God’s Bow to zespół o sporym już stażu na krajowej scenie – 17 lat – ale „Tranquilizer” jest dopiero czwartą płytą duetu. Tym niemniej zespół zdążył wyrobić sobie już markę wśród rodzimych zwolenników sceny electro-gothic-dark wave.
Etykietki typu “gothic” czy “dark wave” sugerują ponurą, mroczną jazdę, ale muzyka God’s Bow malowana jest jednak wyraźnie jaśniejszymi barwami niż choćby nagrania Fading Colours: więcej w tym pastelowej, ciepłej zadumy i melancholii niż przejmującego, gotyckiego chłodu, w czym niemały udział mają łagodne, nastrojowe partie wokalne. Nawet jeżeli w utworze tytułowym czy „After All” pojawiają się momenty rzeczywiście ponure i zimne, nawet jeśli w „One Day” w tle pobrzmiewają gdzieś industrialne brzmienia, są to wciąż pojedyncze rodzynki na całej płycie. God’s Bow chętnie udają się w rejony odwiedzane przez Dead Can Dance: choćby w utworze „Aladiah” otwierającym płytę, w którym elektroniczne pejzaże ciekawie pożeniono z pulsującą, plemienną rytmiką i quasi-etnicznymi wokalizami… Do tego azjatyckie wycieczki w „Fallen” i „New Kingdom Of Illusions” czy przesycony rozmachem jak z muzyki do jakiegoś historycznego filmu „Profounder”. Nawet tam, gdzie zespół zdaje się bezpośrednio kierować w stronę dark wave i gotyku, w „Curse The Night” czy finałowym „Absolutely Anne”, ciepły głos Agnieszki i przestrzenie kreowane przez syntezatory łagodzą chłód, rozjaśniają minorowy nastrój…
Udana, ciekawa, barwna płyta. Zwolenników takiego grania raczej nie trzeba będzie przekonywać; pozostali szukający interesującej, choć niezbyt odkrywczej muzyki też mogą spróbować.