Remanent 2014.
Akurat ze Speculum miałem średnią ochotę zawrzeć znajomość – zwłaszcza po pochwalnej laurce, jaką wystawił tej płycie naczelny pewnego tabloidu. Biorąc pod uwagę coraz bardziej zaawansowane problemy kognitywne owego pana (może z uwagi na wiek, może za dużo obcuje ze słabizną, jaką jego gazetka namiętnie promuje), spodziewałem się, że płyta przez niego wychwalana będzie niezłym gniotem (biedak już w bodajże trzecim artykule próbuje wcisnąć otoczeniu kit, że jeden z największych gniotów AD 2014 to arcydzieło i basta – kolego, poczytaj może bajkę o nowych szatach cesarza*). Ale cóż, innych chętnych nie było, więc znów wypadło na mnie. Spodziewałem się wyjątkowo ciężkiej przeprawy… tymczasem wrażenie z obcowania ze Speculum było w miarę pozytywne. Choć jak wskazuje ocena końcowa, szału nie ma.
Warstwa muzyczna nie budzi specjalnych zastrzeżeń. Muzycy z zespołu Cremaster fundują słuchaczowi ciekawą wycieczkę po metalowych brzmieniach lat 90. Czasem jest nieco spokojniej (jak w przebojowym refrenie „Tornada z lawy”, czasem robi się wręcz hardcore’owo (zwrotki „Odyseusza”), czasem bardziej chwytliwie („667”), czasem powoli, ciężko, z obłąkańczym wrzaskiem wokalisty kontrastowanym melodyjnymi partiami („Troglodytor”), czasem w klimatach alternatywnego, synkretycznego metalu a la Faith No More („ZTM”). Pojawia się spore przymrużenie oka: „Polska B” to pastisz hymnowego, stadionowego heavy metalu drugiej połowy lat 80. (wokalista Figo – z zespołu Figo Fagot – pysznie parodiuje tu Dickinsona), a finałowe „Santo Speculo” zaśpiewane po łacinie to parodia deathowych wygrzewów, które kiedyś bardzo lubiły polskie undergroundowe załogi metalowe.
Ha, tylko co z tego. Przyjemność obcowania z niezbyt może oryginalną, ale interesującą muzyką Speculum psuje warstwa tekstowa. Niezłą wskazówką może być obrazek na płycie: odtwarzacz CD, w którym szufladę na płyty zastąpiła… pewna intymna część kobiecego ciała. Dokładnie taki klimat sztubackiego, licealnego kabaretu unosi się nad całą twórczością Speculum: „Odyseusz”, w którym wokaliści (oprócz Figo wokalnie udziela się tu także Dr Yry, znany m.in. z zespołu TPN 25 i El Doopa) w dosadny sposób opisują mocno zakrapianą imprezę, czy w podobnym duchu utrzymane jest „Tornado z lawy” (to o powrocie taksówką z imprezy) – poziom tych liryków (obowiązkowo ukwieconych dosadnymi wulgaryzmami, gdzie tylko się da) przypomina popisy licealistów, przechwalających się przed kolegami, ile to piw potrafią wypić przed urwaniem filmu… Do tego w zamierzeniu dowcipny, a w rzeczywistości wyjątkowo nieśmieszny „667 (Sąsiad Szatana)” – surrealistyczny, groteskowy humor a la Monty Python to jest wyjątkowo trudna sprawa: jak nie wypali, końcowy efekt może być żenujący – może w przypadku „667” nie jest aż tak źle, ale zdecydowanie ten tekst nie powala… Do tego niezbyt udane próby bardziej zaangażowanej, politycznej liryki („Polska B”, „Żydritual”), w przypadku „Ukropu” zakrawające chwilami na niezamierzoną autoparodię… Ma być zabawnie, wesoło, ale na ogół jest po prostu nieśmiesznie i słabo. Zdaję sobie sprawę, że nie każdy musi wznosić się na wyżyny sztuki tekściarskiej, ale są rzeczy, których wypadałoby jednak unikać. Choć trzeba przyznać, że tu i tam panom uda się stworzyć coś całkiem interesującego, jak w „Święconce” (poświęconej płytkiej, powierzchownej religijności współczesnych Polaków – tekst jest mocno wtórny, ale przynajmniej całkiem inteligentny), „ZTM” (komunikacja miejska – oj, temat-rzeka) czy „Troglodytorze” (intrygującej, choć co nieco mętnej i ciężkiej metaforze PRL-owskiej opozycji). Pojedyncze perełki nie zmieniają jednak dość nieciekawego obrazu strony tekstowej płyty.
Speculum na pewno ma duży potencjał, który panowie na razie niestety marnują. Wszak skoro z krótkich portek wyrośli już lata temu, wypadałoby zaprezentować coś więcej niż poziom licealnych, sztubackich liryków – a jak niektóre fragmenty dowodzą, panowie mają na tyle talentu, by napisać ciekawe teksty. Na razie więc ocena będzie mocno wstrzemięźliwa, bo „Brak CD” trzeba jednak zamieścić na liście rozczarowań AD 2014: mogło być naprawdę znacznie lepiej, a jest tak sobie.