ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Archive ─ The False Foundation w serwisie ArtRock.pl

Archive — The False Foundation

 
wydawnictwo: Dangervisit Records 2016
dystrybucja: Mystic
 
1. Blue Faces [7:42]
2. Driving In Nails [6:47]
3. The Pull Out [5:28]
4. The False Foundation [4:27]
5. Bright Lights [3:39]
6. A Thousand Thoughts [5:30]
7. Splinters [5:20]
8. Sell Out [5:37]
9. Stay Tribal [2:11]
10. The Weight of the World [7:24]
 
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,2
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Niezła płyta, można posłuchać.
,2
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,9
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 16, ocena: Niezła płyta, można posłuchać.
 
 
Ocena: 4 Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
17.11.2016
(Recenzent)

Archive — The False Foundation

I found you again

In the dark behind the moon

Najpierw jest ciemność zatem. Wszechogarniająca. Wyłazi do nas z głosu wokalisty w Blue Faces, szarpie nas za ramię elektronicznymi zgrzytami w Driving In Nails. Pusta, mroczna brama kamienicy, gdzieś pośrodku śniącego swój niepokój miasta szczerzy swój strach hipnotycznymi wstawkami w The Pull Out. Tu nie ma przebacz, nie doszukamy się w tych dźwiękach ukojenia czy wytchnienia: nawet zwiewne Bright Lights przyniesie nam jedynie chwilowy spokój… acz, cóż to za spokój, skoro tak na dobra sprawę łaknę ciemności? 

Bright lights are killing me

Bright lights are pulling me in

Bright lights are flooding me

 

Bright lights are filling me

Bright lights are travelling deep

Bright lights surrounding me

No właśnie. Gdzie byśmy nie spojrzeli, wszędzie czai się ten cywilizacyjny szum wielkiego miasta, które przytłacza nas swoim ogromem. Pędzi przed siebie hałasem wyjących na najwyższych obrotach silników aut, spycha wzrok w niebieskie ekrany smartfonów i zagłusza ludzkie uczucia wizgiem karetki, mknącej na sygnale gdzieś, ku zepchniętemu w głuchą, zimną resztę człowiekowi.  Te wszystkie oznaki cywilizacyjnych eventów, które spływają do nas w swoistym misterium mają za zadanie jedynie zmusić nas do kolejnej próby porannego zwleczenia się z łóżka. Po co? By sprzedać / kupić kolejną niepotrzebną nikomu rzecz, które posiadanie wmówił nam blichtr współczesnej schizofrenii. Oto nasz świat. Oto też świat grupy Archive, zobrazowany albumem The False Foundation. Przynoszącym słuchaczom wersję ichnich lęków Anno Domini 2016. 

A te zaczynają  się z wysokiej półki. Promujący najnowsze dzieło Brytyjczyków singiel Bright Lights brzmi tyleż zachwycająco, że wszystko mi w tym nagraniu pasuje do siebie. Ta lekkość melodii, ten puls, delikatny śpiew… Piękna zajawka. Czyżby zatem wreszcie Archive miało nagrać wybitny album? Trochę na wyrost może, ale tak, tego właśnie oczekiwałem. I… pierwsze chwile, jakie z The False Foundation spędziłem zdawały się dokładnie te moje oczekiwania wypełniać. Pierwsze, bo utwór Blue Faces zaczyna się bardzo nietypowo, jak na Archive. Owszem, grupa nagrywała już wcześniej ballady, ale nigdy jeszcze w taki sposób. Jakby zamierzała przepuścić przez palce wszystkie chwile, którymi obdarował ich świat. Blue Faces przynosi bowiem muzykę nietuzinkową, zamgloną, z leniwie wijącym się wokalem, który jednak frapuje, zaciekawia i wręcz absorbuje całą naszą uwagę. Śliczny, przejmujący i hipnotyczny w finale utwór… który przechodzi płynnie w kolejne nagranie - Driving in Nails. I tu niestety pojawia się pierwszy, poważny zgrzyt. Ja - owszem rozumiem inspirowanie się zespołem Pink Floyd - ale to już trochę przegięcie. Driving in Nails to bowiem taka uboższa wersja On The Run. Nużąca, hałaśliwa i bez pomysłu. Zamiast logicznie budować nastrój albumu, Driving in Nails jest jak uderzenie w twarz. Choć może dałoby się ten kawałek jakoś strawić, ale obrazowo mowiąc #niedasie. Bo zaraz po nim dostajemy kolejną dźwiękową papkę: The Pull Out. To już nawet nie jest śmieszne. Tak słabej kompozycji Brytyjczycy dawno nie nagrali: ten przetworzony głos wokalisty wpleciony w miarowy jednostajny się rytm i jakieś dziwne spowolnienia po prostu nużą. Rozłażą się szwach. Całość - mam wrażenie - przypomina nerwowe ruchy kolanem pod biurkiem gdzieś na jakimś nudnym spotkaniu: siedzisz sobie, słuchasz beznamiętnie tych wszystkich bezsensownych wynurzeń prelegentów, obracasz w palcach (złoty pieniądz) długopis i myślisz sobie: Boże, kiedy to się skończy? Niestety The Pull Out trwa ładnych kilka minut, więc pod koniec jedyne, co człowiek czuje, to frustracja. I pytanie. Jak? Jak mogli tak szybko zepsuć tak dobrze zapowiadającą się płytę? Bo ten rytm z The Pull Out  przenika do kolejnego, tym razem tytułowego nagrania i dopiero wspominany na początku utwór singlowy, ów prześliczny Bright Lights przyniesie nam ratunek dla skołatanych nerwów. Ale niesmak już pozostanie. No, może The False Foundation jeszcze bym im jakoś wybaczył, ale te dwa kawałki go poprzedzające - nie ma mowy.

A potem przychodzi kolej na Bright Lights  i płyta jakby zaczynała się na nowo. Niespełna 4 minuty fascynującego, nieziemskiego piękna. Piękna, które… tak samo nagle, jak się zaczęło, kończy się. Niestety, bo każdy kolejny utwór przynosi nam muzykę - co tu kryć - niespecjalnie odkrywczą. Choć rzecz jasna trzeba przyznać, iż w przynajmniej trzech przypadkach (no na siłę to w czterech) będą to kompozycje zdecydowanie lepsze, aniżeli te wcześniej zbesztane przeze mnie nagrania. Bo owszem, choć A Thousand Thoughts  przypomina wcześniejsze utwory Archive, a Splinters czy Sell Out z pewnością spełnią pokładane w nich oczekiwania i na koncertach sprawią się doskonale, to jednak poniżej pewnego poziomu zespół w nich nie schodzi. No i nie wykluczam, że na koncertach sprawdzić się może również finałowy The Weight Of The World, choć akurat mnie on jakoś na albumie nie przekonuje. Znowu ten schemat: chóralne zaśpiewy, przeplatane elektronicznym tłem opartym na rytmie, który idealnie nadaje się kiwania głową przez Dariusa. Fajne, ale oklepane. A o poprzedzającym finałowe nagranie utworze Stay Tribal z litości powinienem nic nie pisać, bo ileż można się pastwić. Panowie, cholibka, to już było. I to w znacznie lepszej wersji. Może by tak zatem nagrać coś świeższego? 

Strasznie nierówna płyta. Stąd taka, a nie inna ocena. Rzecz dla (naprawdę bezkrytycznych) fanów.

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.