Dokształt koncertowy. Semestr czwarty – wykład dwunasty.
Dokształt powraca, jest i na pewno już niedługo się skończy. A ponadmiesięczną przerwę w wykładach można raczej uznać za techniczną, niż spowodowaną moim wrodzonym lenistwem – kilka płyt, o których koniecznie chciałem jeszcze w tym semestrze napisać dotarło do mnie bardzo niedawno. Wyczekałem się na nie, bo zamówiłem je jeszcze na początku wakacji.
Dzisiaj pierwsza z nich.
W tym roku Renaissance wydało dwie płyty z archiwaliami koncertowymi i to jedną lepszą od drugiej. Kiedy usłyszałem pierwszą z nich – „DeLane Lea Studios 1973”, to postanowiłem, że na pewno trafi ona do dokształtu. Ale potem znalazłem „Academy of Music 1974” i zobaczyłem co tam jest, czyli co lepsze utwory z „Ashes Are Burning” i „Turn of The Card”, do tego zagrane z orkiestrą, stwierdziłem – zamówię, poczekam, bo pewnie to będzie niezła rakieta. Przeczucia mnie nie zawiodły. Moim zdaniem „Live at Carnegie Hall” może się przy tym spokojnie schować.
Najpierw szczegóły techniczne – nagrań dokonano w Nowym Jorku 17go maja 1974 roku, a grupie towarzyszyła 24-osobowa orkiestra, oraz gościnnie Andy Powell z Wishbone Ash w „Ashes Are Burning”.
Renaissance zawsze był raczej popularny w USA niż u siebie, w Wielkiej Brytanii (zwłaszcza w latach 1973-78) i raczej nie jest w tym nic dziwnego, że właśnie zza Oceanu pochodzą te nagrania. Zresztą Academy of Music to sala na trzy tysiące ludzi – o podobnej frekwencji na koncertach w Europie grupa mogła tylko pomarzyć.
Świetny repertuar, świetne wykonanie, orkiestra niewątpliwie też tu bardzo pomogła – to wszystko składa się na koncert wybornej jakości. Jeżeli miałbym coś wyróżnić to „Cold Is Being”, „Running Hard”, oraz Black Flame” z pierwszego krążka, a z drugiego “Mother Russia” i Prologue”. A czego nie „Ashes Are Burning”? Jakoś wolę wersję z „DeLane Lea Studios”. Tyle, że to wybór bardzo subiektywny, bo tutaj wszystko jest piękne, „Ashes…” też. Publiczności na pewno bardzo się spodobał – trzyminutowa owacja o czymś świadczy. Warto wspomnieć, że tutaj z jak najlepszej strony – czyli jako wyborny gitarzysta pokazuje się Andy Powell, a Howard Stein, który dyrygował orkiestrą na tym koncercie, w tym momencie usiadł za fortepianem. A jeszcze piękny finał z Annie Haslam w roli głównej – to ostatnie Ashes Are Burning zaśpiewane tak, że szyby drżą. Trzeba powiedzieć, że nie tylko w tym utworze Haslam pokazuje swoją klasę – rządzi przez cały koncert, śpiewa po prostu rewelacyjnie – mocno, czysto, delikatnie, a wszystkie „górki” wyciągnięte dokładnie jak w nagraniach studyjnych, a może i bardziej.
Świetny repertuar, świetne wykonanie, orkiestra niewątpliwie też tu bardzo pomogła – to wszystko składa się na koncert wybornej jakości – muzycznej. Jeżeli chodzi o sprawy typowo techniczne, to wiele osób powie, że nie ma się czym podniecać, bo całość brzmi jak średni bootleg. Faktycznie, pod tym względem zbyt różowo nie jest – sprzężenia, jakieś burczenia, czasami orkiestrę za bardzo słychać. Jednak nie ma co wymagać zbyt wiele od archiwalnych nagrań, które kiedyś tam raz radio transmitowało ponad czterdzieści lat temu. Przecież wiadomo, że jakaś większa post-produkcja jest w tym momencie niemożliwa. Moim zdaniem te wszystkie niedostatki techniczne niespecjalnie wpływają na odbiór tej muzyki – to jest za dobrze zagrane, żeby się przejmować, że gdzieś coś zazgrzytało, czy chwilę poburczało. Ważne jest też, że dostajemy koncert dokładnie takim, jakim był , bez żadnych studyjnych poprawek, a słychać, że zespół zagrał naprawdę wybornie. Do tego, co też ważne, w tym czasie „Turn of The Card” dopiero co miała się ukazać i te wykonania są właściwie przedpremierowymi, a jak wypadły!
Gwiazdek będzie dziesięć, bo muzyka jest wspaniała i furda tam, że nie brzmi wszystko sterylnie. Dla fanów Renaissance – must have.
Pytania: