ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Atoll ─ L'Araignée-Mal w serwisie ArtRock.pl

Atoll — L'Araignée-Mal

 
wydawnictwo: Musea Records 1975
 
1. Le Photographe Exorciste [8:17]
2. Cazotte N° 1 [6:22]
3. Le Voleur d'Extase [7:33]
4. L'Araignée-Mal (Imaginez le temps; L'Araignée-Mal; Les robots débiles; Le cimetière de plastique) [21:53]
 
Całkowity czas: 44:05
skład:
Andre Balzer - wokal
Richard Aubert - skrzypce
Christian Beya - gitara
Alain Gozzo - perkusja
Michel Taillet - klawisze
Jean Luc Thillot - bass
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,2

Łącznie 2, ocena: Arcydzieło.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Ocena: 8+ Absolutnie wspaniały i porywający album.
23.08.2015
(Gość)

Atoll — L'Araignée-Mal

Po wydaniu debiutanckiego albumu Musiciens Magiciens (o którym może innym razem) w państwie Atoll zaszły duże zmiany. Skład poszerzył się o nowego gitarzystę oraz skrzypka, co znacząco wpłynęło na brzmienie zespołu. Płyta L'Araignée-Mal jest w brzmieniu dużo dojrzalsza i pełniejsza od swojej poprzedniczki – utwory stały się bardziej złożone, rozbudowane i bogatsze. Warto także dodać, że brzmią one o wiele mniej „Yesowo”, niż te z debiutu. W rezultacie znajdziemy tu jedynie cztery numery (ostatni podzielony na cztery części), ale jakie! Atoll pokazał pazury i zaprezentował bardzo ciekawy materiał, który dziś śmiało można uznać za klasyk francuskiej muzyki progresywnej.

Zaczyna się iście klimatycznie – regularne uderzenia basu szybują w otoczeniu perkusji i podniebnych syntezatorów. Gdzieś z oddali wyjawia się spokojny, melancholijny głos, nadając całości niesamowitej lekkości. I wydawać by się mogło, iż ta sielanka będzie trwać bez końca, lecz w pewnej chwili w głosie Andre pojawia się nuta strachu. „Et d'étranges, d'étranges phénomènes se révèlent” - rzeczywiście, ujawniają się dziwne, dziwne fenomeny. W jednym momencie wszystko się zmienia – w klawisze wdziera się fałsz, opadają gdzieś nisko - wokal staje się coraz bardziej emocjonalny i histeryczny – z oddali atakują nas fale pisków, szalonych śmiechów i innych bliżej nieokreślonych dźwięków. Wszystko narasta coraz bardziej i bardziej, napięcie rośnie i ostatecznie wprowadza nas w baśniowy świat, okraszony soczystymi partiami syntezatorów i piękną solówką na gitarze. I znowu można by pomyśleć, że zespół pozwoli nam nacieszyć się tym urzekającym klimatem nieco dłużej, lecz nie! Po raz kolejny wkraczamy w zawiły motyw wypełniony pojedynczymi uderzeniami wokalnymi i obskurnymi partiami gitarowo–skrzypcowymi.

Tak właśnie w skrócie prezentuje się otwierający płytę Le Photographe Exorciste, świetnie oddający nowe oblicze zespołu – piękno miesza się z brzydotą, spokój z uczuciem szaleństwa. I tak właściwie jest przez cały czas. Cazotte N° 1 to pokręcony instrumental, utrzymany w stylu starego, dobrego jazz-fusion. Dominują tu solówki gitary i klawiszy, choć skrzypce też mają swoje „pięć minut” - jest to istna jazda bez trzymanki i świetny numer dla fanów bardziej zwariowanego grania. Le Voleur d'Extase zaczyna się spokojnie, niemalże balladowo, choć już oczywiście można się domyślić, że na pewno nie będzie tak cały czas – numer stopniowo się rozpędza, ukazując swoją zadziorność. Kolejne szaleństwa gitarowo–skrzypcowo–wokalne są bardzo przyjemnymi smaczkami, które nadają muzyce zespołu tyle przestrzeni i charakterystyczności.

No i w końcu nadchodzi suita tytułowa. Suita, do której z początku nie byłem przekonany i potrzebowałem czasu, aby docenić jej unikalność. Jest ona po brzegi wypełniona magicznymi, wręcz baśniowymi tematami. W części środkowej pojawiają się kolejne tajemnicze wariacje, a sam koniec emanuje podniosłością. Szeroki wachlarz instrumentalny, rozpływające się brzmienia klawiszowe, ciągnące się partie skrzypiec, urocze solówki gitarowe, dynamiczna praca sekcji rytmicznej i różnorakie zabiegi wokalne – oto właśnie Atoll w pełnej okazałości i jego prawdopodobnie największe dzieło - L'Araignée-Mal.

No i to chyba tyle, tylko lub aż. Niestety, jak się potem okazało, zespół porzucił ideę posiadania skrzypka w zespole, przez co Richarda Auberta nie usłyszymy już na następnym wydawnictwie zespołu, czyli Tertio. Warto jest więc poświęcić nieco swojego czasu i uwagi właśnie L'Araignée-Mal. Jest to wspaniały, fenomenalny album, porywający swoją unikalną mieszanką senności, fantazyjności, a jednocześnie szaleństwa i niepokoju. Absolutny majstersztyk i gratka dla wszystkich fanów rocka progresywnego i gatunków progresywno-podobnych, więc kto nie zna, niech jak najszybciej nadrobi tę zaległość. Pozycja jak najbardziej obowiązkowa!

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.