ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Ruben & The Jets ─ Cruising With Ruben & The Jets w serwisie ArtRock.pl

Ruben & The Jets — Cruising With Ruben & The Jets

 
wydawnictwo: Bizarre 1968
 
1. Cheap Thrills (Zappa) [02:23]
2. Love Of My Life (Zappa) [03:10]
3. How Could I Be Such A Fool (Zappa) [03:35]
4. Deseri (Collins, Buff) [02:07]
5. I’m Not Satisfied (Zappa) [04:03]
6. Jelly Roll Gum Drop (Zappa) [02:20]
7. Anything (Collins) [03:04]
8. Later That Night (Zappa) [03:06]
9. You Didn’t Try To Call Me (Zappa) [03:57]
10. Fountain Of Love (Zappa, Collins) [03:01]
11. No No No (Zappa) [02:29]
12. Any Way The Wind Blows (Zappa) [02:58]
13. Stuff Up The Cracks (Zappa) [04:35]
 
Całkowity czas: 40:33
skład:
Ray Collins – Lead Vocals
Frank Zappa – Low Grumbles, Oo-Wah & Lead Guitar
Roy Estrada – High Weazlings, Dwaedy-Doop & Electric Bass
Jimmy Carl Black – Lewd Pulsating Rhythm
Arthur Dyer Tripp III – Lewd Pulsating Rhythm
Ian Underwood – Redundant Piano Triplets, Tenor & Alto Saxes
Don Preston – Redundant Piano Triplets
Motorhead Sherwood – Baritone Sax & Tambourine
Bunk Gardner – Tenor & Alto Saxes
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 2, ocena: Album jakich wiele, poprawny.
 
 
Ocena: 6 Dobra, godna uwagi produkcja.
11.09.2019
(Recenzent)

Ruben & The Jets — Cruising With Ruben & The Jets

Alfons Willie i jego nastoletnie kurewki ze Słonecznej Wiochy, czyli Majora Eugeniusza Kopyto i Strzyża rozważania o życiu i dorobku Wąsatego Franka. Odcinek V .
 
- Weźmiecie wy się, szeregowy, do roboty? Ostatnia recenzja to bodaj w kwietniu była.
 
- Tak bywa. Trochę spraw się ponakładało i trzeba było pisanie na chwilę odłożyć. Ale się bierzemy z kopyta.
 
- No to już, dzisiaj o Fontannie Miłości w Anadyrze. Albo Jakucku.
 
- A czemu tam?
 
- „Wrzesień to był, liście znikły z drzew…” Gdzieście widzieli, szeregowy, gołe drzewa we wrześniu? Nawet w Łodzi tego nie ma. Musiało być gdzieś za kołem podbiegunowym.
 
- No w sumie racja. Czyli dziś o Rubenie i Jetsach. O wyjątkowo konwencjonalnej płycie, nagranej przez niekonwencjonalnego faceta, który podczas ślubu zamiast obrączki wręczył żonie tanie wieczne pióro. Czy jak niektórzy twierdzą, przyczepił jej do sukienki.
 
- Drugiej żonie. Może Franuś stwierdził, że drugi raz się na obrączkę nie będzie wykosztowywał?
 
- Może. „Cruising With Ruben And The Jets” to płyta wypełniona pastiszami, czy czasem wręcz parodiami słodkich, ckliwych piosenek z lat 50. Sam Zappa nie przepadał za nostalgią, uważał ją za hamulec postępu i na tej płycie nostalgię za latami 50. bezlitośnie wykpił. Jak stwierdził, starał się napisać możliwie jak najbardziej kretyńskie teksty, jakie tylko dało się napisać.
 
- Dokładnie tak. Mamy tu charakterystyczne, brzęczące gitary, wysokie, falsetowe głosy, saksofony… Choć oczywiście Zappa nie byłby sobą, gdyby tu i ówdzie nie pokombinował: a to wtrącił jakieś nieoczywiste progresje akordowe, a to jakiś fortepianowy dysonansik…
 
- Mamy tu parę kompozycji znanych już z debiutanckiej płyty, no i parę utworów stworzonych przez Raya Collinsa (nietypowa rzecz u Franka, cudze kompozycje). Do tego w „Stuff Up The Cracks” Zappa znów sobie pozwala na aluzje do samobójstwa. No i oczywiście trzeba zaznaczyć, że to trzecia z czterech płyt Franka tworzących spójną całość. Sam zainteresowany pisał, że utwory między nimi można by do woli mieszać.
 
- No właśnie. Niby wszystko w porządku, więc czemu płyta nie zachwyca? Bo z gwiazdek widać, że nie zachwyca.
 
- Głównie dlatego, że patent na parodiowanie ckliwych doo-wopowych kawałków nieźle się sprawdza w mniejszej dawce; rozciągnięty do wymiaru 40-minutowego albumu robi się w pewnym momencie męczący. Coś jak z „Polovirusem”: dwie parodie disco-polo są w porządku, ale jakby cała płyta była taka…
 
- To dostalibyśmy Sławomira. Tego faceta, co to bardzo chciał zostać memem i z husarskimi skrzydłami biegał. Z pojedynczych utworów można się pośmiać; cały album jest nie do strawienia za jednym podejściem. Chyba że po pół butelki Jacka.
 
- Dokładnie tak. Choć z drugiej strony nie wiem, czy taki właśnie nie był zamysł Zappy: jasno pokazać ludziom, dlaczego tkwienie w nostalgii nie jest na dłuższą metę dobrym pomysłem. Choć czy potrzebował do tego aż całej płyty?
 
- Potrzebował czy nie, taką płytę nagrał i już.
 
- Zgadza się. A ja biorę się za kolejne dzieło Franka.
 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.