ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Wolf Spider ─ V w serwisie ArtRock.pl

Wolf Spider — V

 
wydawnictwo: Coverius 2015
 
1. It’s Your Time (Mańkowski, Wróblewski) [04:20]
2. Who Am I (Mańkowski, Matuszak) [04:48]
3. Sense Of Life (Mańkowski) [04:02]
4. What If… (Mańkowski) [05:24]
5. Phoenix (Mańkowski, Wróblewski) [05:00]
6. Instability (Mańkowski) [05:08]
7. Vacuum (Matuszak) [04:25]
8. The Despot (Matuszak) [04:54]
9. Sleepless (Mańkowski, Wróblewski) [03:57]
10. The New Freakality (Mańkowski) [04:57]
11. The Fight (Mańkowski, Matuszak, Wróblewski) [05:19]
12. Psycho-War (Matuszak, Wróblewski) [03:59]
13. White Samba (Matuszak) [03:01]
14. It’s Your Time (Orchestral Version) (Mańkowski, Wróblewski) [03:40]
 
Całkowity czas: 63:27
skład:
Maciej “Rocker” Wróblewski – Vocal. Piotr “Mańkower” Mańkowski – Guitar, Vocal. Maciej “Jeff” Matuszak – Guitar, Backing Vocals. Mariusz “Maryś” Przybylski – Bass. Beata Polak – Drums. Guests: Przemysław Marciniak – Guitar Solo. Popcorn – Guitar Solo.
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,1
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 1, ocena: Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
28.12.2015
(Recenzent)

Wolf Spider — V

No paczpan. Głowy siwizną już przyprószone, twarze bruzdami poryte, a ciągle mogą. Stallone to już powyżej szóstki z przodu, Lundgren po półwieczu, 43-letni Statham to w ich towarzystwie prawie że młokos. A młócą wrażych zupaków, aż miło patrzeć. Dla kogoś, kto pierwsze filmowe doświadczenia zdobywał na początku lat 90., w złotej erze VHSów, giełd wideo i nieoficjalnej dystrybucji, „Expendables” to bardzo przyjemna wycieczka w czasy, które już przeminęły bezpowrotnie. Czasy grzebania w wielkich pudłach, przekopywania stosów kaset z wypisanymi na ogół maszynowo naklejkami na grzbietach, z nierzadko falującym obrazem i dźwiękiem i kiepskim tłumaczeniem, czasy polowania na rzadkie tytuły, czasy, gdy każda nowa pozycja była takim małym świętem. Teraz? Niby wszystko jest na wyciągnięcie ręki, w dostawie do domu, na srebrnym krążku, z obrazem i dźwiękiem jak żyleta, ale… jakoś już tak nie cieszy.

No dobra, ale my tu nie o tem – o nowej płycie Wilczego Pająka ma być. Czy raczej Wolf Spider. Z nimi też zetknąłem się na początku lat 90. Wtedy bodajże Polton wypuścił trzy płyty „Metalmania ‘87” – splity, po jednym zespole na stronę. Oprócz Pająka, pamiętam też zespół Stos („Łuna istnienia” to był mój ulubiony utwór z całej serii) i bodajże Destroyer (ci od „Krzyża i miecza”). To był czas, kiedy taki klasyczny metal thrash-heavy był u nas na topie – choćby sądząc po ilości nazw i logosów, wysmarowywanych na blokach przez graficiarzy. (Pamiętam też masę kaset z metalem wypuszczanych m.in. przez nieodżałowaną firmę Baron.) Akurat Wolf Spider był, przynajmniej w Zagłębiu Dąbrowskim, popularny. A potem nagle gdzieś znikli. Dopiero po latach dowiedziałem się, że po koncercie u boku Deep Purple w roku 1991 panowie zawiesili działalność na dwadzieścia lat. „V” to ich najnowsze dzieło.

Słuchając Pająka (czy raczej Wolf Spider), czułem się właśnie jak przy oglądaniu „Niezniszczalnych” – weterani, wiekowe już jak na popkulturę chłopy, biorą się za starą, co nieco już zwietrzałą formułę, nadają jej oprawę godną drugiej dekady XXI wieku i… I to zażera. Z jednej strony, nie ma tu niczego, czego byśmy wcześniej w ramach mieszanki technicznego thrashu i heavy metalu nie słyszeli – gitarowe zaplatanki i solówki, całkiem melodyjne, dające się zapamiętać kompozycje, niegłupie teksty, perkusyjno-basowe szaleństwa i łamańce, szybkie, ale nie obłędne tempa, fajny wokalista o mocnym głosie, chwilami trochę kojarzącym się z Gillanem – a z drugiej, produkcyjnie jest to doszlifowane, brzmi czysto, ale nie za czysto, trochę tego thrashowego brudu musi być. Jest też sporo świeżej, młodzieńczej energii i pomysłów – co nie dziwi, jako że do weteranów dołączyli muzycy nieco młodszego pokolenia (m.in. rewelacyjna Beata Polak – znana m.in. z Armii, 2TM2,3 czy Houku – na bębnach).

To jedna z tych płyt zrobionych na zasadzie „widziały gały co brały”. Coś jak „Expendables” właśnie: spodziewasz się bezrefleksyjnej, odprężającej napierduchy w klasycznym stylu lat 80. – i dokładnie to dostajesz, dopracowane, na poziomie i odpicowane. I tak jest z „V” – żadnych metalowych oper (orkiestrowe aranżacje pojawiające się na finał płyty to wyjątek, zresztą całkiem fajnie pasujący), klawiszowych odlotów, trwających kwadrans pokomplikowanych na wszystkie strony suit, niekończących się solówek granych w ultrasprinterskim tempie. To płyta, która ma słuchacza walnąć i konkretnie naładować energią – i to robi. Oryginalności na niej ze świecą szukać, ale nie o nią tu przecież chodzi. Ma być czad, power, uderzenie – i jest. Jako pozycja czysto rozrywkowa, bezpretensjonalna sprawdza się bardzo dobrze.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.