ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Vangelis ─ Voices w serwisie ArtRock.pl

Vangelis — Voices

 
wydawnictwo: Atlantic 1995
 
"Voices" (Vangelis) – 7:00
"Echoes" (Vangelis) – 8:20
"Come To Me" (Vangelis, Lavelle) – 4:40
"P.S." (Vangelis) – 2:05
"Ask The Mountains" (Vangelis, Nordenstam) – 7:55
"Prelude" (Vangelis) – 4:24
"Losing Sleep (Still, My Heart)" (Vangelis, Young) – 6:41
"Messages" (Vangelis) – 7:30
"Dream In An Open Place" (Vangelis) – 5:50
 
Całkowity czas: 54:24
skład:
Vangelis – composer, performer; Caroline Lavelle – vocals, cello, lyrics; Stina Nordenstam – vocals, lyrics; Paul Young – vocals, lyrics; Athens Opera Company – vocals on "Voices"
Production:
Vangelis — producer, arranger; Philippe Colonna — engineer, mixer; Frederick Rousseau — assistant producer; Stylorouge — design; Jim Freedman — cover photography; Alex Misiewicz — underwater photography
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,5
Arcydzieło.
,9

Łącznie 17, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
07.02.2020
(Recenzent)

Vangelis — Voices

Z Grecji na Marsa. A potem do Watykanu.

 Czyli cykl o Vangelisie.

 Odcinek trzydziesty piąty.

 No i mu ćwiara minęła. Temu albumu. No może nie całkiem, ale minie w październiku. Ja go poznałem gdzieś w połowie 1999. Kolega mi go podrzucił do przegrania, bo od niedawna byłem szczęśliwym właścicielem nagrywarki CD audio – nie, nie w komputerze – stacjonarnej, deck Phillipsa, z dwoma napędami. W komputerach jeszcze takie popularne nie były.

No to ja go dostałem, posłuchałem i przegrałem także dla siebie. A potem to sobie oczywiście kupiłem. I tak już  jesteśmy razem od ponad 20 lat.

 W latach dziewięćdziesiątych w muzyce rozrywkowej panowała moda na tworzenie muzyki, która byłaby połączeniem popu (głównie), muzyki klasyczniej, new age, World Music, czy elektroniki – całość była zwykle bardzo nastrojowa, melodyjna i efektownie zaaranżowana.  Enigma, Adiemus, trochę późniejsza Era, albo popowe wersje chórów gregoriańskich – miało to swoja wcale liczną publiczność, bo wszyscy ci artyści odnieśli naprawdę duże sukcesy. „Voice” wpisuje się w ten trend, ale Vangelis nie byłby sobą, gdyby nie zrobił tego po swojemu – wykorzystał pewne cechy tej muzyki – brzmienie, nastrój – ale resztę zrobił już zupełnie po swojemu. I wyszło mu coś nadzwyczajnego. Oczywiście, sam klimat nie wystarczy, ale Vangelis błysnął jako kompozytor, tworząc wspaniałą muzykę, chociażby już to nieśmiertelne „Ask The Mountains”.

 Nie licząc albumów filmowych, "Voices" jest kontynuacją  pewnego trendu w twórczości  Vangelisa, który zapoczątkował "Direct" – czyli  muzyka nieco lżejsza gatunkowo,  taka  bardziej kameralna, delikatniejsza. I pod tym względem "Voices" jest jeszcze bardziej, o ile nie najbardziej – to  najładniejsza, najbardziej delikatna, urokliwa  i zwiewna płyta artysty. Do tego najbardziej piosenkowa – tak, bo tu jest trzy piosenki i to jakie! Przede wszystkim "Ask The Mountains" w duecie ze Stiną Nordenstam, ale pozostałe – „Come  to Me" z Caroline Levelle i "Losing Sleep" z Paulem Youngiem też są bardzo ładne. Jeśli się przypatrzyć kompozycji płyty, to one stanowią taką pewną jej oś, poszczególne  utwory są tak ustawione, żeby te piosenki jak najbardziej wyeksponować – krótki  "PS" przed Ask The Mountains", cichutkie "Prelude" przed "Losing Sleep", w które zresztą przechodzi niepostrzeżenie. Wyjąwszy  początek i finał, jesteśmy przed piosenką, albo po piosence. Za to sam początek jest mocno mylący, bo utwór tytułowy to taki typowy, patetyczny Vangelis z chórami, ale zupełnie inny niż reszta płyty. Zresztą zaraz w "Echoes" mamy powtórzony temat z "Voices" tylko, że w sposób spokojniejszy i kameralny. A nie wspomnieć o wspomnianym finale to byłby trochę grzech, za na pewno to spore przeoczenie – bardzo ładny „Messages” utrzymany w klimacie World Music i   jeszcze ładniejszy, pastelowy "Dream In An Open Place". Obie te kompozycje idealnie podsumowują całe „Voices”

 Przewyborna płyta, chociaż troszkę nietypowa. Na pewno nie należy do tego nurtu klasyczno-progresywnego, jak „Heaven And Hell”, czy elektronicznego, jak „Spiral” (soundtracków nie liczę). Z wcześniejszych chyba „China” przypomina ją najbardziej. Ale „Voices” jest lepsze. I od czego jest jeszcze lepsze? Hm… No nic lepszego już nie nagrał(*). A wcześniej?...  Tutaj już zaczynamy poruszać się w sferze osobniczych gustów. Mój numer jeden to Rydwany Ognia, a „Voices” to pewnie zaraz potem. Ale właśnie tego krążka słucham najczęściej. Czasami przez kilka dni ujeżdżam go intensywnie, aż już mi się przejadać zaczyna i wydaje mi się, że na ładnych kilka miesięcy wyląduje na półce. Ale gdzie tam! Mija dwa, trzy tygodnie, góra miesiąc i ponownie wskakuje do odtwarzacza.

(*) - wiem, że są fani "Mythodei"

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.