Hardrockowe rzemiosło artystyczne.
Parę lat temu trafiła do mnie płyta „The Light And The Dark” , którą Doogie White nagrał ze swoim zespołem La Paz. Bardzo mi się spodobała i dlatego zacząłem szukać innych postępków muzycznych tego pana. Znalazłem kilka płyt – inną płytę La Paz, płyty nagrane z Demon’s Eye, płytę solową, WAMI – i muszę przyznać, że najczęściej moje odczucia były jak najbardziej pozytywne, z wyjątkiem WAMI, które mi się w ogóle nie spodobało.
„Shut up And Rawk” stylistycznie trzyma się tego, co White robił wcześniej – czy to solo, czy z La Paz, czy z Demon’s Eye – wszystko jest to mniej lub więcej utrzymane w purpurowo-tęczowych barwach. I mniej więcej jest to na dosyć podobnym poziomie – takim solidnym – między siedmioma, a ośmioma artrockowymi gwiazdkami, chociaż zwykle to raczej było siedem z plusem, niż osiem. Poprzedniej płyty Doogiego z La Paz jakoś nie pamiętam. Ale mam, to znaczy, że była dobra(*). Za to „The Light And The Dark” pamiętam dobrze, bo recenzowałem i sporo tych gwiazdek jej nastawiałem. Jak już wspomniałem ta nowa, to solidna, rzemieślnicza robota. Rzemiosło – bo wszystko tak jak być powinno, na swoim miejscu, bez żadnego kombinowania – zgodnie z kanonami gatunku, ale też rzemiosło, bo takie zupełnie przewidywalne, bez żadnych zaskoczeń, a do tego jak na poważnych rzemieślników przystało – wszystko na solidnym, powtarzalnym poziomie. Ale jak też wspomniałem, jest to rzemiosło artystyczne, czyli duch rock’n’rolla też jest tu obecny, nadając całości taki bardziej szlachetny szlif.
Mam ten album jedną, bardzo przyjemną cechę – te utwory od razu zatrzymują się naszej pamięci. Przy drugim odsłuchu to już była płyta – stary znajomy. ”O, ja już to znam!” – tak było przy prawie każdym kawałku – czy lepszym, czy gorszym. Te lepsze to na pewno finałowy „Book of Shadows”, „Daughter of Time”, albo „Light The Fire”, a także miniaturka “The Revenge Of El Guapo”, ewidentnie inspirowana “pozytywkowym” tematem Ennio Morricone z westernu „Za garść dolarów więcej”. Spokojnie – te 4-5 utworów to wcale nie wszystko dobre, co możemy znaleźć na nowej płycie White’a i La Paz. Te się po prostu bardziej wyróżniają, a reszta jest mniej lub bardziej fajna. Fajna – to bardzo dobre słowo, idealnie pasujące, żeby krótko i zwięźle ocenić ten krążek. Takie piosenkowe podejście do hard-rocka, tym razem przynajmniej.
Nie dam „Shut up…” ośmiu gwiazdek, bo na tyle nie zasłużyło, ale siedem z plusem – jak najbardziej.
(*) – a tak sobie w międzyczasie przypomniałem – zgadza się jest całkiem dobra, na podobnym poziomie, co najnowsza, tyle, że bardziej rockowa, bo ta jest trochę lżejsza.