ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Signal To Noise Ratio ─ Work in Progress w serwisie ArtRock.pl

Signal To Noise Ratio — Work in Progress

 
wydawnictwo: Produkcja własna / Self-Released 2016
 
1. Zanim (3:37)
2. Droga za widnokres (7:12)
3. Korkarlen (5:58)
4. Entropia (15:26)
5. Duchy Elektrycznosci (Remix) (4:11)
6. Ludzie-muchomory (11:35)
7. Odwodnienie, Omdlenie, Zaćmienie (7:14)
 
Całkowity czas: 55:13
skład:
- Maria Białota / analog synthesizers, combo organ, melodica; - Przemysław Piłaciński / guitars, vocals, harmonica, percussion, programming & electronic manipulation, spoken word; - Adam "Izaak" Wasążnik / drums, drum programming, percussion, alto saxophone, throat singing and screams
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,7
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 7, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
19.06.2016
(Recenzent)

Signal To Noise Ratio — Work in Progress

This is a work in progress. It continues live.

To jest proces, który teraz trwa na koncertach.

                                                     (ze strony zespołu)

 

Porwali się na Grechutę i nie polegli – o, to są większe cwaniaki.

Bo zwykle każdy kontakt innego artysty  z twórczością mistrza kończy się mniej, lub bardziej spektakularną porażką. Oczywiście mówię tu o  najbardziej kanonicznej jej części, czyli o pierwszych czterech płytach, plus powiedzmy „Szalona lokomotywa”. Pamiętam taki koncert, który odbył się w Opolu dobrych kilka lat temu, jeszcze za życia artysty. Boszzzz, ale to była groza. Ponoć sam Grechuta to oglądał.  A niedługo potem umarł. Może być jakiś związek przyczynowo-skutkowy między tymi dwoma wydarzeniami.  Dlatego tym bardziej należy docenić Signal to Noise Ratio, bo miało  i swój własny pomysł na tą muzykę, i zachowali klimat oryginału. Co mimo wszystko aż tak proste nie było, bo STNR gra psychodelię.

I robi to całkiem dobrze. Przede wszystkim nie ogranicza się tylko do „robienia klimatu”, czyli pitolenia byle co, byle dłużej – ich kompozycje mają jakiś pierwotny temat-szkielet, na którym się to wszystko opiera. Oprócz tego mamy też „nietypowo” znacznie krótsze utwory – właściwie „normalne” piosenki .  Taki „płodozmian” też się płycie przysłużył, szczególnie, że jedna z lepszych kompozycji na tym krążku to „Duchy elektryczności”. A druga, to najdłuższa „Entropia” – bardzo fajny rozbudowany utwór, z bardzo ciekawą partią saksofonu, chyba najbardziej ze wszystkich nawiązujący do „starych dobrych czasów”, czyli przełomu lat sześćdziesiątych i siedemdziesiątych.

Niespecjalnie chętnie podejmuję się szukać jakichś dosłownych analogii między STNR, a klasycznymi wykonawcami z okresu. Oczywiście Pink Floyd, bo to jest jakby w pakiecie,  czytałem też już czytałem coś o RIO, jednak nie powiem, żebym był do takich związków przekonany. Czyli każdy sobie to sam poukłada. Oprócz dobrej muzyki jest tu jeszcze jedna ważna i dobra rzecz – realizacja – jest to zrobione dokładnie tak jak powinno, przede wszystkim okrągłe, ciepłe brzmienie analogowych syntezatorów. Słucha się tego wyjątkowo przyjemnie, nie męczy, nie ma się wrażenia, że jakiś miszcz konsolety coś próbował na siłę „poprawić”, lub „udoskonalić”.

Jak widać, raczej chwalę „Work in Progress”, ale jednej rzeczy nie da się tu pochwalić. Wokale. Bardziej pasują do Krainy Łagodności, niż do rockowego zespołu. Przez to płyta trochę traci. Jedynym dobrym wyjściem wydaje się zabieg, który zastosowano w „Duchach Elektryczności” – przepuszczenie wokalu przez „puchę”. Na szczęście w ogóle i ten element da się przeżyć, bo Przemek Piłacinski jest dobrym muzykiem, a każdy dobry muzyk znajdzie sobie jakiś sposób, żeby jego śpiewem nie trzeba było straszyć dzieci.

Trzeba  przyznać, że płyta  każdym odsłuchem trochę zyskuje. Jeszcze kilka tygodni temu było takie o, siedem – może nie specjalnie naciągane, ale lekko niepewne, a teraz jest pewne siedem i to nawet z  takim sobie plusem. Gdyby nie wokale, zastanawiałbym się nad osiem z minusem. Cuzamen - warto!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.