ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Eden ─ Eden w serwisie ArtRock.pl

Eden — Eden

 
wydawnictwo: Enigma Records 1986
 
1. Pound It Out 03:38
2. The Looking Glass 03:25
3. Judgement Day 03:21
4. Morte/Gone Too Far 05:44
5. Victim of the World 03:49
6. Panic in the City 04:15
7. The Bigger They Are 03:29
8. Sealed with a Kiss 03:20
9. Fighting Mad 04:45
10. Untravelled Waters 01:18
11. She Burns (With Fire) 05:14
 
Całkowity czas: 42:18
skład:
Michael Henry Vocals (lead), Guitars (rhythm); Rick Scott Guitars (lead & acoustic); Gary Winslow Bass; David Young Drums, Percussion, Vocals (backing)
Brak ocen czytelników. Możesz być pierwszym!
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Brak głosów.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
04.02.2019
(Recenzent)

Eden — Eden

 Artrockowy oddział Polskiego Związku Kynologicznego zaprasza na kolejny odcinek cyklu o pudlach, czyli

 

Poważna muzyka w niepoważnym opakowaniu.

 

 - No co, już ci chyba przeszło? – zagaiła  Tośka.

 - Co mi przeszło?

 - Niemoc twórcza, bo dobrych dwóch miesięcy nic, a tu kilka dni temu nagle - bęc! Recenzja. Czyli jest może jakaś szansa, że coś napiszesz? Albo nawet razem coś napiszemy?

 - To było zadanie domowe, na zadany temat.

 - Może, ale nowego Lebowskiego i tak byś napisał, najwyżej z miesiąc później. Za bardzo ich lubisz, żeby im odpuścić.

 - Mniejsza o Lebowskiego. Jak już się tu kręcisz, to pewnie coś ogarniemy?

 - Eden - zawyrokowała Tośka

 - Też tak myślałem - pokiwałem głową - Słuchamy ich już ze trzy lata i chyba z rok temu mieliśmy coś o nich napisać.

 - No właśnie. Żeby  ci było łatwiej,  wybrałam temat, który mamy już od dawna przedyskutowany. Teraz to trzeba zebrać do kupy i przetworzyć w słowo pisane.

 - Dokładnie. Po pierwsze...

 - "Jak to się stało, że nie zagrało" - wpadła mi w słowo Tośka

 - Właśnie. Teoretycznie  jest to pytanie retoryczne, ale spokojnie możemy na nie spróbować odpowiedzieć. Single są, prawda? Dwa, co najmniej - "Panic in The City" i "Sealed with A Kiss". Słabsze rockowe numery  panoszyły się w górnych rejonach list przebojów. Czyli było czym gonić po hit-pradach. Ale nie było o czym gonić. Bo to tak – Eden  to w zasadzie spin-off od innej równie "znanej" amerykańskiej kapeli hard'n'heavy August Redmoon. Znasz? Bo  ja nie. Właśnie. No i po kilku latach takiego szarpania się, zmian nazwy, grupa wreszcie dorobiła się płyty, co ciekawe dla dość rozpoznawalnej wytwórni, bo dla Enigmy, która już wtedy Slayera wydawała. Ale widocznie firma poskąpiła  kasy na lepszą promocję, bo płyta nie zaistniała. Nawet chyba żadnego klipu nie było, bo na jutubie nie znalazłem . A szkoda, mieli album, który mógł mocno namieszać.  

Słuchając tej muzyki i patrząc na zdjęcia muzyków doznajemy pewnego dysonansu poznawczego, bo to jakby to powiedział Mistrz Wańkowicz - Suknia Ezawa, ale za to głos Jakuba.

 - U Wańkowicza było odwrotnie – sprostowała  mnie Tośka

 - Tak, ale w tym przypadku pasuje właśnie tak jak napisałem. Bo wyglądali jak typowe pudel metalowe amerykańskie małpy, ale za to grzali...

 - Może odpuść sobie ten termin "grzali", bo to się nieco nieodpowiednio kojarzy. Na pewno nie napędzali się tylko herbatą i wodą mineralną, ale nie bądźmy tacy dosłowni.

 - Okej, niech będzie łoili. Albo łomotali.

 - To z wódą, a to z seksem – Tośce  znowu coś nie pasowało.

 - Nie bądź taka upierdliwie drobiazgowa. Dobra, jak na amerykańskich  metali o pudlowatym image'u grali bardzo po europejsku, bardzo metalowo, bez żadnego słodzenia i konkretnym wykopem. Ze względu na wokal, to nieco łagodniejszy Accept przypominali i to ten z lepszych czasów – Jajami  o Ścianę, "Restless And Wild", „Breaker”. Na amerykańskie pochodzenie materiału wskazywałyby tylko te ewentualne single, które wcześniej wymieniłem. A i one wcale nie są na siłę przebojowe, tylko takie fajnie wpadające w ucho rockery z chwytliwymi melodiami. Poza tym zalet ta płyta ma całą masę – dobre  riffy, dobre melodie, dobry wokalista, wszystkie utwory co najmniej dobre, a większość, jeśli nawet nie wszystkie,   bardzo dobrych, mocne, równe tempo. Na pewno nie jest mimo wszystko jakieś metalowe mistrzostwo świata, ale jest to zajebiaszczo atrakcyjny kawałek metalu.  Lepszy  album, niż na przykład święcące wtedy triumfy w USA krążki Ratt, WASP, Motley Crue, czy Quiet Riot, a nawet i Kiss. Eden to byli mocni zawodnicy i szkoda, że ich płyta padła. Próbowali potem jeszcze walczyć, dwa lata później nagrali demo z kilkoma nagraniami (są na remajstrze), nawet momentami jeszcze lepszymi niż te z debiutu, ale chyba nikogo nie zainteresowali. Znowu  zmienili nazwę na August Redmmoon (skład też, bo z dawnego Edena ostała się tylko sekcja) i tak się kołaczą do teraz. A nawet udało im się nagrać właśnie jako August Redmoon pierwszą dużą płytę trzy lata temu. Bagatela, po prawie 35 latach działalności.

 - "Panic in the City" – zawyła  Tośka.

Na takie dictum nie zostało nic innego, niż odpalić Edenów po raz kolejny.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.