Długo kazał czekać na swój drugi album bydgoski Pinkroom. Przypomnijmy, że ciepło przyjęty debiutancki Psychosolstice ukazał się w 2009 roku. Mimo to Unloved Toy wydaje się konsekwentną kontynuacją wspomnianej płyty, choć w zespole zaszły pewne personalne zmiany [do założycieli formacji - Mariusza Bonieckiego i Marcina Kledzika - dołączyli, jako pełnoprawni członkowie zespołu, basista Grzegorz Korybalski (None, Ananke) i gitarzysta Karol Szolz (ex-Róże Europy, ex-Ananke)].
Ową kontynuację widać już po „zewnętrznościach”. Identyczna forma wydania w gustownym digipacku, to samo liternictwo i równie intrygująca okładka wraz z pomieszczonymi w książeczce grafikami pokazują z jak dużym pietyzmem podszedł zespół do tego albumu.
Nie inaczej jest z muzyką, która choć może wielkich zmian w ich stylu nie przynosi, ponownie skierowana jest do słuchacza wymagającego, poszukującego w muzyce czegoś więcej, niż standardowych piosenek. W dalszym ciągu słychać zatem u nich ewidentną fascynację muzyką King Crimson. Takie bezpośrednie karmazynowe odniesienia dostajemy w otwierającym całość Blow, w I Confess oraz we Flash. Gdy z kolei muzycy decydują się na wykorzystanie cięższych gitarowych riffów pachną one delikatnie Porcupine Tree. Jeżozwierzowo jest zatem choćby w Seven Levels, Enslaved, czy zbudowanym na zasadzie kontrastu utworze Unwanted Toys. Niesprawiedliwością byłoby jednak zamykanie bydgoszczan w tych dwóch szufladach, bowiem ich muzyka dotyka także zupełnie odmiennych klimatów. Taki Tides In Eye, silnie osadzony elektronicznie, stylistycznie zbliża się do Depeche Mode także dzięki wokalowi Bonieckiego, lekko nawiązującemu do śpiewu Dave’a Gahana. Ponadto we wspomnianym już In Confess muzycy potrafią zbudować transową, psychodeliczną atmosferę a w In Train wprowadzić żeńską wokalizę (za nią odpowiedzialna jest Elena Isakova) w bardzo orientalnej aurze. Nie brakuje też na Unloved Toy grania bardziej eksperymentalnego, awangardowego i jazzowego, z bogatym wykorzystaniem wiolonczeli. A z takich środków wyrazu korzysta Moodrom v.3, już trzecia część pewnego cyklu, który rozpoczął się na singlu Path Of Dying Truth i kontynuowany był na Psychosolstice. No i jest wreszcie coś onirycznego i momentami postrockowego w kończącym całość Apology. Ta ostatnia kompozycja wydaje się być zresztą świetną bazą do grania bardziej improwizacyjnego.
A jak się ma Unloved Toy do Psychosolstice? Wydaje się że to album, na którym grupa jeszcze mocniej flirtuje z ciekawą elektroniką, chwilami nawet w nieznacznie industrialnej odsłonie. Poza tym więcej tu chyba rockowego brudu i surowości, niż na bardziej przestrzennym debiucie. Jednym słowem ciekawa to rzecz o tym – jak piszą muzycy – jak może czuć się człowiek żyjący w dzisiejszym świecie.