka, puchowa kołdra, ogrzewająca słuchacza ze wszystkich stron. Te malowane syntezatorami pejzaże kojarzą mi się ze ścieżką dźwiękową gry Celeste autorstwa Leny Raine (szczególnie z utworem Resurrections). W podobnej konwencji utrzymany jest słodko-gorzki Man of the People. W ascetycznym Count of Unease Steven operuje bardziej nastrojem niż dźwiękiem - i choć nie dzieje się tu dużo, to ten wieńczący płytę utwór ma w sobie coś urzekającego.

O 12 Things I Forgot zdecydowałem się z kilku powodów napisać na koniec. Po pierwsze dlatego, że brzmieniowo jest to utwór zupełnie oderwany od reszty płyty - znacznie bliżej mu do Lazarus czy Sentimental niż do Self lub Eminent Sleaze. To urzekająca w swojej prostocie piosenka, która już po pierwszych dźwiękach zostaje w głowie. A po drugie dlatego, że 12 Things I Forgot porusza mnie najbardziej ze wszystkich tekstów, jakie kiedykolwiek wyszły spod pióra Wilsona. Przyznaję się bez bicia - to jedyny utwór w dyskografii muzyka, przy którym się rozpłakałem.

Warto wspomnieć jeszcze o jednej, niezwykle ważnej dla fanów Wilsona kwestii - gitarze. Wielu słuchaczy zarzuca muzykowi zupełne porzucenie instrumentu. Gitary na The Future Bites rzeczywiście jest mniej, ale jest też wykorzystywana w zupełnie inny, niekonwencjonalny sposób. Zamiast być instrumentem wiodącym, jest jedynie uzupełnieniem elektroniki - spójrzmy choćby na przetworzoną solówkę w Personal Shopper czy impresjonistyczne plamy dźwięku w Eminent Sleaze i Self. Osobiście widzę w tym zabiegu wpływ Prince'a - wystarczy spojrzeć choćby na Sign O' the Times (zresztą swego czasu Steven popełnił bardzo udany cover owego przeboju).

Zatem jak wypada The Future Bites w całości? Moim zdaniem broni się bardzo dobrze. Nie jest to może dzieło na miarę Hand. Cannot. Erase. (nie wiem, czy kiedykolwiek Stevenowi uda się przeskoczyć tę poprzeczkę - trzymam kciuki!), ale słucha się go z niemałą przyjemnością. To płyta, przy której można zarówno odpocząć, pogrążyć się w zadumie, jak i... ruszyć na parkiet! Zwrócę jednak uwagę na długość - jedynie 42 minuty? Wiem, winylowe trzy kwadranse to wręcz idealna długość albumu, ale nie mogę oprzeć się wrażeniu że czegoś temu nowemu Wilsonowi brakuje. Szczególnie biorąc pod uwagę nawyk Stevena - "ukrywanie" naprawdę świetnych utworów na stronach B. Mimo to The Future Bites nie zawodzi - Wilson z pewnością siebie i gracją operuje zupełnie nowym dla niego stylem. A podobno napisał już parę piosenek na kolejny album... Bardzo ciekawi mnie, gdzie Steven Wilson zabierze swoją twórczość po The Future Bites. Jako oddany fan - gratuluję i czekam na więcej!

 

* Na marginesie przyznam, że sam uległem czarowi konsumpcjonizmu - wspomniany przez Eltona Johna deluxe edition box set jest już w drodze... Ciekawe, czy potwierdzi się prawidłowość, o której wspomniałem przy okazji  - podejrzewam, że utwory ekskluzywne dla wersji rozszerzonej w niczym nie będą ustępować podstawowemu albumowi.

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.