ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Blackmore's Night ─ Dancer And The Moon w serwisie ArtRock.pl

Blackmore's Night — Dancer And The Moon

 
wydawnictwo: Frontiers Records 2014
 
1. "I Think It's Going to Rain Today" (Randy Newman cover) Newman 3:54
2. "Troika" Ritchie Blackmore, Candice Night 3:30
3. "The Last Leaf" Blackmore, Night 4:05
4. "Lady in Black" (Uriah Heep cover) Ken Hensley 5:48
5. "Minstrels in the Hall" (Instrumental) Blackmore 2:38
6. "The Temple of the King" (Rainbow cover) Blackmore, Ronnie James Dio 4:26
7. "Dancer and the Moon" Blackmore, Night 4:55
8. "Galliard" (Instrumental) Blackmore 2:00
9. "The Ashgrove" trad. 2:21
10. "Somewhere Over the Sea (The Moon is Shining)" Blackmore, Night 4:07
11. "The Moon Is Shining (Somewhere Over the Sea)" Blackmore, Night 6:19
12. "The Spinner's Tale" Blackmore, Night 3:30
13. "Carry On… Jon" (Instrumental) Blackmore 5:37
 
Całkowity czas: 53:10
skład:
Ritchie Blackmore – guitars, mandolin, bass, renaissance drums, tambourine; Candice Night – vocals, pennywhistle; Pat Regan - keyboards, producer
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,1
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,1
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,1
Dobra, godna uwagi produkcja.
,0
Więcej niż dobry, zasługujący na uwagę album.
,1
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,3
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,0
Arcydzieło.
,1

Łącznie 8, ocena: Dobra, godna uwagi produkcja.
 
 
Ocena: 6 Dobra, godna uwagi produkcja.
12.07.2014
(Recenzent)

Blackmore's Night — Dancer And The Moon

 Najlepsze, co może w tej chwili zrobić Richie Blackmore to reaktywacja Rainbow. Co prawda najlepszy głos grupy już niestety śpiewa w Największej Orkiestrze, ale jest przecież Joe Lynn Turner, który śpiewał na trzech krążkach grupy. Najlepszy perkusista, który tam bębnił,  również po drugiej stronie, ale ten skład z Rosenthalem, Burgim i Gloverem spokojnie dawał radę. No tak, Glover pracuje teraz w Deep Purple  i zapewne ani myśli o współpracy z Richiem. Ale basowy to basowy, zwykle to nie jest zbyt prominentna postać w zespole, kogoś się znajdzie.

 Dlaczego recenzję nowej płyty Blackmore’s Night zaczynam od Rainbow? I co mi się ubzdurało z tą reaktywką? Ano tak kiedy słuchałem najnowszego wypusku grupy Richiego Blackomre’a zaczęły mi różne myśli chodzić po głowie i taki konkretny kształt przybrały. A czego mnie takie myśli naszły? Bo najlepiej na tej płycie wypadają bardziej rockowe numery – covery Rainbow, Randy Numana – tu dopiero słychać, że coś się dzieje. Nawet „Lady in Black” Jurajki mimo, że na pewno lepsze od oryginału nie jest, to jednak ma swój urok.

 No bo to jest tak – facet przez prawie trzydzieści lat był wiosłowym i liderem w dwóch bardzo ważnych hard-rockowych kapelach. To musiało pozostawić w jego organizmie trwałe i nieodwracalne zmiany. Można wyciągnąć grajka z kapeli hard-rockowej, ale nie można wyciągnąć hard-rocka z grajka. Nie ma cudów. Dlatego Richie już mógłby sobie dać spokój z tym trubadurzeniem (przynajmniej na jakiś czas) i zająć się tym, co mu najlepiej wychodziło. Wydaje się też, że Candice Night dałaby sobie radę z dużo bardziej rockowym repertuarem i jeżeli już nie Rainbow, to  wspólna płyta, ale ostrzejsza i cięższa. Nie muszą pozbywać się folkowo-klasycznych naleciałości, bo to się sprawdza – patrz „Temple of The King”.

 To, wcześniej napisałem, może sugerować, że właśnie biorę ten krążek pod obcasy, ale pozory mylą. Nie jest to płyta idealna, nawet chyba i niespecjalnie dobra, ale całkiem słuchalna, na zupełnie przyzwoitym poziomie. Właściwie trudno się przyczepić do czegokolwiek. Oprócz „Troiki”. To jest bolesna chała. Ale Anglosasi tak mają, że jak wezmą się za coś ze wschodniosłowiańskich klimatów, ze szczególnym uwzględnieniem Rosji, czy Ukrainy, to spieprzyć muszą i nie ma przebacz. Reszty słucha się już miło. Jest tu kilka bardzo fajnych, instrumentalnych miniatur, takich jak na przykład „Galliard”, które na pewno trzeba pochwalić, kilka niezłych ballad to i te covery. A i żeby nie zapomnieć o „The Moon Is Shinig”, bo to kolejny przykład, że warto by było trochę zmienić repertuar, a do tego zaskakujący wstęp – jak nie z tej bajki. Co jeszcze na minus – chaotyczność repertuarowa – z jednej strony utwory klasyczno-folkowe, minstrelowskie, z drugiej strony instrumentalna, rockowa ballada „Carry on.. Jon”(co by nie mówić – bardzo ładny utwór, dedykowany jonowi Lordowi). Nie pasują do siebie. I takich par od Sasa do Lasa jeszcze by kilka pewnie znalazł.  Szczerze mówiąc, nie bardzo wiem, jak się ma ta najnowsza płyta do poprzednich, bo ich nie słuchałem. Debiut znam i mam, dwie następne znam, ale nie mam (dlatego, że znam). Potem sobie odpuściłem i po dobrych dziesięciu latach zdecydowałem się, że posłucham sobie coś nowego Blackmore’s Night. Nie było to aż tak złem, jak się spodziewałem, wręcz przeciwnie. Jednak dalej jest to dla mnie skrzyżowanie Robin Hooda (tego z Michaelem Praedem) i Cepelii – trudno traktować mi to bardzo poważnie. Tyle, że pierwszej płyty czasem słucham i nie powiem, podoba mi się. Jak będzie z tą? No nie wiem. Ma ciekawe fragmenty i ma trochę mniej ciekawe fragmenty. Ocena – sześć z dużym plusem, czy siedem z dużym minusem? Chyba raczej to pierwsze.

 PS. Oprócz wersji regularnej „Dancer And The Moon”, jest jeszcze dwupłytowa, z dodatkowym dyskiem DVD. Zwiera on wywiad z Candice Night i Richie Blackmorem i kilka piosenek w krótkich, akustycznych, wersjach.

 
Słuchaj nas na Spotify
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.