ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Arachnoid ─ Arachnoid w serwisie ArtRock.pl

Arachnoid — Arachnoid

 
wydawnictwo: Musea Records 1979
 
1. Le Chamadere (13:50)
2. Piano Caveau (7:18)
3. In the Screen Side of Your Eyes (4:03)
4. Toutes Ces Images (8:05)
5. La Guepe (8:40)
6. L'Adieu Au Pierrot (0:57)
7. Final (3:01)
 
Całkowity czas: 45:44
skład:
- Francois Faugieres – organy / melotron / wokal
- Pierre Kuti - pianina / syntezatory
- Bernard Mini - perkusja
- Marc Meryl - wokal / tamburyn
- Philippe Honore - flet / saksofon
- Yves Javault - wokal
- Christine Mariey - głos
- Martine Rateau – głos
- Patrick Woindrich – bas / wokal
- Nicolas Popowski – gitara / wokal
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,1
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,2

Łącznie 4, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Recenzja nadesłana przez czytelnika.
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
04.08.2015
(Gość)

Arachnoid — Arachnoid

Słysząc hasło „francuski rock progresywny” na myśl od razu przychodzą zespoły takie jak Magma, Gong czy Ange. Tak to już jednak bywa, że często zapomina się o innych – równie, czy też może nawet bardziej – wspaniałych zespołach. W każdym gatunku muzycznym i w każdym kraju, gdzieś w głębiach muzycznego natłoku, spoczywają prawdziwe perełki, które z racji swojej niskiej popularności nigdy nie wypłynęły na powierzchnię, nie zdobywając tym samym należnej im chwały i uznania. Jeśli chodzi o francuski rock progresywny, to takąż właśnie perełką z pewnością jest zespół Arachnoïd i jego – niestety jedyna – płyta o tym samym tytule.

Jedną z najbardziej niesamowitych rzeczy dotyczących tego zespołu jest jego styl. W przypadku zagranicznych grup można usłyszeć opinie typu „Anekdoten to szwedzki King Crimson” lub „Banco Del Mutuo Soccorso to włoskie Genesis”. W przypadku Arachnoïda sformułowanie podobnego stwierdzenia jest niewykonalne. Zespół ten wykształcił tak unikatowe brzmienie, że ciężko znaleźć w nim domieszki czy inspiracje muzyką innych wykonawców (no, może klimat podchodzi nieco pod wczesny Atoll).

A więc jakie jest to brzmienie? Moim zdaniem jest to najbardziej mroczna i obskurna płyta, z jaką w życiu miałem do czynienia (wliczając w to wiele różnych gatunków, nie tylko proga). Zespół bardzo sprawnie balansuje między sielankową lekkością a awangardowym horrorem. Kompozycje są bogate brzmieniowo, chciałoby się powiedzieć wręcz symfoniczne. Wiodącą rolę odgrywają tutaj wokal prowadzący, wspierający i wszelkiego rodzaju głosy, monologi etc. Bas i perkusja nadają muzyce Arachnoïda bardzo jazzowe brzmienie, co idealnie kontrastuje z nieco cięższą gitarą i bogatymi partiami klawiszy. Jest jednak rzecz, która z początku może skutecznie odpychać słuchacza. Brzmienie instrumentów jest tandetne – tyczy się to szczególnie gitary, która sprawia wrażenie podłączonej przez najtańszy przester do najtańszego pieca. I choć normalnie byłaby to niewybaczalna wada, w tym wypadku jest inaczej. Cała ta tandetność dodaje muzyce niesamowitego uroku i mocy, mroku i obskurności.

Płytę rozpoczyna Le Chamadere - czternastominutowa minisuita, prawdziwe arcydzieło. Mrok i klimat tej kompozycji są tak gęste, że można by ciąć je nożem - nie od dziś w końcu wiadomo, że krzyk w języku francuskim jest jednym z najefektywniejszych sposobów na wywołanie u słuchacza gęsiej skórki (niedowiarków znów odsyłam do Atolla). Utwór wiruje, stając się lekką balladą, podniosłym hymnem, niemalże punkową jazdą bez trzymanki, uroczym spacerem po słonecznym ogrodzie czy mrocznym labiryntem muzycznej schizofrenii, z którego nie ma ucieczki. Klimat kompozycji zmienia się raz za razem, wciągając coraz głębiej i głębiej, aż do wielkiego finału, po którym pozostaje nam tylko uczucie roztrzęsienia i niedosytu.

Piano Caveau zaczyna się równie niesamowicie – pojedyncze zdania rzucane przy skromnym akompaniamencie pianina po chwili zmieniają się w śliczną melodię, brutalnie przerwaną kolejnym dark-jazzowym odlotem. Prawdziwe szaleństwo zaczyna się jednak, gdy do gry dołączają syntezatory, wywołując uczucie skrajnego nieładu i niepokoju – wszystko po to, aby ostatecznie skończyć wszystko tak, jak się zaczęło.

In the Screen Side of Your Eyes to nieco słabszy punkt programu, spokojna ballada, w dodatku jako jedyna zaśpiewana w języku angielskim, z drobniejszymi przyśpieszeniami, jednakże doprawiona uroczymi solówkami na klawiszach i flecie.

Toutes Ces Images zdaje się kontynuować klimat balladowy, jednak uczucie to szybko przemija, gdy rozpoczyna się brudny, gitarowy riff, otwierający wrota do kolejnego muzycznego wymiaru, wypełnionego szybującymi partiami syntezatorów i niespokojną pracą sekcji rytmicznej. Całość zaczyna pędzić coraz szybciej i szybciej, by wygasnąć w jednej chwili eksplozji.

La Guepe to coś, co można by określić mianem „niepoprawnego jazzu”. Dużą rolę odgrywają tutaj partie klawiszowe i gitara w mocno Frippowskim duchu. Całość przyśpiesza, by w końcu wystawić słuchającego na działanie całej armii głosów, rozmów i histerycznych śmiechów, tylko pogłębiających uczucie choroby psychicznej. A dalej czeka na nas coś na kształt parodii luźnego hard rocka, z absurdalnie brzmiącą solówką na gitarze. I uczucie tego absurdu ciągnie się aż do ostatnich sekund utworu.

L'Adieu Au Pierrot to niespełna minutowy, rozmarzony przerywnik, przygotowujący nas na wielki finał, czyli po prostu Final - galopujący instrumental, pełen wręcz metalowych partii gitar, zawrotnych, skrzeczących klawiszy i zawiłych partii sekcji rytmicznej. W ostatnich sekundach utwór coraz bardziej rozjeżdża się, by ostatecznie zostać gwałtownie uciętym, brutalnie wyrywając słuchacza z muzycznego koszmaru.

Ten album to głęboko skrywany skarb francuskiej muzyki, wart każdej sekundy poświęconej na jego przesłuchanie. I choć wielu może to oburzyć: ani Ciemna Strona, ani Anglia sprzedawana za pensa, ani Subterranea, ani Dwór Karmazynowego Króla - dosłownie żaden album, klasyczny czy nie, uznawany za kanoniczny czy nie, nie tworzy tak niesamowitej atmosfery jak Arachnoïd. I pewnie żaden już nie stworzy. Gorąco polecam ten album każdemu – odkrywanie go to niezwykłe doświadczenie, którego naprawdę warto zaznać niezależnie od muzycznych preferencji.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.