ArtRock.pl - Progressive & Art Rock w sieci!
Ten serwis korzysta z plików Cookies i podobnych technologii. Dowiedz się więcej » | zamknij
 
Recenzje albumów w serwisie ArtRock.pl
Recenzja albumu Vangelis ─ Earth w serwisie ArtRock.pl

Vangelis — Earth

 
wydawnictwo: Vertigo 1973
 
"Come on" - 2:09
"We Were All Uprooted" – 6:51
"Sunny Earth" - 6:41
"He-O" - 4:12
"Ritual" - 2:45
"Let It Happen" - 4:19
"The City" - 1:16
"My Face in the Rain" – 4:23
"Watch Out" - 3:02
"A Song" - 3:28
 
Całkowity czas: 38:47
skład:
Instruments
Vangelis plays keyboards (Hammond L100 organ, Tornado reed organ, Selmer Clavioline), percussion, various ethnic instruments (flute, tabla) and provides background vocals. Most of the synthetic organic sounds on the album came from his Hammond L100 Organ put through a Binson Echorec and some other effects. Collaborating artists are Anargyros Koulouris (guitars, background vocals, and lute) and Robert Fitoussi (bass guitar and lead vocals on tracks 1, 4, 6, and 8). The later became better known in the 1980s as "F. R. David", when he recorded the hit single "Words". Warren Shapovitch provided the narration on the tracks "We Were All Uprooted" and "A Song".
Album w ocenie czytelników:
Oceń album:

Pokaż szczegóły oceny
Beznadziejny album, nie da się go nawet wysłuchać.
,0
Istnieją gorsze, ale i przez ten ciężko przebrnąć do końca.
,0
Album słaby, nie broni się jako całość.
,0
Nieco poniżej przeciętnej, dla wielbicieli gatunku.
,0
Album jakich wiele, poprawny.
,0
Niezła płyta, można posłuchać.
,0
Dobry, zasługujący na uwagę album.
,0
Bardzo dobra pozycja, mocno polecana.
,5
Absolutnie wspaniały i porywający album.
,5
Arcydzieło.
,2

Łącznie 12, ocena: Absolutnie wspaniały i porywający album.
 
 
Brak oceny
Ocena: * Bez oceny
12.06.2014
(Recenzent)

Vangelis — Earth

 

Z Grecja na Marsa. A potem do Watykanu.

 Czyli cykl o Vangelisie.

 Odcinek szósty.

 Słuchając „Earth” można się zastanowić – A po co oni tą żabę jedli? Znaczy się – po co się rozpadło Aphrodite’s Child? Przecież  pierwsza solowa płyta Vangelisa (nie licząc ścieżek dźwiękowych i dźwiękowego kolażu „Poemat symfoniczny”) spokojnie mogłaby być czwartą Aphrodite’s Child. Jakoś bez większych problemów jestem sobie w stanie wyobrazić w tym repertuarze Roussosa na wokalu. Może nie jest to aż tak przebojowe, jak  ówczesne wymagania Demisa, ale pewnie Vangelis by mu coś tam fajnego skomponował na singla. A że umiał, to już zdążył udowodnić wcześniej.  Byłaby to też najlżejsza płyta Aphrodite’s Child, bo „Earth” to nie jest specjalnie rockowa, a dynamiczny „Come On” na początek może nieco mylić, co do reszty zawartości, bo dalej mamy bardzo interesującą mieszankę popu, psychodelii, bałkańskiego folku i dźwięków, które dość obficie występują na kolejnych płytach artysty.  Wszystko to naprawdę bardzo zgrabnie zebrane i przystępnie przyrządzone – można powiedzieć, że to takie lajtowe Trzy Szóstki, bo wiele pomysłów stamtąd Vangelis zaadaptował na potrzeby swojej solowej płyty, już w wersjach dużo mniej radykalnych.

 Słuchając „Earth” można się zorientować po co były sesje do „Dragon” i „Hypothesis”, a także dlaczego Vangelis absolutnie nie miał zamiaru tego publikować. Muzyka, którą znamy z tych bootlegów robi wrażenie brudnopisu do „Earth”, jakby Vangelis przy tej okazji testował różne koncepcje, które stały się ciałem przy okazji właśnie tej płyty. A ponieważ były to brudnopisy, szkice, czyli rzeczy z definicje nieskończone, dlatego nie były przeznaczone do upublicznienia – i w  pełni się z nim zgadzam. Wiem, że „Dragon i „Hypothesis” mają swego rodzaju status kultowy i swoich wiernych wyznawców, ale nie czarujmy się – brzmi marnie, kompozycje bez początku i końca, niedbałe aranżacje – nosz próba, przymiarki, pierwsza fastryga.  Paradoksalnie – właśnie przez długi czas do tych nagrań dostęp był łatwiejszy niż do samego „Earth”.

 Jak już wspomniałem, żwawsze, bardziej rockowe dźwięki kończą się na pierwszym utworze. Potem mamy rzeczy dość różne – fragmenty quasi-ilustracyjne, co zbytnio nie dziwi, bo wcześniejsze solowe dokonania Vangelisa to głównie muzyka filmowa. Zaczynał jeszcze w greckich czasach od ścieżki do filmu „5000 Lies”, potem było „Sex Power”, a wydane pod koniec 1973 „L'Apocalypse Des Animaux” powstało prawie dwa lata wcześniej. Tak jak na „Sex Power”, też i na „Earth”, znajdziemy sporo mocno zrytmizowanych fragmentów z pogranicza psychodelii i world-music, a „The City” prawdopodobnie w ogóle pochodzi z filmu „Sex Power” (ale już na płycie się nie znalazło). Pozostałe utwory to przede wszystkim bardzo ładne piosenki – czasami takie oniryczne, delikatne, jakich sporo znajdziemy na późniejszych płytach artysty. Najładniejsze to moim zdaniem „A Song” i „My Face in The Rain”. Dość późno poznałem ten krążek,  jako jeden z ostatnich, może niecałe dziesięć lat temu. Pamiętam, że byłem dosyć mocno zaskoczony zawartością, a do tego było to też bardzo miłe zaskoczenie. Moim zdaniem znakomita płyta, chociaż trochę inna, niż te najbardziej znane.

 Ten album możemy potraktować jako pierwszy, właściwy album solowy Vangelisa z kilku powodów. Po pierwsze jest to pierwszy album podpisany samym imieniem – tak jak wszystkie następne, a nie imieniem i nazwiskiem, jak te dwa wcześniejsze. Po drugie – „Sex Power” było robione na zamówienie, jako ścieżka dźwiękowa, a „Poemat Symfoniczny” to rzecz bardzo osobna i nie do końca całkiem muzyczna. Co prawda przy okazji Trzech Szóstek napisałem, że właśnie to jest tak de facto pierwsza solowa płyta Vangelisa, ale formalnie było to Aphordite’s Child, tak jest zapisane i ja sobie mogę gadać.

 

 

 
ArtRock.pl na Facebook.com
ArtRock.pl RSS
© Copyright 1997 - 2024 - ArtRock.pl. Wszelkie prawa zastrzeżone.