ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Doogie White & La Paz ─ The Light And The Dark w serwisie ArtRock.pl

Doogie White & La Paz — The Light And The Dark

 
wydawnictwo: Metal Mind Productions 2013
 
1. Little Black Book Of Songs
2. Don’t Drink With The Devil
3. Old Habits Die Hard
4. Burlesque
5. The Good Old Days
6. De la Luz
7. Devil in Disguise
8. Lonely Are The Brave
9. Shadow Of Romance
10. Sweet Little Mistreated
11. Men of War
12. The Fallen
 
skład:
Skład: Doogie White – voc, Chic McSherry – g, Alex Carmichael – bg, Andy Mason – kbds i Paul McManus – dr
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 2, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
05.07.2013
(Recenzent)

Doogie White & La Paz — The Light And The Dark

 Doogie White funkcjonuje na scenie hard’n’heavy już prawie trzydzieści lat, ale ja go kojarzę przede wszystkim z Rainbow, gdzie dobrze wypadł na niedobrej płycie „Stranger in Us All”. No i oczywiście z najnowszej edycji Michael Schenker Group.

 Naczelny bardzo mocno mi zachwalał najnowszy krążek tego wokalisty nagrany z jego chyba pierwszą poważniejszą grupą – La Paz. Właściwie na siłę wciskał – jakie to dobre, fajne i w ogóle. Okej – umówmy się – Naczelny na muzyce się nie zna. Ja ponoć też – jak twierdzi pewien sztygar, kibic Ruchu Chorzów. No ale trzeba pamiętać o tym, że Redaktor Naczelny nie jest od znania się na muzyce – on musi tylko wiedzieć, gdzie są jego redaktorzy. Ale oddajmy sprawiedliwość Naczowi – jednak coś tam wie. Ostatnio wynalazł tych Francuzów z M83, poza tym na własną płytę Cave, obiekt zazdrości połowy redakcji, a co do Doogiego też miał rację. „Ja ci mówię, klasyczny , fajny hard-rock. Posłuchaj!” – tak zachęcał.  I jest dokładnie tak jak mówił. Właściwie na tym można skończyć recenzję. Jednak ponieważ wierszówka piechotą nie chodzi, a trzeba zarobić na wakacje…

 Ta płyta zapowiada się inaczej, niż w ogóle jest. Dwa pierwsze utwory to klasyczny hard-rock a’la Dio, czyli z rozmachem, patetycznie i orkiestrowo zaaranżowane klawisze, ale to tylko dla zmylenia przeciwnika. Potem mamy przegląd hard-rockowych różności, od dość ciężkiego grania, do rzeczy podchodzących nawet pod pudel, czy AOR (np. „Sweet Little Mistread”). Podchodzących, bo Doogie i jego La Paz pewniej granicy nie przekraczają. Już przy „Old Habits Die Hard” zauważamy znaczącą redukcję ciężaru muzyki, bo taki lekko bluesowaty  numer w stylu lżejszego Deep Purple. Następny buja jeszcze lepiej, bo trąby (chyba podrabiane) nadają mu nieco soulowy charakter. Jest też obowiązkowa ballada „Lonely Are The Brave” – tu słyszymy Gary Moore’a. Wisienką na torcie jest epik „Men of War”, trochę w kaszmirowych klimatach.

 Z tego co napisałem wcześniej, może wydawać się, że ten album jest dość eklektyczną zbieraniną piosenek. I tak i nie. Eklektyczną, ale w obrębie gatunku. Raczej można nazwać to różnorodnością. Inna sprawa, że o Doogie White & La Paz raczej nie można powiedzieć, że mają swój własny, rozpoznawalny styl. Tyle, że ja właściwie nie wymagam od współczesnych hard-rockowców Bóg wie jakiej oryginalności. Ja po prostu chcę kilkudziesięciu minut melodyjnego łomotu w klasycznym stylu, a Doogie z zespołem mi to zapewnili. Trudno nazwać „The Light And The Dark” dziełem nadzwyczaj wybitnym, nawet bardzo dobrym. Najbardziej pasuje tu określenie fajne. Ma to swoją moc, są tu ciekawe kompozycje, a najważniejsze, że słucha się tego bardzo przyjemnie. Trochę wzdragam się przed postawieniem ośmiu gwiazdek,  ale ta fajność skłania mnie do tego, żeby było ich jednak osiem, a nie siedem. Na pewno ten krążek podoba mi się bardziej niż ostatnie Black Sabbath,  a nawet bardziej niż ostatnie Deep Purple, które naprawdę mi się podoba. Dlatego jednak osiem, chociaż z pewnymi zastrzeżeniami.

 

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.