ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Uriah Heep ─ Wonderworld w serwisie ArtRock.pl

Uriah Heep — Wonderworld

 
wydawnictwo: Bronze Records 1974
 
1.Wonderworld [4:29]
2.Suicidal Man [3:37]
3.The Shadow and The Wind [4:29]
4.So Tired [3:38]
5.The Easy Road [2:41]
6.I Won't Mind [6:00]
7.Something Or Nothing [2:55]
8.We Got We [3:37]
9.Dreams [6:09]
 
Całkowity czas: 37:35
skład:
David Byron - śpiew
Mick Box - gitara prowadząca, chórki
Ken Hensley - instrumenty klawiszowe, chórki
Gary Thain - gitara basowa, chórki
Lee Kerslake -bębny, chórki
 
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Dobra, godna uwagi produkcja.
,1
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,6
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,11
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,2
Arcydzieło.
,0

Łącznie 20, ocena: Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
 
 
Ocena: 7 Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
30.07.2014
(Recenzent)

Uriah Heep — Wonderworld

Wszystkie najważniejsze pozycje z dyskografii Uriah Heep wydawać by się mogło, iż zostały zaprezentowane na ArtRockowej witrynie. Wojciech kanon klasycznych urajek zakończył na - w sumie niedocenianym - „Sweet Freedom” (przerzucając jeszcze wędkę na „Return To Fantasy”). Wybór bardziej niż słuszny dla kogoś, kto lubi takie eleganckie połączenia hardrocka z nieśmiałymi progresywymi inklinacjami. Jednak gdzieś pomiędzy tą bogatszą formą, a kompletną zapaścią (zarówno artystyczną, jak i używkową), zespół nagrał album „Wonderworld” – płytę (zarówo w czasie swojego wydania, jak i dekady później) zmieszaną z błotem, będącą synonimem tego, jak to banda ćpunów i pijaków wykorzystuje czas w studiu na testowanie nowszych używek, aniżeli na nabazgranie kilku dźwiękowych wygibasów na papierze nutowym.

„Wonderwold” jest pozycją jeszcze surowszą niż „Sweet Freedom”. Jednak osobiście ją bardziej niż lubię i dla mnie to wciąż klasyczny Heep. Brzmienie to samo, zjazdu w dół nie ma jakiegokolwiek... Czepiać się nie ma czego.

Na pierwszy plan zdają się wysuwać klawisze i mocne gitarowe partie. Delikatne akustyczne pomruki idą gdzieś w odstawkę. Czy z ujmą dla całości? Absolutnie nie. „Suicidal Man”, „So Tired” i „Something Or Nothing” to świetne, konkretne rockowe numery. Jednak kogoś, kto lubi spokojne dla ucha poplumkiwania, zachęcam do wsłuchania się w (nieco cukierkowate, ale mimo wszystko milusińskie dla ucha) „The Easy Road” i przede wszystkim ciekawie zbudowane (z fajnymi chórkami) „The Shadow and The Wind”. Fanów nieco bardziej wzniosłych form przekonają tytułowy „Wonderworld” z fajną partią mooga oraz pompatyzujący „Dreams”, będący dla mnie częscią takiej mini-trylogii zapoczątkowanej przez „Pilgrim” na „Sweet Freedom”, a zwieńczonej na „A Year Or A Day” na „Return To Fantasy”. Jest tu wszędzie i ze (chwilami może z nieco przejaskrawioną) wzniosłością i z pewnymi ambicjami i z konkretnym kopem.

Jedynymi utworami, o których nie wspomniałem, są „We Got We” oraz „I Won’t Mind”. Pierwszy z nich, wprawdzie najnudniejszy na płycie, jednak jego poziom nie drażni na tyle, aby diametralnie zaniżył ocenę całości, natomiast drugi z nich jest absolutnym majsterszykiem. Powolny, rozlazły, niemal bluesowy, z oślizgłą partią gitary brzmi doprawdy wybornie.

Tutaj uznaję się za szczęściarza. Kilka dekad temu jednym z pierwszych marketów, które zalały nasz postkomunistyczny wolny rynek był Hit (przejęty/przemianowany pięć lat później na Tesco, z wiadomych powodów*). Pierwszy blaszak tego badziewa stanął (i notabene stoi do dzisiaj) przy zjeździe na trójmieską obwodnicę w mojej rodzinnej Gdyni-Chylonii. Jedyny plus tego był taki, że na półkach z płytami, obok pozycji pokroju The Best Of Pink Floyd, Dire Straits, czy The Beatles z małą czcionką dopisaną „performed by jakieś pseudo-grajki”, gdzieś w postawionych obok wielkich metalowych koszach można było doszukać się kilku oryginalych płyt, w tym urajek, tych pierwszych ich wznowień kompaktowych wydanych przez Castle, zawierających podstawowy zestaw bez jakichś demówek czy odrzutów, które kiereszowały uszy (jak w przypadku późniejszych ich wznowień, chociażby tych spod znaku Sanctuary Records).

Tę właśnie kompaktową wersję z epoki kamienia łupanego posiadam na swojej półce do dnia dzisiejszego. I słucha się jej wciąż świetnie.

 

 

 

*podatkowych

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.