ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Pink Floyd ─ The Early Singles w serwisie ArtRock.pl

Pink Floyd — The Early Singles

 
wydawnictwo: EMI Records Ltd 1992
 
1.Arnold Layne [2:57]
2.Candy and a Currant Bun [2:47]3.See Emily Play [2:54]
4.The Scarecrow [2:10]
5.Apples and Oranges [3:08]
6.Paint Box [3:47]
7.It Would Be So Nice [3:46]
8.Julia Dream [2:35]
9.Point Me At The Sky [3:35]
10.Careful With That Axe, Eugene [3:44]
 
Całkowity czas: 33:23
skład:
Roger Waters - gitara basowa, śpiew
Richard Wright - instrumenty klawiszowe, śpiew
Nick Mason - bębny
Syd Barrett - gitara prowadząca, śpiew (utwory 1-5)
David Gilmour - gitara prowadząca, śpiew (utwory 6-10)
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,1
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,2
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,2
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,2
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,1

Łącznie 12, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
10.08.2016
(Recenzent)

Pink Floyd — The Early Singles

Dlaczego akurat o tej płycie dzisiaj? Powody są dwa.

Pierwszy: kilka tygodni temu gruchnęła wiadomość o szykowanej na listopad tego roku premierze 27(!)-mio płytowego boxu „The Early Years 1965-1972” złożonego z 11 godzin muzyki i 14 godzin filmików, występów telewizyjnych i koncertów. Najciekawszym jest fakt, że 7 godzin części audio to niepublikowane dotąd rzeczy od wczesnych sesji począwszy, po niewydane single (m.in. „Vegetable Man”, „Into The Beechwoods”), kilka koncertów (Sztokholm 1967, Bruksela 1968, czy znany z licznych bootlgów Amsterdam 1969), soundtracki (m.in. filmy „The Speak”, „The Committee”, odrzuty z „Zabriskie Point”,utwór „Moonhead” nagrany na potrzeby BBC, a odtworzony podczas transmisji lądowania na Księżycu misji Apollo 11) po liczne sesje radiowe. Dla fanów gartka jak nic i aż nie chce się wierzyć, że panowie mieli te liczne nagrania pokitrane gdzieś po kątach, nie chcąc ich - z bliżej nam nie znanych powodów - wcześniej ujawnić. Na szczęście zanim jeszcze zejdą z tego świata przewietrzyli archiwa i zebrali całość do kupy. W końcu lepsze to niż przepakowywane po wielokroć i nic nie wnoszące składaki pokroju „Echoes”, czy „A Foot In The Door”...

Drugi: Strzyżu obrobił cały dorobek Floyda swego czasu, ale „The Early Singles” pominął. Zapewne dlatego, że jest on jedynie dodatkiem do innego boxu („Shine On”), który ukazał się ponad dwie dekady temu i zapewne nie chciał sam powielać tego co wcześniej już opisał. Jednakże potaktuję część tegoż molocha jako osobne wydawnictwo i nadrobię zaległości.

Dziw bierze, że Pink Floyd nie zdecydowali się wcześniej na zebranie wszystkich singli z wczesnego okresu swojej działalności na jednym krążku, a o taki zabieg od dawna aż się  prosiło. Dla fanów nie było to jednak większym problemem. W końcu dla niejedenego wydawcy bootlegów najkrótszą drogą na zakoszeniu kilku groszy było zgranie owych dziesięciu (w niektórych wersjach nawet dwunastu; co bardziej cwaniakowaci piraci dorzucali jeszcze „Scream Thy Last Scream” i „Vegetable Man”, czyli singiel z którego wydania zespół w ostatniej chwili się wycofał) kawałków na jednej płycie, a miłośnicy kapeli chętnie po taki (nie bacząc, że nielegalny) produkt sięgali. Jednak w 1992 roku braki zostały oficjalnie nadrobione.

Jak już wspomniałem jest to 10 utworów, będącym pewnym świadectwem ówczesnych poczynań zespołu. Jednakże Pink Floyd to nie Mike & The Mechanics stąd kompilacja singli jakimkolwiek the best of w żadnym wypadku nie jest. Nazwałbym to bardziej rzeczą dokumentująca pewien etap kształtowania się stylu i szukania własnego drogi muzycznej Watersa i kolegów. Nawet jeśli ktoś – jak np taki Pete Townsend z The Who, który nawał ów okres działalności Pink Floyd „muzyką Myszki Miki”* - nie jest entuzjastą poczynań grupy z końca lat 60-tych, to mimo wszystko przyznać musi, iż jest to (mniej lub bardziej znacząca) część tej pięknej muzycznej układanki, która złożyła się na historię tego najważniejszego zespołu w dziejach wszechmuzyki.

Jest prosto, ale z niezwykłym wyfraniowaniem i psychodelicznym zębem. To jest najkrótsza charakterystka zawartości „The Early Singles”, ale po kolei.

Trudno się dziwić, że połowę zestawu wypełniają utwory Syda Barretta, skoro to właśnie on był siłą napędową ekipy w tamtym okresie (Barrett skończył jak skończył, ale oddać trzeba, iż od pewnego momentu Waters i Gilmour dbali zarówno o to, aby Syd miał co włożyć do garnka jak i o to aby zbyt wiele detali o jego stanie psychicznym nie wyszło na jaw; stąd prasa nie zakłócała mu i jego najbliższym życia). Takie „Arnold Layne” (o  kolesiu przebierającemu się w damskie fatałaszki), czy „See Emily Play” (o wyimaginowanej podczas jednego z narkotycznych tripów bosonogiej lasce) to przebojowe numery z umiejętnie przemyconym klimatem mroczności i tajemniczości. Wprawdzie takie „Candy And A Currant Bun”, kulejący „Apples and Oranges” (decyzja o umieszczeniu tego właśnie utowru na stronie A singla pozostaje po dziś dzień dla mnie zagadką), a zwłaszcza „The Scarecrow” (zresztą czterech ostatnich utworów z „The Piper At The Gates Of Dawn” w ogóle nie lubię; wypadają niezwykle blado na tle reszty płyty) już nie koniecznie muszą zachwycać o tyle dalej znajdzie się kilka perełek już napisanych przez pozostałych członków zespołu. Jest przepiękny folkowo-psychodeliczny „Julia Dream” – niezwykle rozmarzony i narkotyczny, jest „Paint Box” – absolutny majstersztyk autorstwa klawiszowca Richarda Wrighta, jest dość wtórny (zbyt beatles’owski), ale bardzo mocny i nośny „Point Me At The Sky”,  no i nie można zapomnieć o sławetnym „Careful With That Axe, Eugene” – w wersji singlowej, będącym formą miniaturki tudzież krótkiej impresji muzycznej, z czasem dopiero mającej się stać monumentalniejszym i popisowym numerem na koncertach.  Na upartego na plus też zaliczę „It Would Be So Nice” – nieco naiwny i znów za bardzo stylizujący się na innych (słyszę The Kinks w tym przypadku), ale w sumie przyjemny, gdyż jest tutaj i melodia miła i refren fajny, a całość została ciekawie (i koniec końców: we wczesno-floydowym klimacie) zagrana.

Fascynujące początki fascynującego zespołu zasługują na swoje uwiecznienie i pamięć nawet jeśli nie są to dzieła na miarę „Dark Side Of The Moon”, czy „Wish You Were Here”, gdyż najzwyczajniej w świecie prezentowały Pink Floyd w zupełnie innym miejscu to oddać trzeba „The Early Singles” to, że jest to zestaw niezykle frapujący i nietuzinkowy. Zresztą jak każda (poza „The Endless River”) płyta kapeli.

Oh, by the way... wspomniany we wstępie box “The Early Years 1965-1972” to wydatek rzędu 500 dolców lub prawie 400 funciaków tak więc warto poszukać bogatego wujka, albo zacząć grać w totka... Dostępna wprawdzie będzie bardzo mocno okrojona (do rozmarów podwójnego CD) wersja rzeczonego wydawnictwa jednakże dla każdego Floyd fana będzie to nic więcej jak tylko przysłowiowe lizanie cukierka przez opakowanie...

 

 

 

 

 

 

 

 

*ten sam jegommość wypada przy tym dość mało wiarygodnie skoro w tym samym okresie tworzył pioseneczki pokroju „Pictures Of Lilly”...

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.