Powstała na początku lat siedemdziesiątych legenda holenderskiego rocka progresywnego nie odpuszcza. Od swojego powrotu w 2000 roku, wraz z bardzo udanym krążkiem Close To The Fire, średnio co dwa lata wypuszcza kolejne studyjne albumy. Tym razem, dowodzona przez Tona Scherpenzeela (doskonale znanego wszystkim fanom rocka ze współpracy z Camelem) grupa przygotowała rzecz wyjątkową.
1 listopada ubiegłego roku światło dzienne ujrzał dwupłytowy koncept album zatytułowany Cleopatra - The Crown Of Isis. Zarówno tytuł, jak i okładka, mówią wszystko. Płyta poświęcona jest słynnej Kleopatrze, żyjącej w I wieku p.n.e. ostatniej królowej hellenistycznego Egiptu. Jej życie wypełnione walkami o władzę, intrygami i namiętnymi związkami stało się kanwą dla konceptu stworzonego przez Irene Linders i Tona Scherpenzeela. W efekcie tegoż powstał duży projekt w stylu rockowej opery rozpisany na role. W tytułowej pojawia się wokalistka Kayak, Cindy Oudshoorn (w zasadzie to już niestety była wokalistka, bowiem dosłownie niecały miesiąc temu zagrała z Kayakiem pożegnalny koncert odchodząc z zespołu wraz z Edwardem Reekersem). A mamy też jeszcze między innymi postaci Juliusza Cezara (w tej roli gościnnie Alexander van Breemen), Marka Antoniusza (też gość, Martin van der Starre) i Oktawiana Augusta (gitarzysta i wokalista grupy, Rob Vunderink).
A jak wygląda to muzycznie? Trzeba przyznać, że nader interesująco. Trwający prawie 110 minut materiał rozbity na dwa dyski może spodobać się miłośnikom Nolanowych musicali She i Alchemy. Z tą różnicą, że skomponowane przez Scherpenzeela dzieło jest po prostu… lepsze i ciekawsze!! Rzecz, choć nie jest krótka, wcale się nie dłuży i nie ma zbyt wielu „tematów – wypełniaczy”. Ma oczywiście wielowątkowy charakter i zaaranżowana jest z rozmachem. Symfoniczności przedsięwzięciu nadaje kwartet smyczkowy i wielogłosowe, niemalże chóralne partie wokalne. Ponadto kapitalnie pod względem wokalnym (ale i na swój sposób… aktorskim) wypada w roli Kleopatry Cindy Oudshoorn. Wszystko skonstruowane jest w klasyczny dla tego typu muzycznych konceptów sposób, z przewijającym się głównym, naprawdę zapamiętywalnym motywem.
Zresztą, ogromną siłą Cleopatry jest właśnie jej melodyczna atrakcyjność. Na albumie znajduje się dużo pięknych, nazwijmy to, progresywnych pieśni, raz bardziej treściwych, z nośnymi refrenami (Stranger In Rome, She Came, She Saw, She Conquered), innym razem bardziej rozbudowanych i wzniosłych (The Curse of Isis). Fanom klasycznej progresywnej formy spodobają się z pewnością liczne gitarowe popisy w Latimerowym stylu. Takowe słyszymy już w otwierającym całość The Living Isis, Philae, czy w kończącym pierwszy dysk, cudnej urody The Curse of Isis. Nie samym jednak progiem żyje to wydawnictwo, bo i usłyszymy kawałek hard rocka w The Inimitable Livers, trochę industrialnej rytmiki (Actium), czy wreszcie orientalnych klimatów (The Living Isis, Philae). Cóż, bardzo udane wydawnictwo. Wielbicielom symfonicznego, progresywnego rocka powinno przypaść do gustu.