ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Amos, Tori ─ To Venus And Back w serwisie ArtRock.pl

Amos, Tori — To Venus And Back

 
wydawnictwo: Atlantic 1999
dystrybucja: Warner Music Poland
 
Venus Orbiting: 1. Bliss (Amos) [03:42]
2. Juarez (Amos) [03:48]
3. Concertina (Amos) [03:56]
4. Glory Of The 80s (Amos) [04:03]
5. Lust (Amos) [03:53]
6. Suede (Amos) [04:58]
7. Josephine (Amos) [02:29]
8. Not Proof (Amos) [03:28]
9. Datura (Amos) [08:25]
10. Spring Haze (Amos) [04:44]
11. 1000 Oceans (Amos) [04:18]
Venus Live – Still Orbiting: 12. Precious Things (Amos) [07:38]
13. Cruel (Amos) [06:47]
14. Cornflake Girl (Amos) [06:31]
15. Bells For Her (Amos) [05:42]
16. Girl (Amos) [04:15]
17. Cooling (Amos) [05:09]
18. Mr. Zebra (Amos) [01:18]
19. Cloud On My Tongue (Amos) [04:58]
20. Sugar (Amos) [05:09]
21. Little Earthquakes (Amos) [07:37]
22. Space Dog (Amos) [05:46]
23. Waitress (Amos) [10:24]
24. Purple People (Amos) [04:11]
 
Całkowity czas: 123:25
skład:
Tori Amos – Bosendorfer Piano, Synthesizers, Vocals. Steve Caton – Guitar. Jon Evans – Bass. Andy Gray – Programming, Additional Drum Programming. Matt “The Human Loop” Chamberlain – Drums, Percussion.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,2
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,2

Łącznie 8, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
17.10.2016
(Recenzent)

Amos, Tori — To Venus And Back

Dokształt koncertowy – semestr piąty.

Wykład trzynasty.

Baczność kursanty!

Dzisiaj wykład taki trochę na lewiznę, bo raptem (większa, 76 minut ze 124) połowa płyty jest koncertowa. Pierwsza część – „Venus Orbiting” – to regularny album studyjny. Tyle że z koncertami Tori jest pewien problem. W zestawie „Original Bootlegs” znajdzie się ciekawe koncerty, ale żaden tak do końca jakoś nie przekonuje; bardzo dobre płyty trafiają się w kolejnym koncertowym boksie „Legs And Boots”, tyle że ten jest dostępny chyba jedynie jako całość – a zestaw 27 ponad dwugodzinnych płyt koncertowych to nawet dla tak zaprawionego w bojach komandosa jak major Kopyto za dużo na jeden wykład; „Live At Montreux” to występ z początku lat 90., średnio reprezentatywny dla dorobku artystki, podobnie jak limitowany, trudny do zdobycia koncert z Rosji; a sporo uroczych koncertów (choćby ten z Trójki z 2002) funkcjonuje tylko w postaci pirackich nagrań. Tak więc padło na „To Venus And Back”.

Już na poprzednim albumie „From The Choirgirl Hotel” Tori zaczęła flirtować z brzmieniami, jakimi w drugiej połowie lat 90. zainteresowała się cała rzesza twórców (m.in. Gary Moore, Eric Clapton, Chris Rea, Fish) – elektroniką, programowanymi rytmami, chłodnym bristolskim transem generowanym przez rozmaite komputery i syntezatory. Na „Venus Orbiting” (pierwotnie miał to być zestaw odrzutów z poprzedniej płyty, ale w końcu wyszła całkowicie premierowa rzecz) poszła na całość: fortepian w wielu momentach schodzi na dalszy plan, staje się jeszcze jednym z instrumentów. Dominują nowoczesne, cyfrowe brzmienia – takie jest triphopowe “Juarez” czy hałaśliwe, jakby pastiszujące pop-rock lat 80. „Glory Of The 80s”. „Bliss” niby zaczyna się od elektronicznych hałasów, w warstwie rytmicznej też słychać programowane rytmy, ale bardzo zgrabnie to ożeniono z typowo amosowsko brzmiącym fortepianem. Jeszcze fajniej wyszło to w „Lust”, gdzie dodatkowo lekko przetworzono głos Amos – pętla perkusyjna plus wyeksponowany, bajkowo brzmiący fortepian. Podobnie wypada „Suede”, ale tu akurat fortepian schowano nieco w tle, jest jednym z elementów barwnej mozaiki brzmieniowej, na równi z elektroniką i gitarą elektryczną. W „Daturze” głos Tori zanurzono w elektronicznych, rwanych, klaustrofobicznych brzmieniach, dobrze oddających niedobry narkotyczny odlot (kursanty zapamiętają, złe dragi są złe). „Spring Haze” zaczyna się jak fortepianowa ballada, dopiero potem wchodzi elektronika. A „Josephine” i finałowe „1000 Oceans” to już klasyczne nagrania Tori, z dominującym fortepianem i liryczną, kameralną atmosferą.

