ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Between The Buried And Me  ─ Coma Ecliptic  w serwisie ArtRock.pl

Between The Buried And Me — Coma Ecliptic

 
wydawnictwo: Metal Blade Rec. 2015
 
1. Node [3:31]
2. The Coma Machine [7:35]
3. Dim Ignition [2:16]
4. Famine Wolf [6:50]
5. King Redeem/Queen Serene [6:58]
6. Turn on the Darkness [8:26]
7. The Ectopic Stroll [7:02]
8. Rapid Calm [7:59]
9. Memory Palace [9:54]
10. Option Oblivion [4:22]
11. Life in Velvet [3:38]
 
Całkowity czas: 68:31
skład:
Dan Briggs – bass, keyboards, backing vocals
Blake Richardson – drums, percussion
Tommy Giles Rogers – vocals, keyboards
Paul Waggoner – guitars, vocals on "Turn on the Darkness"
Dustie Waring – guitars
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 3, ocena: Album jakich wiele, poprawny.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
19.03.2017
(Gość)

Between The Buried And Me — Coma Ecliptic

Amerykański zespół Between The Buried And Me to kolektyw obok którego trudno przejść obojętnie. Dość powiedzieć, że gitarzysta Dustie Waring i perkusista Blake Richardson w wolnych chwilach pogrywają w deathcorowym składzie Glass Casket, którego brzemieniem spokojnie można by ostrzyć żyletki. Natomiast basista Dan Briggs, kiedy nie gra z BTBAM, dzieli swój czas między grającą jazz fusion grupę Trioscapes, eksperymentalny skład Orbs i progresywno-metalową grupę Nova Collective, gdzie łączy swoje siły m. in. z muzykami grupy Haken. Z takiego połączenia musiało – i zaiste powstało coś niezwykłego.

Wydana w 2015 roku płyta Coma Ecliptic to już dziewiąty album muzyków z Północnej Karoliny. Zdziwiłby się jednak ten, kto zainteresowany ostatnim dokonaniem BTBAM sięgnąłby po ich pierwsze płyty. A to dlatego, że piętnaście lat temu panowie grali ekstremalną rzeźnię, klasyfikowaną jaką mathcore, bądź deathcore, ewentualnie jako progresywny death metal. Wielu fanów za szczytowe osiągnięcie  zespołu uważa zresztą album Colors z 2007 roku - nasycone growlem agresywne 60 minut ekstremalnej muzyki, która choć pełna elementów progresywnych, wciąż mocno tkwi w estetyce death metalu.

Sporo się od tamtego czasu zmieniło. I to na dobre, trzeba uczciwie powiedzieć, bo Coma Ecliptic to już zupełnie inne granie. Owszem – wciąż zadziorne, miejscami chropowate i pełne wrzasku, ale to już wielowymiarowy, stuprocentowy metal progresywny, któremu bliżej do Dream Theataer i Haken niż do Meshuggah i Death. Do metalowej rzeźni panowie z BTBAM zaczęli dodawać coraz więcej elementów znanych choćby z muzyki Pink Floyd, Queen czy Deep Purple, nie zapominając przy tym całkowicie o deathmetalowych korzeniach. Efekt jest co najmniej ciekawy.

Wszystko zaczyna się od „Node” ze spokojnym, wręcz usypiającym intro i łagodnym śpiewem, by później przejść w „The Coma Machine”, gdzie po melodyjnym początku dostajemy po uszach growlem i agresywnym brzmieniem. Potem jest „Dim Ignition” z transowym, elektronicznym, niepokojącym motywem, które przechodzi w zadziorne, mocne „Famine Wolf”. Tu już dzieje się naprawdę dużo, bo usłyszymy tu melodyjne klawisze i czysty zaśpiew, a później wściekły growl i perkusję brzmiącą niczym seria z karabinu maszynowego.

I tak właściwie jest przez całą płytę – agresja sąsiaduje to z ckliwymi melodiami, czysty, melodyjny śpiew z growlem i drażniącym skandowaniem, kojące posykiwanie perkusyjnych talerzy z deathmetalowym „łupaniem na garach”. Jedno słowo jest tu kluczowe – balans. Deathmetalowe zagrywki są tu przemieszane z melodyjnymi partiami rozpisanymi na gitarę i klawisze, a wszystko ułożone we wcale zgrabną, miłą dla ucha całość. Choć i tak dla wielu zawartość growlu może być chwilami zbyt duża i męcząca.

Dwa najciekawsze utwory na płycie to „King Redeem – Queen Serene” i „Memory Palace”. Pierwszy zaczyna się jak kojąca ballada z klawiszami i melodyjnym – żeby nie powiedzieć: słodkim – śpiewem, by później przerodzić się w kipiącą energią metalową jazdę. Natomiast „Memory Palace” pokazuje jak może wyglądać nowoczesny i ciekawy metal progresywny. Znajdziemy w nim wszystko, czego można oczekiwać od takiego grania – melodię i rytm, wrzask i atonację, instrumentalną wirtuozerię i celową dekonstrukcję„ładnego grania”. Z zachowaniem wszelkich proporcji – to taki Dream Theater na sterydach.  Jeśli chcecie mieć reprezentacyjną próbkę albumu, odpalcie sobie „Memory Palace”.

Nieprzypadkowo piszę, że jeden kawałek „przechodzi” w następny. Coma Ecliptic to bowiem album koncepcyjny, czy jak kto woli rock opera, opowiadająca w wielkim skrócie o człowieku zapadającym w śpiączkę i doświadczającym różnych swoich wcieleń z przeszłości. Stąd też różnorodne sposoby śpiewania, mające oddać charakter i nastrój kolejnych bohaterów opowieści.

Podsumowując, to naprawdę ciekawa i dająca dużo frajdy płyta. Dla antyfanów death metalu może być chwilami trochę męcząca przez liczne partie z growlem. Ale z drugiej strony to też urok tego wydawnictwa – nie da się go jednoznacznie zaszufladkować, a odkrywanie coraz to nowych smaczków daje dużo przyjemności.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.