ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Roussos, Demis ─ Magic w serwisie ArtRock.pl

Roussos, Demis — Magic

 
wydawnictwo: Philips 1977
 
Because
Time And Tide
Maybe Forever
My Face In The Rain
I DigYou
Margarita
Let It Happen
Day-O
Sister Emilyne
Before The Storm
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,0
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,0

Łącznie 1, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
08.05.2015
(Recenzent)

Roussos, Demis — Magic

Z Grecji na Marsa. A potem do Watykanu.

Czyli cykl o Vangelisie.

 Odcinek czternasty.

Powodem rozpadu Aphrodite’s Child były zapewne różnice artystyczne, zwłaszcza między Vangelisem a Roussosem. Jednego ciągnęło w stronę popu, drugiego w stronę wprost przeciwną. Jeżeli jakieś niesnaski między nimi wtedy były, to musiały być szybko zapomniane, bo Demis u wystąpił już w 1973, dając głos na znakomitym „Earth”, a kilka lat później Vangelis po prostu zrobił Roussosowi całą płytę – to znaczy zagrał, wyprodukował i (współ)skomponował kilka utworów.

Jeżeliby się kto po tym spodziewał się jakiejś reinkarnacji Aphrodite’s Child, to czuł się pewnie zawiedziony, bo po pierwsze to była jednak płyta Roussosa, a po drugie ten Vangelis tam się udzielający, to już nie Vangelis z AC, tylko bardziej z „Albedo”. A tak w ogóle to najbardziej wynajęty człowiek. Miał pomóc koledze  i tak zrobił.

Roussos w tym czasie był już zapoznaną gwiazdą popu o międzynarodowej sławie. Z jego twórczością jest taki problem, że czasami zdarzało mu się nagrywać rzeczy o naprawdę sporym ciężarze gatunkowym,  a czasami odstawiał taką grecką cepelię, że się włosy na głowie ze zgrozy filcowały. Na pewno przykładem tego drugiego był koncert na festiwalu w Sopocie w 1979 roku. Chyba gdzieś to wydarzenie można na jutubie znaleźć.

Ale „Magic”, znane też jako „The Demis Roussos Magic” to jednak inna sprawa. Co prawda Vangelis wcale nie ma zamiaru nawracać na siłę Roussosa na ambitniejszą muzykę, jednak i samego Demisa z Vangelisem za plecami, jakoś aż tak nie ciągnie w stronę hiciorów typu  „Goodbye My Love, Goodye” (w „Because” jednak słodzi ile się da). Z drugiej strony ten Vangelis jest z całym dobrodziejstwem, czyli też  z muzyką. Inna sprawa, że ewidentnie popową, robioną pod konkretnego wykonawcę.  Ale to są raptem trzy utwory na dziesięć – trudno więc powiedzieć, żeby tak bardzo zdominował całe „Magic” jako kompozytor. Natomiast jeżeli chodzi o aranżację, produkcję – to już jak najbardziej.  Ten symfoniczny omalże rozmach, ten charakterystyczny patos, to brzmienie instrumentów klawiszowych – klasyczny Vangelis. Tyle, że wie, gdzie jest – to nie „Heaven And Hell” – to popowa płyta, a nie filharmonia – nie ma co przesadzać.

Z punktu widzenia fana Vangelisa nie jest to dzieło zapierające dech w piersiach. Takie sobie piosenki. Przede wszystkim nie jest to jednak jego album, a nawet duetu Vangelis – Roussos,  tylko samego Roussosa – on to firmuje i tylko on. A jak już wspomniałem Demis był  wykonawcą popowym. Biorąc poprawkę na właśnie taki charakter „Magic”, mimo wszystko możemy tu znaleźć kilka bardzo przyjemnych piosenek. Najlepsze to chyba „My Face In The Rain” i „Let It Happen”. Nic dziwnego – obie autorstwa Vangelisa. Ale też i on skomponował popiasto-syntymentalne „Because”. Czyli zdolny człowiek. Do wszystkiego. Znajdziemy też i bardzo dobrą wersję wielkiego przeboju Harry’ego Bellanfonte – „Day-O”, podoba mi się również „I Dig You”, najbardziej przypominający twórczość Aphrodite’s Child. Ładne są też „Time And Tide”, oraz Maybe Forever”. Na dobrą sprawę nie znajdziemy tu nic z takiego charakterystycznego dla Roussosa bałkańsko-jarmarcznego grania, nawet „Because” się potrafi obronić. „Magic” jest przyjemną i miłą płytą. Słucha się jej bez żadnych problemów – nie denerwuje banałem, czasami potrafi nawet zaintrygować. Dla die-hard fanów Vangelisa zapewne nic ciekawego, za to w kategorii muzyki pop – rzecz jak najbardziej udana. A dla Roussosa udana pod każdym względem, bo w tym czasie jego kariera  zaczęła  lekko dołować  i „Magic”, przynajmniej na rynku anglosaskim było pewnym kopem w górę.

Zająłem się to płytą przede wszystkim, żeby pokazać Vangelisa z nieco innej strony, jako aranżera, kompozytora i producenta muzyki dużo lżejszej, potrafiącego dopasować się do wykonawcy dla którego pracuje – jako  twórcę bardziej wszechstronnego. Nie zapomniał jak pisze się piosenki i jak się robi dobrą muzykę dla ogólnej ludożerki. Bo dla mnie takim wyznacznikiem klasy wykonawcy z takiej ambitniejszej muzycznej półki, jest to, czy potrafi też i pisać piosenki – takie na 3:45 do radia. Jeśli potrafi – to jest artystą kompletnym.

 

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.