ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Decapitated  ─ Anticult  w serwisie ArtRock.pl

Decapitated — Anticult

 
wydawnictwo: Nuclear Blast Records 2017
 
1. Impulse [6:02]
2. Deathvaluation [4:24]
3. Kill the Cult [4:40]
4. One-Eyed Nation [5:00]
5. Anger Line [3:45]
6. Earth Scar [5:10]
7. Never [6:05]
8. Amen [2:50]
 
Całkowity czas: 37:49
skład:
Rafał „Rasta” Piotrowski – wokal
Wacław „Vogg” Kiełtyka – gitara, bas, klawisze
Hubert Więcek – bas
Michał Łysejko – perkusja
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,0

Łącznie 4, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
29.09.2017
(Gość)

Decapitated — Anticult

To dziwny i rzadki przypadek, kiedy słuchasz ekstremalnej płyty i nagle widzisz jej okładkę we wszystkich serwisach informacyjnych. Niestety, o ile o Decapitated usłyszał ostatnio prawie każdy, nie był to rozgłos, którego polscy deathmetalowcy by sobie życzyli. Podczas trasy koncertowej w USA panowie wkopali się w bardzo paskudnie wyglądającą historię. W wielkim skrócie: są podejrzewani o gwałt zbiorowy i teraz czekają na rozstrzygnięcie sprawy w amerykańskim areszcie. I wszystko to w czasie promocji bardzo udanej płyty „Anticult”, która miała ugruntować pozycję trzeciej siły polskiego metalu.

To sytuacja o tyle bardziej przykra, że Decapitated ma za sobą traumatyczne przeżycia, które mogły definitywnie zakończyć ich karierę. W 2007 roku po wydaniu czterech płyt i zdobyciu uznania słuchaczy i krytyki zespół miał wypadek samochodowy, w którym zginął perkusista Witold „Vitek” Kiełtyka, a wokalista Adrian „Covan” Kowanek do dzisiaj jest w śpiączce. Po krótkiej przerwie kapela wznowiła działalność w nowym składzie. Światło dziennie ujrzały trzy kolejne płyty, a zespół stał się kolejnym po Behemocie i Vaderze ekskluzywnym, polskim towarem eksportowym. Ostatnie wydarzenia w Spokane mogą niestety zakończyć ten udany powrót...

A sama muzyka na „Anticult”? Mocna, chwytliwa, energetyczna i przebojowa w pełnym znaczeniu tego słowa. I trochę inna, niż to co do tej pory można było usłyszeć na płytach Decapitated. O ile bowiem w pierwszej fazie swojej twórczości zespół z Krosna wpisywał się w nurt technicznego death metalu i był powszechnie ceniony za wirtuozerię i złożoność kompozycji, od czasów „Carnival is Forever” z 2011 roku ich muzyka dryfuje w stronę groove metalu i bardziej „przystępnych” brzmień. Takich jakie można usłyszeć np. na płytach Lamb of God, Sepultury czy Pantery.

Tak właśnie jest na „Anticult”. Owszem, otwierający płytę „Impulse” nie daje zapomnieć, że mamy do czynienia z deathmetalowymi wymiataczami. Atonalna gitara, riffy jak z Meshuggah, ryk wokalisty i zjadliwa solówka Kiełtyki – wszystkiego tego można się spodziewać po przedstawicielach polskiej szkoły technicznego death metalu. Ale już taki „Deathvaluation”, „Kill the Cult”, czy „One Eyed Nation” to kawałki równie szybkie i agresywne, ale już bardziej „gładkie” i wpadające w ucho. Zaskakujące nieoczywistą, ale łatwo zapamiętywalną melodią. Wokalista Rafał Piotrowski chwilami brzmi jak Phil Anselmo, solówki są zgrabne i zadziorne jak u Dimebaga Darella, riffy chwytliwe jak marzenie. Słucha się tego przyjemnie, przytupując nogą i idę o zakład, że nawet sceptycznie nastawieni do ekstremalnego łupania miłośnicy metalu i rocka znajdą tu fragmenty, które sprawią im autentyczną frajdę.

Zespół nie byłby jednak sobą, gdyby nie przyłożył od czasu do czasu z grubszej rury. Taki np. „Anger Line” to mroczny i ciężki jak cholera kawałek, którego nie powstydziłby się legendarny Morbid Angel. Później jednak znów mamy nieskomplikowany ale przyjemny „Earth Scar” i najbardziej chwytliwy na płycie, szybki i bezkompromisowy „Never”, który trochę przypomina dokonania rodaków z Vadera. Ten utwór promował zresztą płytę, dając reprezentatywną próbkę nowego oblicza krośnian.

Jak to zwykle bywa w przypadku takich metamorfoz, pojawiły się głosy, że to już nie to samo i że nawet nie umywa się do wczesnych dokonań zespołu. Bzdura. Decapitated zrobił znakomitą robotę, płyta jest nienaganna technicznie, a przy tym bardziej melodyjna i bardziej przebojowa niż poprzedniczki. Słucha się jej z dużą przyjemnością i mam nadzieję, że nie będzie to ostatni album zespołu.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.