Zwykle albumy z muzyką gitarową nie wzbudzają we mnie wielkich emocji. Do konwulsyjnych popisów próżnych wioślarzy z różnych stron świata zawsze podchodzę z dużą rezerwą. Często ich atletyczne wysiłki są tylko sztuką dla sztuki oraz niezrozumiałym dla słuchacza, który poszukuje ambitnej, choć bezpretensjonalnej rozrywki, aktem samozadowolenia. Inaczej jest w przypadku Fractal Guitar Stephana Thelena, gitarowego przedsięwzięcia muzycznego z mnóstwem efektów dźwiękowych, będących integralną częścią wydawnictwa sygnowanego logiem MoonJune Records.
Zastosowanie takich efektów gitarowych, jak delay, kaskadowe pogłosy czy zapętlanie dźwięku w rocku progresywnym z domieszką psychodelii i transu często przynosiło artystom sukces artystyczny. Tak było na przykład z Voyage 34 i Up the Downstair Porcupine Tree, które stały się trampoliną do dalszej kariery Stevena Wilsona, dziś cenionego kompozytora i producenta płyt z muzyką popularną. Niewykluczone, że Stephan Thelen znajduje się właśnie teraz tam, gdzie kiedyś był Wilson, stąpając jeszcze nieśmiało W górę schodami w dół.
Pierwsze takty FG, oparte na linii basu i perkusji, mogą słusznie kojarzyć się z jednym z największych klasyków Pink Floyd, space-rockowym numerem Careful with that Axe, Eugene. Jednak to Briefing for a Descent into Hell, wraz z przepojonym mroczną psychodelią Radiant Day i silnie synkopowanym Urban Nightscape, są najciekawszymi nagraniami na krążku, który praktycznie w całości napędzany jest iście szamańskim transem, zamraczającym słuchaczy, bazującym głównie na brzmieniu elektrycznych gitar, pogłosach i zabójczej pracy sekcji rytmicznej.
Fractal Guitar jest dla mnie jak na razie najbardziej atrakcyjną propozycją muzyczną bieżącego roku. Wielbiciele wczesnego Porcupine Tree powinni bez trudu odnaleźć się w środowisku muzycznym drugiego ze Stefanów – Thelena. Jak Wilson stojąc na czele PT zawiązywał śmiałe mariaże z brit-popem czy później death metalem, tak teraz Thelen dokonał wraz z dziesięcioma innymi instrumentalistami szczęśliwej fuzji dwóch zgoła odmiennych żywiołów: jazzu i rocka. Pomimo wyczuwalnej tu i ówdzie symbolicznej melancholii, nie można odmówić FG prawdziwie sangwinicznego temperamentu. W końcu Fractal Guitar to płyta wyjątkowa, podnosząca prestiż wytwórni, dla której ją nagrano, oraz przywracająca wiarę w możliwości rocka zwanego progresywnym.