No i zwinęło chłopa. Jedenaście lat temu było już nieciekawie: najpierw zaawansowany nowotwór wątroby, potem długa walka o przyjęcie się przeszczepionego narządu… Ale po ciężkiej walce się udało. Tym razem Jack nie miał już tyle szczęścia. 25 pażdziernika 2014 opuścił nas kolejny z Wielkich Rocka.
Takie zespoły-monumenty jak Cream lubią rzucać długie cienie. Gdy stało się jasne, że dni Śmietanki jako zespołu są już policzone, cała trójka zaczęła sobie szukać miejsca na muzycznej scenie – i każdy starał się uciec od dziedzictwa Cream jak najdalej. Eric Clapton trochę wbrew swojej woli zaliczył dwie kolejne supergrupy, ale w końcu przedzierzgnął się z wirtuoza elektrycznej gitary w kompozytora nastrojowych, subtelnych, zgrabnych piosenek (choć nadal szył piękne gitarowe solówki). Ginger Baker podążył w stronę Afryki i plemiennych rytmów, nie zapominając o jazzowych korzeniach. A Jack Bruce? Najpierw, jeszcze w połowie roku 1968, nagrał stricte jazzowy materiał z Johnem McLaughlinem, Dickiem Heckstallem-Smithem i Jonem Hisemanem – ale te nagrania ujrzały światło dzienne dopiero trzy lata później. Najpierw zaś na rynku pojawił się „Songs For A Tailor” – nagrany (również z udziałem Heckstalla-Smitha i Hisemana) wiosną 1969 i wydany późnym latem tegoż roku.
Jeśli ktoś oczekiwał muzycznych szaleństw i wirtuozerskich instrumentalnych popisów na miarę płyt Cream – raczej się rozczarował. Jack zaproponował słuchaczowi zbiór zwięzłych, wyrafinowanych, różnorodnych, na ogół dość kameralnych utworów, pozbawionych wielominutowych instrumentalnych eskapad, ale zaaranżowanych niebanalnie, intrygująco. Nie brakowało tu co prawda kompozycji, które mogłyby znaleźć się na albumach Śmietanki – zresztą „Weird Of Hermiston” i „The Clearout” zostały nagrane przez Cream podczas sesji do „Disraeli Gears”, ale ostatecznie nie trafiły na płytę. Wśród pozostałych utworów też można było znaleźć parę kompozycji, które pasowałyby na albumy słynnego tria: psychodelizujący, szalony „To Isengard”, rozpoczynający się uroczym, balladowym fragmentem, w którym Bruce, Chris Spedding i Felix Pappalardi czarują słuchacza brzmieniami akustycznych gitar, ale dość niespodziewanie przeradzający się we fragment iście awangardowego free-jazzu; oparty na efektownej basowej zagrywce, ciekawie wzbogacony popisami instrumentów dętych i partiami gitary George’a Harrisona „Never Tell Your Mother She’s Out Of Tune” czy zwłaszcza „Rope Ladder To The Moon”, wyrafinowany, zaśpiewany w dwugłosie z Pappalardim, oparty na wyeksponowanej gitarze akustycznej, efektownie wzbogacony partią wiolonczeli, sprawiający wrażenie zagubionego fragmentu płyty „Wheels Of Fire”.
Z drugiej strony, Jack Bruce znów pokazuje tu pazur jako twórca efektownych, zwięzłych piosenek – takich jak piękna ballada „Theme From An Imaginary Western”, oparta na brzmieniach fortepianu (chętnie i różnorodnie wykorzystywanego na całej płycie przez Jacka) i organów elektrycznych, wprowadzających rozmarzony, pastoralny, nostalgiczny klimat. „Tickets To Waterfalls” łączy takie właśnie, pastoralne, nastrojowe fragmenty z bardziej niepokojącym graniem – już ta otwierająca zagrywka fortepianu jest dość „nieoczywista”, wprowadzająca pewien… może nie dysonans, ale specyficzny, niespokojny nastrój na pewno. Zupełnie inaczej wypada melodyjny fortepianowy wstęp do „Weird Of Hermiston”, ładnie wprowadzający balladową kantylenę, na jakiej opiera się zwrotka tej kompozycji, w creamowym stylu przełamana dynamicznym, bardziej rockowym refrenem. „The Ministry Of Bag” skręca w stronę czarnego soulu, nie tylko za sprawą dęciaków, ale także specyficznej, pulsującej rytmiki (ale tylko skręca, bo jednak Bruce’owi brakuje głosu, żeby stylowo zaśpiewać takie coś). Jest jeszcze „He The Richmond”, próbka psychodelicznego popu z wyeksponowaną gitarą akustyczną, chwytliwą melodią i odjechanymi partiami wokalnymi, „Boston Ball Game 1967”, znów wyładowany brzmieniami instrumentów dętych i lekko zjeżdżający w soulową stronę, i osadzony na marszowej partii bębnów, bojowy „The Clearout”, z zadziornym śpiewem i takimiż akordami organów elektrycznych.
„Songs For A Tailor” (dedykowane Jeannie Franklyn, projektantce kostiumów dla Cream i dawnej kochance Bruce’a, która zginęła wiosną 1969 w wypadku samochodowym), to efektowne wyjście z cienia Cream, jeden z najlepszych solowych albumów Jacka i świadectwo jego muzycznej wszechstronności. Trochę szkoda, że potem różnie bywało (Bruce nagrywał płyty dorównujące poziomem „Songs”, ale zdarzały mu się też niewypały). Ale pierwsza solowa płyta Jacka to na pewno dzieło dużego kalibru, jak najbardziej warte poznania. Wersja zremasterowana zawiera cztery nagrania dodatkowo, wśród których na szczególną uwagę zasługuje alternatywna, dłuższa wersja „The Ministry Of Bag” – chyba nawet lepsza niż ta, która ostatecznie trafiła na płytę.