Ledwie rok po debiucie Ab Ovo muzycy Walfad powracają z drugim, powstałym ponoć w kilka miesięcy , albumem. Powiedzmy sobie otwarcie, debiut im nie wyszedł i tak szybka próba zmierzenia się z kolejnym materiałem i jego odbiorcami zasługuje tylko na szacunek. Bo pokazuje, że muzycy chcą sobie coś udowodnić i dowieść, że stać ich na więcej. Ujęli mnie zresztą tekstem zawartym w książeczce płyty: jesteśmy wciąż bardzo młodzi i nie wiemy, w którą stronę pójdzie nasza twórczość. Jedno jest jednak pewne. Walfad będzie trwał i dalej tworzył…
I An Unsung Hero Salty Rains & Him jest wyraźnym krokiem do przodu. Płytą lepszą od poprzedniczki. Lepszą, bo nieco inną. Przede wszystkim zdecydowanie bardziej jednorodną i spójną. Porzucają słyszalne na debiucie inklinacje bluesrockowe, czy jazzowe wtręty i stawiają na czystą progresywną formę (i nawet nie kryją tego, symbolicznie kończąc swój wspomniany książeczkowy tekst… z progresywnym pozdrowieniem). W efekcie tego dostajemy tylko pięć kompozycji – cztery krótsze i jedną suitę – prawie dziewiętnastominutowe Liście – będące swoistym opus magnum krążka.
Tym, co natychmiast zwraca uwagę to dbałość o dobrą melodykę i to nie tylko w partiach śpiewanych ale i głównie instrumentalnych. W każdej kompozycji otrzymujemy bardzo udane i zapamiętywalne – co nie było domeną debiutu - gitarowe sola Wojciecha Ciuraja, przygotowane z dużym pietyzmem i smakiem (Smutna pani, Liście, Łzy szatana). Muzycy gustują też w rozległych klawiszowych tłach a ciekawego smaku dodaje bardzo wyrazisty i nadający muzyce pewnego feelingu bas Macieja Kucharskiego (Cztery palce jednej ręki, Liście, Łzy szatana). Najwięcej oczywiście dzieje się we wspomnianej czteroczęściowej suicie, w większości nastrojowej, rozwijającej się dostojnie, ozdobionej solowymi figurami gitarowymi i klawiszowymi. Inną sprawą jest, że w dalszym ciągu nie mogę się przekonać do dosyć specyficznej i - nie da się ukryć charakterystycznej – maniery wokalnej wspomnianego już lidera zespołu, Wojciecha Ciuraja. Cóż, kwestia gustu…
Słuchając drugiego albumu Walfad nie mogę też uciec od myśli, że silne piętno producenckie (a może i nie tylko) wywarł na tym materiale Ryszard Kramarski. Bo na An Unsung Hero Salty Rains & Hims słyszę trochę i jego Millenium ale też i kapele z jego muzycznej stajni. To treściwy muzycznie (choć operujący zgranymi patentami) i niedługi album. I to też jest jego zaletą. Literacko to – jak piszą muzycy - koncept z jesienną i nieco mroczną opowieścią. Opowieścią, w której Ciuraj (autor wszystkich tekstów) nie bawiąc się w wielką poetyckość pisze o smutnej codzienności (Ludzie czekają na Mesjasza, święta, dni wolne od pracy kiepsko płatnej – Smutna pani), krytykuje media (Dziś bezguścia promują beztalencia, każdy kanał ma swego mędrca – Chocholi taniec) i spogląda na kondycję współczesnego człowieka (Każdego dnia wrażliwi pękają pod napięciem. A ci twardzi? Uczą się oddychać obojętnie… - Łzy szatana). I na koniec ciekawostka. Album ukazał się w dwudyskowej wersji - polskiej i angielskiej. Dla każdego coś miłego.