Płyta studyjna wypada trochę nierówno, jak dwuszereg na pierwszej mustrze: hałaśliwe „Glory of The 80s” i „Riot Poof” trochę odstają od reszty, są w sumie dosyć banalne – a z drugiej strony dostajemy kilka perełek. Roztańczone „Bliss” i „Concertina”, duszne, niespokojne „Juarez” (to o przygranicznym mieście w Meksyku, gdzie kilku facetów z kompleksem małego wacka zmówiło się mordować biedne dziewczyny – gdybym z oddziałem dorwał paru takich, to po kwadransie błagaliby, żeby ich dobić), upalone „Datura” – to są rzeczy naprawdę dużego formatu.

Druga część – „Venus Live. Still Orbiting” to już fragmenty koncertów z roku 1998, z trasy promującej „From The Choirgirl Hotel”. Rzut oka na tracklistę – oj, można by długo wyliczać, czego tu nie znajdziemy, a co w dorobku Tori wyjątkowo udane. „Silent All These Years”, „Crucify”, „God”, „Past The Mission”, „Hey Jupiter”, „Not The Red Baron”, „Raspberry Swirl” – tych perełek niestety tu nie usłyszymy. Za to są inne wielkie i piękne utwory – porywająco zagrane “Precious Things” na początek, zaraz potem “Cruel” i na dobicie “Cornflake Girl” – takie mocne otwarcie koncertowe naprawdę robi wielkie wrażenie. W środkowej części Tori zostaje na pewien czas sama z fortepianem – wykonuje premierowe „Cooling”, „Mr.Zebra” i jak zawsze czarujące „Cloud On My Tongue”. I kto wie, czy właśnie w tych momentach ekspresja i siła wyrazu nie są największe – choć z drugiej strony, zespół (stali akompaniatorzy Amos w tym czasie – Caton, Evans, Chamberlain) świetnie się uzupełnia z Tori, pozwala jej się napędzać, ale nigdy jej nie przytłacza: to jest jeden, sprawnie funkcjonujący organizm. Potem, gdy znów powraca zespół, porywający poziom zostaje utrzymany aż do końca – przebojowe „Sugar”, frapujące jak zawsze „Little Earthquakes”, zakręcony „Space Dog” i pięknie się rozwijająca aż do potężnego finału „Waitress” – no, to jest świetne zakończenie (tzn. na sam koniec jest kameralne, jazzujące „Purple People” – rok wcześniej bonus do japońskiej edycji „Songs From The Choirgirl Hotel”.)

No cóż, Tori ma w dorobku ciut lepsze płyty koncertowe (niektóre z „Legs And Boots” – tam gdzie jest już i „Yo George” i „Bouncing Off Clouds” i na finał „Hey Jupiter” – aż szkoda, że nie wyszły osobno jako pojedyncze albumy), ale „Still Orbiting” – mimo pominięcia kilku najlepszych utworów z dorobku rudowłosej – to jest jednak świetny kawałek grania na żywo. Płyta studyjna też robi duże wrażenie, więc ocena będzie wysoka. Do tego zdanie, za które ubóstwiam ją bezgranicznie – „I know the truth is between the first and the fortieth drink”.

Pytania tylko dwa, za to nieźle punktowane.

1. Uzupełnij łańcuszek nazwiskiem:      

     Tori Amos -> (...) -> Bruce Lee [5 pkt.]

2. Twórcy jednej z kompozycji, jakie Tori kiedyś nagrała i opublikowała we własnej wersji, zapytani o tą przeróbkę odpowiedzieli: nie wiemy po co pytała się w ogóle o zgodę, i tak ni cholery nie poznalibyśmy, że to nasz kawałek. Co to za panowie? [3 pkt.]

Pytania pozakonkursowe. To czego chcieli Szwedzi? I dokąd ta rzeka płynie?

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.