ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Cryptic Nature ─ Pandor w serwisie ArtRock.pl

Cryptic Nature — Pandor

 
wydawnictwo: Rock Company 2017
 
1. A Dragon's Tale (Thoenissen) [02:01]
2. Regnum Draconis (Thoenissen) [03:35]
3. Aenoor (Thoenissen) [03:18]
4. Glynyd (Thoenissen) [05:03]
5. Gol Matoo/Meteor Impact (Thoenissen) [09:03]
6. Ael Hathor/Nebucor Captured (Thoenissen) [07:58]
7. Ieeryah/Pandor's Hatching (Thoenissen) [07:29]
8. Pandor's Adoption (Thoenissen) [06:20]
9. The Meeting (Thoenissen) [07:06]
10. Tayla's Teachings (Thoenissen) [02:56]
11. The Prophecy/Tayla's Mission (Thoenissen) [06:35]
12. Consulting Serna (Thoenissen) [07:02]
13. Certamen Ultimus (Thoenissen) [07:26]
14. Salus Orbis (Thoenissen) [07:17]
 
Całkowity czas: 83:11
skład:
Band:
Koos J.Thoenissen – Guitars, Synths, Basses & Fretless Bass, Mandolin, Percussion, Vibra Slap, Didgeridoo, Skull Drums & Soundscapes
Guest Musicians:
Jeroen Van Den Biggelaar – Lead Guitar on „Certamen Ultimus”
Ron Van Rhee – Flutes on „Consulting Serna”
Vocals:
Sascha Burchardt as Pandor
Emmelie Van Deurzen as Tayla
Jacqueline Van Elsbergen as Serna
Cathy Van Der Walk as Ieeryah
Koos Thoenissen as Nebucor, Krolok, Domat & The Sage
Special Appearance by Huw Lloyd Jones as Teelon
Narration by Ian Jillings
Backing Vocals by Emmelie Van Durzen, Anita Alberts & Koos Thoenissen
Brak ocen czytelników. Możesz być pierwszym!
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Brak głosów.
 
 
Ocena: 5 Album jakich wiele, poprawny.
21.07.2018
(Recenzent)

Cryptic Nature — Pandor

Holender Koos J. Thoenissen jako basista udzielał się w kilku małych lokalnych zespołach. Jego ambicje sięgały jednak dalej niż szczypanie czterech strun i postanowił stworzyć Dzieło. Epicką historię rozgrywającą się na Ziemi w czasach, gdy po naszej planecie uganiały się smoki, tępione przez bardzo agresywną rasę zamieszkujących pod ziemią brutalnych hominidalnych stworów. Tytułowy Pandor to coś w rodzaju smoczego Mesjasza: osierocony, wychowany przez jednorożce, przygotowywany do prowadzenia uciskanej smoczej rasy do zwycięstwa przez zakochaną w nim smoczych Talię. No dobra – pomysł jak pomysł, jak zawsze w przypadku takich albumów diabeł tkwi w wykonaniu. I tu zaczynają się strome schody.

Thoenissen sam napisał całą muzykę i teksty, sam zaaranżował całość, sam też wszystko zagrał (z dwoma wyjątkami), do tego uparł się mocno całość zróżnicować, pokazać się jako wyjątkowo wszechstronny artysta, bo płyta jest rozpięta między ciężkim, metalowo-industrialnym graniem a delikatnymi, folkowymi dźwiękami – i nie sposób uniknąć wrażenia, że wziął na siebie za dużo. Albo inaczej – zabrakło kogoś, kto całość oszlifowałby, podpowiedział, co jest złe, co się nie sprawdza. Z drugiej strony, nie brakuje tu intrygujących momentów. Jako pianista Thonissen wydaje się być inspirowany dorobkiem Wakemana – początek „Glynyd”, aż do wejścia ciężkiej gitary, mocno przypomina new age'owe płyty Ricka z lat 90. W „Gol Matoo” z wyjątkowo ciężkim riffem pojawia się growlujący śpiew, choć akurat końcowy efekt jest dość mocno dyskusyjny. Po dłuższych chwilach ciężkiego riffowania mamy nagle folkowy, mandolinowy „Pandor's Hatching” i podniosłą balladę z wokalnym duetem, z dominującą gitarą akustyczną („Pandor's Adoption”). „The Prophecy” to nastrojowa ballada na fortepian i głos, nagle przełamana mocnym, metalowym „The Mission”. W obu częściach Emmelie Van Deurzen pokazuje, że ma kawał niezłego głosu, pasującego i do klimatycznego śpiewu, i do mocniejszego grania. Ładnie się rozwija „Consulting Serna”, z podniosłymi klawiszowymi tłami, wokalnym duetem, ciekawie wzbogacona fletem. Całość wieńczy dość intrygujące „Salus Orbis”, z interesującym duetem wokalnym oraz współbrzmieniem wyeksponowanej gitary basowej i ciętego riffu gitarowego. Słychać, że całość miała potencjał, tyle że…

No właśnie. Ciężkie metalowe granie wypada na tej płycie surowo i kanciasto – choć mam wrażenie, że to miało być celowo surowe, proste, kanciaste, jako że takie granie towarzyszy na płycie opowieściom o podbijających świat brutalnych Molgarach, a ci do szczególnie rozwiniętych osobników nie zależy. Tyle że całej płycie zaszkodził upór Thoenissena, żeby wszystko zrobić samemu – a że biedak nie umie grać na bębnach, zamiast zatrudnić perkusistę sięgnął po automat perkusyjny. I elektroniczne popukiwanie automatów perkusyjnych kłuje w uszy strasznie. Tu ciężkie riffowanie, a tu stukanie jak z prostego klawisza Casio – co to miało być? W spokojniejszych momentach pukanie automatu kłuje w uszy nawet bardziej, skutecznie rozbijając nastrój… A do tego nieco się rozjeżdża produkcja i aranżacja całości: niektóre wieloosobowe partie wokalne czasem rozjeżdżają się ze sobą, parę razy też źle dobrano tonację utworów i wokaliści nie do końca się wpasowują…

Jest na tej płycie nieco fajnych momentów, ale całość nie przekonuje. Sprawia wrażenie niedopieczonej, niedopracowanej. Szkoda, bo całość miała niezły potencjał i ciekawe pomysły (mało oryginalne, ale zawsze) można tu znaleźć… Doceniam ambicję Thoenissena, ale biedak niestety wziął na siebie zbyt wiele. Zatrudnić perkusistę, znaleźć dobrego producenta i aranżera, doszlifować całość – i może z tego wyjść naprawdę niezła pozycja. A na tą chwilę 5 gwiazdek z minusem.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.