ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Inglorious ─ Inglorious w serwisie ArtRock.pl

Inglorious — Inglorious

 
wydawnictwo: Frontiers Records 2016
 
Until I Die
Breakaway
High Flying Gypsy
Holy Water
Warning
Bleed For You
Girl Got A Gun
You're Mine
Inglorious
Wake
Unaware
 
skład:
Nathan James – vocals; Andreas Eriksson – lead guitars; Wil Taylor – guitars; Colin Parkinson – bass guitar; Phil Beaver - drums
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,3
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,4
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,1
Arcydzieło.
,0

Łącznie 8, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Ocena: 8 Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
18.05.2016
(Recenzent)

Inglorious — Inglorious

No a na ten krążek czekałem jeszcze bardziej, niż na Last in Line. Też debiutanci, ale  jego członkowie już się trochę na muzycznej scenie obracali, na przykład wokalista śpiewał w Trans Siberian Orchestra (jak dla mnie rekomendacja średnia, ale ukryć się nie da, że gwiazda to wielka). Poznałem ich tak samo jak wspomniane Last In Line – znalazłem promocyjny clip na jutubie. No i nie mogłem się doczekać, kiedy poznam więcej.

 

Ale już jest, już znam i dzielę się spostrzeżeniami.

 

Warto. Bardzo warto.

 

Rasowe hard'n'heavy najlepszego sortu. (nie mylić z  definicjami sortów  według  obecnej partii rządzącej). Spodziewałem się czegoś dużego i mocnego, a moje przeczucie mnie nie zawiodło. W tym momencie powinienem napisać, że taki debiut, taka płyta hohoho jak rzadko. A nie napiszę. Bo kilka mocnych płyt i kilka mocnych debiutów się w ostatnim czasie się zdarzyło. Jednak Inglorious na pewno należą do  bardziej wyróżniających się w tym towarzystwie. Z wyglądu też, bo  bardziej przypominają grunge'ową wersję wczesnego Jethro Tull, niż  "porządnych" hard-rockowców. Ale muzycznie – rasowo i klasowo. Oprócz tego, że wszystkie tego typu schematy mają perfekcyjnie "obcykane", to jeszcze potrafią zaskoczyć dosyć nieszablonowymi i nieoczywistymi rozwiązaniami. Kilka razy uszko mi zastrzygło i pokiwałem z podziwem głową – chociażby fortepianowa koda w finale „Unware”. Warto o tym wspomnieć, bo przy okazji nawet dobrych albumów hard'n'heavy tak często się to nie zdarza.

 

Czytałem, że nazywa się ich nowym Deep Purple. A po co nowe, jeśli stare jeszcze całkiem, całkiem na chodzie? Poza tym ja tam zbyt dużo purpurowych klimatów nie słyszę. Może  trochę, ale zdecydowanie bardziej przypomina to cięższą wersję wczesnego Whitesnake, okresowo z sabbatowskimi riffami, miejscowo nawet z grunge’owymi naleciałościami (Soundgarden). Zresztą wokalista raczej inny od Gillana i Coverdale'a. Momentami Dickinsona przypomina tyle, że oktawę niższego. Takich jednoznacznych podobieństw do poszczególnych hard-rockowych klasyków nie ma specjalnie dużo. Tyle, że cała ta płyta to jest jedno wielkie zapożyczenie – cwane, młode kapele tego typu, traktują twórczość swoich ancestorów jako swego rodzaju magazyn części zamiennych – z tego sekcja, z tego riff, z tego klawisze, styl tego wokalisty najbardziej pasuje – potem to wszystko razem do kupy, szpachlóweczka, lakierek i bęc! płytka. Oczywiście nie jest to tak proste i  łatwe , jak to napisałem. Ale oprócz własnych pomysłów, dobre obeznanie w starych cudzych pomysłach  w przypadku hard-rocka jest  bardzo wskazane.

 

Debiut Inglorious, jak przystało na porządną hard-rockową płytę, zawiera dosyć zróżnicowany materiał. Oczywiście dominują rockery, no bo jakże by inaczej, ale jest też bluesowa ballada „Holy Water” (trochę w stylu Whitesnake), patetyczna ballada pod zapalniczki „Bleed for You”, na poły akustyczna  „Wake” – chyba najlepsza z nich. A „Girl Got A Gun” jest tak po środku – ciężkie, mocne zwrotki, napędzane riffami i bardzo melodyjny refren, trochę nawet AOR-owy – świetnie by się nadawał na singla. Nieodzowną, na hard-rockowych płytach, porcję lekko progresywnego patosu zapewnia utwór tytułowy, nieco „podwieszony” pod „Kashmir”. Z tych ostrzejszych, mój faworyt to „Warning” – najszybszy, najbardziej kopiący w uszy, najbardziej metalowy. Sam początek jest też bardzo energiczny – „Untill I Die”i „Breakway” to dziewięć minut takiego porządnego hard-rockowego hałasu, a przy okazji dwa świetne utwory, z których jeden promował całą płytę.

 

Tu nie znajdziemy słabych utworów, tu nie ma ani jednego niepotrzebnego dźwięku. Jak dla mnie – płyta omalże idealna – wszystko w odpowiednich proporcjach, zrobione tak jak trzeba, ale też nie ma specjalnego silenia się na starzyznę. Surowe, nieco brudne brzmienie sugeruje raczej rockową produkcję z lat dziewięćdziesiątych, typu Soundgarden, czy Alice In Chains. Czemu nie? Sprawdza się. Jak wspomniałem – płyta dla mnie idealna, omalże,  ale nie kompletna. Brakuje jakiegoś „Smoke on The Water”, „Look at Yorself”, czy „Whole Lotta Love” – czyli takiego rockowego przeboju-klasyka, który byłby nie pierwszy rzut ucha znakiem rozpoznawczym grupy. Może wymagam za dużo? Może i tak, ale to tak dobra grupa, z takim potencjałem, że wymagania też są od razu duże.

 

W każdym razie – osiem z plusem i czekam na następną płytę.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.