Jakoś tak zeszłej jesieni wybrałem się z wizytą do znajomego – wiadomo, czarne i srebrne krążki, dobra whisky i długie rozmowy, głównie o muzyce. Znajomy zmieniał krążki, prezentując coraz to nowe ciekawostki, aż wreszcie z głośników poleciał niezbyt może oryginalny, ale rzetelnie, z jajem zagrany jazz-rock.
- Co to? – zapytałem.
- Trubadurzy – odpowiedział, uśmiechnięty od ucha do ucha.
- Że awruk co?? – zapytałem zaskoczony. Solidne jazzrockowe granie kojarzyło mi się z wszystkim, ale nie z Krzysztofem Krawczykiem i spółką, a whisky jeszcze nie wypiłem tyle, by mieć omamy słuchowe. Ale czerwona naklejka na winylu potwierdzała zeznania kolegi.
Trubadurzy nie byli jedynymi, którzy na pewnym etapie rozwoju nagle postanowili zrobić coś innego, spróbować bardziej wyrafinowanej, ambitniejszej muzyki. Szef popowego Dwa Plus Jeden – Janusz Kruk – nosił się z pomysłem stworzenia rozbudowanej, pełnoalbumowej formy, w której obok melodyjnych piosenek znalazłoby się miejsce na rozbudowane kompozycje i instrumentalne popisy. Gdy podczas koncertów za Wielką Wodą Kruk i spółka zetknęli się z mitem Jamesa Deana, klamka zapadła – powstał cykl kompozycji poświęconych tragicznie zmarłemu Zbyszkowi Cybulskiemu, tym bardziej że w roku 1977 przypadała okrągła rocznica tak urodzin, jak i śmierci aktora.
Nie brakuje tu rzeczy typowych dla Dwa Plus Jeden – melodyjnych, zgrabnych piosenek czy chwilami wręcz pieśni, wykonanych w podniosły, majestatyczny sposób (nawet gdy aranżacja jest delikatna, oszczędna – jak w „Ojciec nocy ojciec dnia”). W głosach śpiewających wspólnie Elżbiety i Janusza pojawia się sporo podniosłości, majestatyczności, chwilami jakby sięgającej gdzieś do amerykańskiej tradycji gospel, zwłaszcza w wieńczącej całość efektownej pieśni „Muzyka w serca wstąpi nam” (której wykonaniem 2+1 zamykali pierwszy festiwal w Jarocinie). Obok tego pojawiają się rozbudowane kompozycje, pełne kombinacji z formą – „Rozmowa z Cyganką w wigilię niedzieli” to mini-suita, w której proste, popowe piosenki o ładnych, urokliwych melodiach ciekawie łączą się ze sobą instrumentalnymi łącznikami (np. skrzypcowym solem), a całości dobarwiają brzmieniowe smaczki (np. dźwięki fortepianu elektrycznego i latynoamerykańskie wycieczki w rytmice), natomiast w długim, instrumentalnym rozwinięciu „Ogromnego zmęczenia” pojawiają się luźne, rozbudowane solowe popisy skrzypiec i gitary basowej.
Nie da się ukryć: Dwa Plus Jeden nie do końca udaje się tu obejść ograniczenia piosenkowej, popowej formuły i ich dzieło nie ma aż takiej siły wyrazu, jak na przykład płyty Marka Grechuty – co nie zmienia faktu, że jest to ciekawa, całkiem udana, równa płyta z kilkoma naprawdę sporej klasy kompozycjami. Jak najbardziej zasługujący na poznanie album – tym bardziej, że jest dostępne zremasterowane wydanie CD, uzupełnione unowocześnionym, późniejszym o ćwierć wieku wykonaniem kompozycji „Setki mil” zaśpiewanej przez Justynę Steczkowską.